Kuba Jabłoński (Lady Pank)

Dodano: 19.03.2020

Jest przedstawicielem naszego Złotego Pokolenia perkusistów połowy lat 90 zeszłego stulecia, kiedy to prawdziwa fala młodych uzdolnionych bębniarzy przejęła listy przebojów, grając u niemal wszystkich gwiazd polskiej muzyki, nowych i starych. Kuba został zwerbowany przez Jana Borysewicza i od ponad ćwierćwiecza odpowiedzialny jest za fundament muzyki Lady Pank.

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

Kazik Staszewski dostrzegł młodego bębniarza, gdy ten bębnił sobie w zespole Gardenia. Wokalista Kultu ostatecznie zaprosił Kubę do swojego nowego, mocnego projektu Kazik Na Żywo. Piosenki Celina, Artyści, Spalam się, Nie ma litości stały się prawdziwymi klasykami, śpiewanymi przez tysiące fanów. Zespołom Kazika zawsze towarzyszy wysoka jakość, dlatego artysta doskonale wiedział, że młody pałker sprawdzi się idealnie. To przykuło uwagę Jana Borysewicza, który był w trakcie wskrzeszania Lady Pank.

Kuba opowiadał nam kiedyś: „Pamiętam, że mój dobry kolega, który go znał, przeprowadzając wywiad z Janem dowiedział się, że poszukuje bębniarza. Powiedział mu, że jest tu taki młody, obiecujący... Janek na to: „Tak? To gdzie mogę go posłuchać? Za tydzień, w klubie z Kazikiem.” Przyszedł, posłuchał i później dostałem telefon, że chce się ze mną spotkać.”

Świeża krew, dynamit w łapach i nogach doskonale wpisywały się w ówczesne preferencje słynnego gitarzysty. Tak zaczęła się współpraca z jednym z najbardziej zasłużonych polskich zespołów rockowych. Wykształcony muzycznie bębniarz na dobre osiadł w zespole i można tutaj się zastanowić, czy aby nam nieco nie podrdzewiał, co zdarza się nagminnie w przypadku regularnych perkusistów zespołów takiego formatu. Przeglądając kolejne lata możemy być jednak spokojni.

Jest to niemalże wzorcowy przykład dojrzewania perkusyjnego. Nie ma tu upartego dążenia do ścigania się na połamane rytmy z kolejnymi pokoleniami wyczynowców. Ten etap Kuba zamknął za sobą dawno. W to miejsce pojawiło się operowanie brzmieniem, dynamizowanie, trzymanie się kompozycji (bo osadzenie się w groove miał od zawsze). Takiego podejścia można się spodziewać, patrząc na sam zestaw perkusyjny. Mieliśmy taką okazję, a jak już patrzymy na bębny to porozmawiamy sobie troszkę o tym i tamtym…

Magazyn Perkusista: Mówiłeś, że nie masz za bardzo z kim pogadać na trasie o bębnach…

Kuba Jabłoński: No nie mam. Wiesz, jak to jest, jak jesteś codziennie w innym miejscu i są to często spore rozstrzały, każdy przeważnie myśli, jak tu przeżyć do następnego dnia (śmiech). O której koncert, o której trzeba wstać, o której wyjechać. Nawet nie ma za bardzo rozmów o muzyce, chociaż oczywiście w busie się to zdarza często, ale niestety nie o bębnach, chyba, że kogoś spotkam na koncercie, perkusistę, z którym dzielę scenę, to wtedy tak. Dlatego cieszę się, że mogliśmy się spotkać, bo zawsze chętnie pogadam o bębnach.

A czy Lady Pank to nie jest zespół grający głównie sam?

Nie, nie. Teraz, w te miesiące zimne, to wiadomo, że są to koncerty klubowe lub konkretnie określona trasa, tak, jak ta, która nosi nazwę LP1, wtedy są to faktycznie koncerty zespołu. Natomiast latem są to imprezy głównie na dużych scenach, do tego festiwale, których się namnożyło, i bardzo dobrze. Zresztą w ogóle odbiór muzyki się zmienił, pewnie też to sam obserwujesz. Na takich koncertach można się spotkać z innymi kapelami, porozmawiać, wymienić uwagi stricte bębniarskie.

A ten odbiór muzyki? Ciekawy temat…

Uważam, że na przestrzeni paru ostatnich lat jest kompletnie inne i być może przez niektórych nieprzewidywalne podejście do muzyki, ponieważ przede wszystkim straszyli nas streamingami, że nie ma z tego pieniędzy i tak w sumie jest, ale jak nie jesteś w streamingu to nie istniejesz i płyta musi być w jednym z takich serwisów. Jednak prawdziwy fan, których jest naprawdę wielu i tak kupi tę płytę. Widzę to po sobie, widzę po znajomych. Streaming jest próbką tego, co ci się podoba.

Żyjemy w o tyle fajnych czasach pod tym względem, że możesz odkryć bardzo dużo muzyki, bardzo dużo inspiracji, podpowiedzi w serwisie w stylu „zespoły podobne”, „fani lubią też” itp. Na podstawie tego, co słuchasz, algorytm oblicza, co mogłoby ci się spodobać i wrzuca ci to na playlistę. To jest fajne, natomiast nie wyobrażam sobie, żebym nie miał płyt swoich ulubionych kapel, i to w formie winyli. Musi być winyl, bardzo mało słucham z płyt kompaktowych, zdarza się, oczywiście, odtwarzacz chodzi, ale winyl to podstawa.

MUZYKA Z MELBOURNE

Ładnych parę lat temu zaczął się tam tworzyć niesamowity kocioł, pewna wspólnota muzyków z różnych kapel, którzy chętnie spędzają ze sobą czas. Dżemują, spotykają się, wpadają na nowe pomysły i właściwie grając gatunki, które – wydawałoby się – są już wyczerpane i ograne, zaczęli odkrywać zupełnie nowe przestrzenie, zupełnie nowe rzeczy i to mówię o muzyce absolutnie gitarowej, granej na żywo – bębny, bas, gitara, klawisze, wokal.

Jest taki facet, którego uważam za absolutnego geniusza. Miałem wielkie szczęście i okazję spotkać go ostatnio na koncercie w Barcelonie, nazywa się Zak Olsen. Gra w kilku kapelach, ale jego główna działalność skupia się wokół kapeli Orb (nie mylić z The Orb). Nagrał z zespołem Traffik Island w mojej ocenie najlepszą płytę roku 2019. Zupełnie niesamowity kompozytor, zupełnie niesamowity wokalista, multiinstrumentalista i świetny człowiek. Bardzo otwarty i przyjazny facet.

Również kapela, która mnie absolutnie zabrała i bardzo się cieszę z tego powodu, czyli King Gizzard & The Lizard Wizard. Są dla mnie absolutnie czymś szczytowym, co można osiągnąć w muzyce. Jeżdżę za nimi po całym świecie. Na szczęście grają też trasy po Europie, więc ja jak ten psychofan jestem na tylu koncertach, na ilu mi się uda być i to nie, że stanę sobie gdzieś tam daleko z tyłu, tylko normalnie jestem fanem pod barierką trzepiąc głową (śmiech). Zaczęło się to wszystko tak naprawdę od Tame Impala, którzy też mnie bardzo fascynują, z tym, że ciężko jest być ich fanem, bo bardzo rzadko coś nowego wydają.

 

A odbiór przez ludzi?

Jeżeli chodzi o rynek koncertowy, to tak naprawdę, jeżeli chcesz słuchać muzyki na żywo, oglądać artystów występujących na żywo to musisz się bardzo spieszyć w momencie, gdy jest ogłaszany koncert, bo zazwyczaj jest bardzo szybko wyprzedany. Sam tego doświadczam, bo chodzę na ogromną ilość koncertów i lubię być na wszystkim, co jest w moim zasięgu. Lubię atmosferę koncertową. Zderzam się często ze ścianą, że jak to – już biletów nie ma? Wieczorem przeglądam, że jest jakiś nowy koncert, ale nie mam siły i idę spać, jutro sobie kupię bilet. Rano patrzę, a tu „sold out”! Moim zdaniem jest to bardzo budujące, że tyle ludzi cały czas pragnie muzyki na żywo.

Ale te wyprzedane koncerty nie dotyczą jednak zespołów starszej generacji?

Niekoniecznie. Są młode zespoły, które mają już zbudowaną na tyle dużą bazę fanów, że też cieszą się takim zainteresowaniem, natychmiast potrafią sprzedać klub mniejszy czy większy. Nie wiem, skąd to się bierze, ale zauważam w młodych i nie tylko młodych ludziach pęd do słuchania muzyki i poznawania nowych rzeczy. Być może patrzę też z perspektywy stolicy, co może wyglądać inaczej, ale wiem, że w dużych miastach jest podobnie. Kraków, Poznań, Łódź, Trójmiasto, wszędzie, gdzie są miejsca do grania, imprezy się sprzedają i to mnie ogromnie cieszy.

Nie powinienem tego głośno mówić, ale ostatnio miałem mocne wahania co do sensu zawodowej gry na perkusji w Polsce, a z twojego entuzjazmu wynika, że nic tylko brać pałki i grać!

Wiem, o czym mówisz, rozumiem takie podejście i dlatego sobie myślałem, że nie mam dzieci, ale jakbym miał, zrobiłbym wszystko, żeby odradzić im zawodową grę na instrumencie (śmiech), bo to jest cholernie trudna droga! Jeżeli się zdecydujesz, żeby to robić i chcesz podążać tą ścieżką zawodowo, zajmować się głównie graniem w życiu to… jest to bardzo ciężkie. Żeby utrzymać się i pływać jakoś na powierzchni, żeby móc zajmować się tylko tym, to nie jest proste zadanie.

Troszeczkę zmieniam zdanie widząc, jak też wszystko się zmienia wkoło i rozkwita sam rynek. Może to jest polska tendencja, ponieważ w stosunku do większości krajów Europy Zachodniej, a o USA już nie wspominając, jesteśmy w tym temacie wciąż troszeczkę opóźnieni. No taka jest prawda i może właśnie tu jest zauważalna silnie ta tendencja, że ludzie zachłysnęli się najpierw dyskoteką i beatami, a teraz pragną żywej muzyki.

Nie drażni cię bezczelne naśladownictwo?

Mówisz o kopiach? Uprawiając jakiś gatunek siłą rzeczy wywodzisz się z danej gałęzi kapel, od tego nie uciekniesz i o ile jest to dobrze wykonywane i jest tam jakaś… nazwijmy to – iskra osobnicza, jest w tym jakiś ogień, to mi to nie przeszkadza, zupełnie. Przedwczoraj byłem na takiej kapeli, nazywają się Lebanon Hanover, grają w sumie to, co już bardzo dobrze znasz. Oni akurat poruszają się w klimatach takich trochę zimno falowych. Jest to temat bardzo mocno wyeksplorowany i właściwie czego można oczekiwać więcej, prawda? Grają to jednak z taką werwą, z taką energią, z takim zaangażowaniem, że wysłuchałem koncertu od początku do końca i świetnie się bawiłem.

Zestaw perkusyjny Lady Pank 2019 – Trasa LP1



TALERZE

Zildjian:
20” A Avedis,
15” K Light hi-hats,
10” K Splash,
9” FX Trash Splash Oriental,
11” K Custom Hybrid splash / 12” FX China Trash Oriental (stack),
24” K Light ride,
18” K Dark Medium Thin crash.

BĘBNY

Ludwig Blue/Olive ‘70s:
10x7” tom, 13x9” tom,
15x12” floor tom,
18x16” bass drum, 20x14” bass drum,
15x12” werbel

RESZTA

Naciągi Evans: Coated G2 bębny i werbel, Clear Resonant jako rezonans, Coated EQ3 na centrali.
Pałki Vic Firth 5AN.
Perkusjonalia: 2 x 6” Octobany, 10x6” DW werbel, 2 x LP blast block, LP Tambourine.
Hardware: DW 9000 pedały basowe i hi-hatu, statywy DW/Gibraltar, stołek Gibraltar.
Roland SPDS-X.

 

Twoje podejście do muzyki chciałbym przerzucić na twój zestaw, czyli wchodzimy w klimaty typowych perkusyjnych kujonów (śmiech).

Proszę bardzo, a co mi tam (śmiech)!

Pamiętam twój zestaw DW sprzed kilkunastu lat, zestaw wyczynowy…

Taki wręcz sportowy.

Tak, blaszki tu i tam, dynamiczne tomy, szybkie przejścia, pach-pach! Teraz grasz na starym „rupieciu” Ludwiga, a grasz tę samą muzykę!

Tak, jest to swoisty rupieć i rzeczywiście gram tę samą muzykę na kompletnie innym zestawie. To wynika wyłącznie z mojej fascynacji brzmieniem i poszukiwaniem optymalnego, najbardziej pasującego mi soundu i najbardziej odpowiadającego mi rodzaju brzmienia. Przez lata występowania na scenie miałem okazję do grania na zestawach wielu marek i po okresie fascynacji nowymi brzmieniami, nowymi rozwiązaniami technicznymi, super zaawansowaną technologią, zwróciłem się w stronę super prostoty i totalne starej szkoły w produkcji bębnów.

Podejrzewam też, że to stare drewno ma ogromne znaczenie. Nie mam żadnego kłopotu, że coś mi tam nie stroi i oj oj, muszę dokręcić śrubeczkę, nie! Tutaj stawiam i gram. Wyjeżdża bęben z zimnej przyczepy, postoi parę minut, żeby nabrał temperatury, uderzasz i jest. Ten dźwięk już tam jest, jest zapisany od wielu lat.

No dobrze, ale aranżacje są te same, tam było DW do strzelania z karabinu, a tu masz starą meblościankę.

Szczęśliwie nie przeszkadza to liderowi kapeli, bo wiadomo, że to szef ma wizję ogólnego brzmienia zespołu. Na szczęście te Ludwigi się w to wpasowały i nie ma żadnych zastrzeżeń, czasami wręcz potrafi pochwalić, że bębny fajnie brzmią. To jest to, co się chce usłyszeć.

Gracie teraz trasę LP1 czyli całą legendarną pierwszą płytę Lady Pank. Ciekawe są tam aranżacje bębnów…

To są wszystko aranżacje Janka tak naprawdę. Jest doskonałym rytmikiem, świetnym perkusistą. Chyba zanim zaczął grać na gitarze to jego pierwszym instrumentem były bębny i to słychać w rytmice grania na gitarze, jak akcentuje prawą ręką, jaką ma artykulację i punktowość. To jest charakterystyczne dla niego.

Jest to fajne o tyle, że ma dokładną wizję, jak wszystko powinno brzmieć, a z drugiej strony jest to niebezpieczne, dlatego, że wiesz, ma na ciebie baczenie cały czas (śmiech)! Wie dokładnie, co powinno być zagrane. Oczywiście nie mówię, że nie zostawia pola manewru do osobistej swobody, oczywiście, że zostawia, ale jest to gość, dla którego perkusja nie stanowi żadnych tajemnic.

Tym samym nasuwa się naturalny wniosek, że trzymasz podstawy kompozycji i dodajesz coś od siebie.

Tak, wymieszane jest to z tym, co wydaje mi się, że dobrze brzmi w zespole i w piosence. To, co jest ogólną podstawą, co w ogóle jest dla mnie najfajniejsze w graniu jakiegokolwiek perkusisty, to żeby nie nadgrywać, żeby jednak trzymać się beatu, bo perkusja to przede wszystkim puls. Nie mówię, żeby w ogóle nie zaszaleć, ale trzeba to na tyle umiejętnie wpasować i na tyle umiejętnie sprzedać, żeby nie zachwiać tego dobrego pulsu perkusyjnego, który jest podstawą w każdym gatunku muzyki.

Często mówimy, że jesteś jednym z przedstawicieli polskiego złotego pokolenia perkusistów... Widzę, że cię to rozbawiło, co cię tak śmieszy?

Naprawdę tak twierdzisz? Powiedzmy, że uśmiecham się do tego, ale fajnie, że tak mówicie (śmiech).

Cała wasza ekipa np. ty, Michał Dąbrówka, Robert Luty, Krzysiek Poliński, wielka fala perkusistów połowy lat 90, gdzie wypchnęliście grę w zupełnie nowe rejony.

Nie upatruję w tej fali perkusistów, których tak ładnie nazywasz, że aż jestem wniebowzięty, że zaliczam się do tak zacnego grona (śmiech) jakichś naszych specjalnych predyspozycji czy umiejętności. Być może chodzi tu o to, że był to specjalny czas w Polsce. Pojawiła się u nas MTV, do Polski zaczęły płynąć płyty z tego upragnionego wtedy Zachodu. Mieliśmy wreszcie dostęp do muzyki.

Muzycy, którzy chcieli chłonąć takie rzeczy, robili to, bo w końcu mogli to robić. Słuchaliśmy, wymienialiśmy się płytami, gadaliśmy o tym non stop, to były dla nas wielkie inspiracje. Myślę, że naturalnie sobie wykombinowaliśmy, dlaczego mamy grać tak, jak w tej polskiej rozrywce się grało do tej pory? Tu trzeba dodać jakiegoś kopa, trzeba wprowadzić zupełnie inny poziom. Wydaje mi się, że to być może wynikało właśnie z tego. To był czas, gdzie się zaczęło ewidentnie kotłować, że ta muzyka stała się nieporównywalnie bardziej dostępna niż jak to wyglądało do tego momentu. Tak sobie tłumaczę.

Czy po tym prawie ćwierćwieczu nie miałeś jakichś momentów wypalenia, zwątpienia?

Oj, oczywiście, takie momenty bardziej zwątpienia niż wypalenia nadchodzą. Czy to jest to? Czy ja chcę to dłużej robić? Przecież to wszystko jest takie powtarzalne, to jest takie rutynowe, może ja się w ogóle zupełnie czymś innym powinienem zająć? Może otworzyć wypożyczalnię skuterów czy cokolwiek innego. Dać sobie spokój, bo robiłem to i teraz czas w życiu na inne przygody. Oczywiście, że takie myśli się pojawiają. Oprócz tych momentów zastanowienia się, czy to w ogóle ma sens, przychodzi też zwyczajne zmęczenie fizyczne.

Grając ileś koncertów rocznie, mając niemal praktycznie wszystkie weekendy zajęte, wracasz z kolejnej serii grania, siadasz na kanapie, a ja lubię sobie usiąść w ciszy i posłuchać swoich myśli, zastanawiasz się, czy naprawdę dalej chce ci się zarywać kolejne noce. Masz życie osobiste, które nie jest ideałem ze względu na to, co wykonujesz. Inni twoi koledzy poukładali sobie to jakoś fajniej, mają weekendy rodzinne. Zaczyna się myślenie, czy na pewno to jest to.

Z drugiej strony tym bardziej spotęgowane jest tym, że nie widzisz końca. Jak ty nie powiesz: „Panowie, dziękuję, dość” to samo nie stanie. Ten motor jest tak nakręcony, że jeżeli ty sam z niego nie zsiądziesz, to pojedziesz dalej. I tu „ale”! Zawsze na końcu po chwilach takiego małego zwątpienia czy podłamania, nadchodzi coś takiego, że no tak, ale przecież ja – do cholery – kocham grać na perkusji!

Powiedz mi, proszę, jak to jest możliwe, że dorośli faceci dobijający do pięćdziesiątki wciąż to robią, czy to jest poważne?

To nie jest poważne w ogóle (śmiech), ale wydaje mi się, że nasz instrument, który jest tak specyficzny, daje szeroką paletę możliwości i ogromne pole do eksploracji nowych rzeczy. Ten sam rytm możesz zagrać na milion innych sposobów. Siądzie ci trzech, pięciu czy dziesięciu pałkerów i każdy ma zagrać to samo, to każdy zagra to trochę inaczej.

Cały czas się tym fascynujesz, widzę po twoich emocjach.

Tak, to jest dla mnie ciekawe… To jest dla mnie totalnie ciekawe. Rytmika i bębny. Spośród wszystkich instrumentów bębny są na pierwszym miejscu, są dla mnie absolutnie najważniejsze i fascynują mnie tak samo od zawsze. To się jakoś kompletnie nie chce zmienić.

Materiał przygotowali: Maciej Nowak, Artur Baran
Zdjęcia: Maciej Pieloch
#maciejpielochphotography

Powiązane artykuły
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.