Maciej Dzik (Ketha)
Dodano: 23.01.2017
Z obecnym perkusistą rzeszowskiej Ketha rozmawiamy m.in. o nadchodzącym krążu grupy, doświadczeniach z bębnami, a także o tym, czy aby na pewno prog metal to, najlepsze w czym jest w stanie się odnaleźć.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Cześć i czołem. Na początek szybki strzał. Twojej ucieczki z Disperse nikt się nie spodziewał, tym bardziej, że w twoje buty wszedł nie kto inny jak sam Mike Malyan. Djent ci nie odpowiadał?
Myślę że na tę decyzję złożyło się całkiem sporo czynników. Moje większe zaangażowanie w sport, zarówno zawodowe jak i hobbystyczne, chęć ucieczki od bycia "cały czas w formie", by grać na tyle cyrkową muzę. Bo pamiętam czasy, kiedy myślałem, że nie mogę pojechać na wakacje, bo brak kontaktu z instrumentem zaowocuje totalną katastrofą i końcem mojej kariery... Takie ciśnienie sam sobie narzucałem. Zupełnie niepotrzebnie. Oprócz tego utrata wiary w sens tego co robię, i dlaczego całą resztę mojego życia przełączam na STANDBY, wierząc że uda mi się osiągnąć "sukces" z moim bandem. Jak widać chłopaki djentu już nie grają, więc forma niepotrzebna, ale niczego nie żałuje. Uważam że Mike jest wspaniałą osobą na to miejsce, jednak trochę szkoda że nie obsadza go polskie nazwisko...
Ketha ma duszę bardziej punkową, Disperse wymaga chirurgicznej precyzji. Muza Kethy jest trudna, wymagająca kondycyjnie, dziwna, dlatego że my jesteśmy dziwni, nie dlatego że jesteśmy super sprawni technicznie. Cały koncept bandu opiera się raczej na pewnym doświadczeniu mroku i zniszczenia świata. Jeśli zniszczenie świata wymaga grania na 15/16 no to jasne zagramy...ale to tylko dlatego.
Ketha ma duszę bardziej punkową, Disperse wymaga chirurgicznej precyzji. Muza Kethy jest trudna, wymagająca kondycyjnie, dziwna, dlatego że my jesteśmy dziwni, nie dlatego że jesteśmy super sprawni technicznie. Cały koncept bandu opiera się raczej na pewnym doświadczeniu mroku i zniszczenia świata. Jeśli zniszczenie świata wymaga grania na 15/16 no to jasne zagramy...ale to tylko dlatego.
Do Kethy dołączyłeś, kiedy band miał już wyrobioną pozycję wśród słuchaczy. To już prawie cztery lata, a ja cały czas odnoszę wrażenie, że jesteś tym nowym perkusista, Zastrzykiem świeżej krwi.
Sam pamiętam jak byłem na koncercie Kethy jako fan, mając 17 lat. Nie za bardzo wiedziałem jak tupać, ale było w tym coś urzekającego. Jest szansa że wnoszę do bandu bardziej nowoczesny vibe, bo też ostatnimi czasy zawsze grałem skrajnie nowoczesną muzę. Zarówno z Disperse, jak i z Owane. Jeśli chłopaki mnie nie temperują, to gram jak lubię. A że jestem największy w bandzie to wiadomo (śmiech)
Nie tylko Ty jesteś duży bo w swoim zestawie masz pokaźną liczbę naprawdę dużych blach. Crashowany ride to jest to? (śmiech)
Jasna sprawa! Poza tym jestem zwolennikiem małych setów, nawet przy głośnej muzie, wymagającej wielu barw. Stąd mój przyjaciel Bart Łomiej, zawsze liczy moje blachy przed wyjazdem na koncert, czy przypadkiem tym razem nie zabrałem tylko hihatu i ride'a. Serio, przyjdzie taki dzień.
Dałbyś radę tak zagrać? Taki zestaw kojarzy się nie tylko ze wspomnianym przez Ciebie punkiem co hardcorem. Dwie, maksymalnie trzy blachy i jazda.
Myślę że bawiłbym się świetnie. Widzisz, to jest właśnie ta różnica pomiędzy muzą techniczną po prostu, a taką, w której chodzi o coś zupełnie innego. To tak jak Mars Volta, która gra bardzo ciężkie do tupania rytmy, ale dbałość o higienę wykonania była tam drugorzędną sprawą. Liczyła się jakaś emocja, koncept i jazda.
Ale Mars Volta długo ewoluowała, żeby móc sobie na coś takiego pozwolić. W Ketha od początku jest chaos, matematyka i... industrial.
Zawsze się zastanawialiśmy gdzie popełniliśmy błąd..
Może w zbyt rzadkim koncertowaniu? Koncert Ketha w okolicy to spore wydarzenie. Tak bardzo selektywnie podchodzicie do wyboru miejsc do grania, czy to raczej kwestia zgrania terminów?
Myślę, że w obecnym czasie to głównie kwestia zgrania terminów. Maciej pracuje w Helsinkach, Bartek ma dużą ilość dzieci na raz, Michał zawsze ćwiczy na basie, a ja na siłowni... Jednak wciąż wierzymy, że po nowej płycie, która ukaże się lada miesiąc, uda nam się pograć chociaż kilka weekendów. Szkoda byłoby nie zaprezentować na żywo materiału, w który wsadziliśmy tyle pracy.
Po zdjęciach ze studia wnoszę, że nieco przekłamujesz, jeśli chodzi o ilość sprzętu. (śmiech)
Nie no, studio to wyjątkowa sytuacja. Bo wnosisz sprzęt raz, a grasz kilka dni. A tak na serio to wiesz, do studia zazwyczaj przygotowujesz każdą barwę długo przed właściwym nagraniem i każda jedna blacha jest najważniejsza, właśnie w tym konkretnym momencie. Na gigu wolę myśleć emocjami, dynamiką, ekspresją, niż konkretnym splashem, którego i tak nikt nie usłyszy.
Wybacz, że ciągle będę się odnosił do Disperse, ale z tego zespołu cię znam i poniekąd fascynuje mnie przejście na brutalną, mechaniczną stronę mocy. W Ketha bardzo liczy się atak. Dużo ćwiczysz?
Jak większość z nas przechodziłem przez różne fazy zaangażowania w ćwiczenie. Od 6 godzin dziennie ze stoperem w ręku przez kilka miesięcy, wstawanie o 5 rano żeby poćwiczyć jeszcze kilka godzin przed pracą, kompletny brak motywacji, nagły powrót ambicji itp... Myślę, że obecnie mogę zaryzykować stwierdzenie, że jak na mnie to ćwiczę stosunkowo mało, co ogranicza się do regulaminowej godziny - dwóch dziennie. Jest to ilość, która pozwala mi na konsekwencję nie rujnując życia prywatnego oraz bardzo powolny progres, ciągle będąc "in the vibe", gdyby jakaś kolejna fantastyczna muzyczna historia miała ochotę się wydarzyć.
Co by to miało być? Był djent, jest matematyka i chaos, gdybyś dostał propozycję, zagrałbyś pop?
Moim obecnym marzeniem jest kontynuacja współpracy z norweskim producentem - Owane, z którym nagraliśmy płytę dwa lata temu. Ten gość to dla mnie absolutna miazga jeśli chodzi o unikatowość i styl. Pod koniec stycznia lecę do niego do Norwegii by poruszyć kwestie połowu łososi i współpracy nad kolejnym albumem, mam nadzieję, że w tym roku jeszcze coś nagramy. Pop fajnie, doceniam, jednak ja naprawdę lubię być bardzo zajęty grając na bębnach. Lubię poczucie wykonania misji ucząc się jednego beatu przez kilka dobrych dni. Także na pewno techniczne granie, wysoko poza moimi obecnymi możliwościami. Taka robota sprawi mi najwięcej radości.
Synkopa i polirytmia twoją wybranką? (śmiech)
Relatywnie to moje najmocniejsze strony, nie ma więc sensu bym starał się być mistrzem pop beatów, jeśli moi koledzy robią to z dużo większą przyjemnością i gracją.
Wskazaliśmy co u ciebie najlepsze. W czym upatrujesz swoich wad?
Na pewno technika werblowa, powściągliwość, dynamika... absolutne podstawy, myślę że jak u wszystkich. Po niedawnych warsztatach z Clausem Hesslerem trochę wróciłem do tych fundamentów i póki co bawię się dobrze moim kolejnym epizodem z serii - Back to basics.
To jest w ogóle ciekawe, bo niezależnie z kim bym nie rozmawiał, to ludzie, którzy mają już określony, jeśli nie bardzo wysoki poziom, nie próbują się rozwijać w konkretnym kierunku, tylko powracają do początków grania. Jak wyglądały Twoje?
Absolutny punk rock. Granie do nagrań Slayera, Blink 182, Kreatora, Slipknot, pałkami poklejonymi taśmą, na łatanych naciągach, gdzie tom holderem był tapczan, a hihatem, ten najbardziej rozwalony obecnie talerz. Piękne początki, jednak trochę krzywdzące mój aparat i wrażliwość muzyczną. Pierwszą lekcje bębnów odebrałem w wieku 21 lat od Artura Malika. Wtedy też przeczytałem pierwszą nutę i kupiłem pierwsze pałki powyżej kwoty 16 zł. No i zacząłem trochę ćwiczyć, zamiast tylko grać..
W nie tak długim czasie osiągnąłeś poziom, którego może Ci pozazdrościć wielu młodych muzyków. Choć nie ścigasz się blastami, to grasz kreatywnie i masz mocno osadzony groove.
Dziękuje! Myślę, że zawdzięczam to jedynie siedzeniu na sali, patrząc w ścianę, oraz nie oglądaniu się na innych. Zauważyłem bezpośrednią relację, polegającą na tym, że im więcej czasu poświęcam na śledzenie wszystkiego co się dzieje w bębnach, tym mniej contentu produkuję sam. Bardzo polecam. Sam mam problem z porównywaniem się do innych, jednak nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi. Bądźmy sami na tyle charakterystyczni, żeby nas śledzono.
To kiedy ta nowa Ketha?
Daj nam proszę kilka miesięcy. Jesteśmy w trakcie wybierania okładki, kończenia miksów, klip już prawie gotowy. Maszyna działa, ino tak powoli, w końcu zniszczenie świata to nie są rurki z kremem.
Rozmawiał: Grzegorz Pindor
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…