Zmiana na lepsze?
Niektóre perkusyjne ikony kojarzą nam się z konkretnymi zespołami i często mamy wrażenie, że grają w tych kapelach od zawsze.
Pierwszymi wyborami liderów nie byli Keith Moon, Phil Rudd, Charlie Watts, Charlie Benante czy też Ringo Starr, ale my skupmy się na tych perkusistach, którzy dołączyli po pierwszych oficjalnych nagraniach. Zazwyczaj to wraz z nowym perkusyjnym napędem powstawały najważniejsze nagrania zespołów, ale niekiedy też perkusyjni giganci dołączali już na mocno wybębniony grunt.
8. Nick Menza – Megadeth
Zaczniemy ostrożnie, bo spore grono sympatyków wie, że Nick był kolejnym bębniarzem, z którym Dave Mustaine nagrywał w Megadeth, chociaż z biegiem lat ten obraz się zamazuje, głownie dlatego, że kultowe płyty powstawały właśnie w „złotym” składzie z Nickiem. Ponadto wcześniejsze piosenki grał od samego początku w taki sposób, jakby były jego. Wcześniej nagrywali Gar Samuelson (dwie płyty) i Chuck Behler (jedną).
7. Gavin Harrison - Porcupine Tree
Jest silna grupa fanów sympatyzująca z pierwszym okresem istnienia legendarnego zespołu Stevena Wilsona, ale największa fala popularności przypadła na okres, gdy za bębnami zasiadł perfekcyjny Gavin Harrison, dlatego też dla wielu miłośników muzyki Porcupine Tree to właśnie on jest tym jednym jedynym garowym prog rockowych mistrzów. Poprzednikiem Gavina był Chris Maitland.
6. Ian Mosley - Marillion
Tak bardzo oczywista postać w zespole, ale dołączył dopiero przy okazji nagrania drugiej płyty. Nie ma co się jednak dziwić, że jest tym właściwym perkusistą zespołu, skoro wszedł razem z genialnym albumem "Fugazi", a przecież za chwilę było jeszcze goręcej i pojawiły się jego sztandarowe groove’y. Przed Ianem nagrywał Mick Pointer.
5. Phil Collins - Genesis
Jedni z największych mistrzów rocka progresywnego to od samego początku zbiór niesamowitych osobowości. Phil pojawił się dopiero na trzeciej płycie, ale mało kto pamięta, że jego poprzednikami byli kolejno Chris Stewart i John Mayhew. Jego umiejętności i charyzma natychmiast postawiły go w roli tego „prawdziwego” bębniarza Genesis.
4. Chad Smith – Red Hot Chili Peppers
fot: Joby Sessions
Ekipa Red Hotów bez Chada? Dziwnie to brzmi, tym bardziej, że w zespole najczęściej zmieniali się gitarzyści. Tymczasem perkusista dołączył do kapeli późno, bo przy okazji czwartej płyty. Od razu rąbnął serią czterech albumów, które uznawane są za najlepsze w historii grupy. Przed nim grali Jack Irons oraz Cliff Martinez, wspomnieć można jeszcze o udziale D.H. Peligro znanego głownie z Dead Kennedys
3. Dave Grohl – Nirvana
Kolejne nazwisko, które jest bardzo oczywiste w ujęciu zespołu. Ponadto odnosi się wrażenie jakby Dave grał tam co najmniej dekadę, a tak naprawdę trwało to niecałe 4 lata! Na pierwszej płycie w roli bębniarza wystąpił Chad Channing, a także wcześniejszy pałker Dale Crover. Wspomnieć można jeszcze o pierwszym perkusiście Aaronie Burckhardzie i Danie Petersie, który otarł się o nagranie kultowego krążka "Nevermind", czyli debiutu Grohla. Kto by pomyślał, że lista perkusistów Nirvany jest tak długa.
2. Nicko McBrain – Iron Maiden
fot: John McMurtrie
Nicko McBrain wpisuje się idealnie w konwencję Ironów, także wizualnie i jest bardzo oczywistym bębniarzem tej zasłużonej kapeli, dla wielu jedynym. Pamiętać trzeba, że pierwsze trzy płyty, w tym kamień milowy heavy metalu, "Number Of The Beast" nagrywał nieżyjący już Clive Burr, jednak jak opowiadał sam Dickinson, muzyka zespołu zaczęła przerastać Clive’a. W jego miejsce pojawił się facet z płaskim nosem i wypalił z intro do "Where Eagles Dare". Panowie i tak nie byli kolejno numerami jeden i dwa. Perkusistów przewinęło się wcześniej kilku i warto tu jeszcze wymienić nazwisko Douga Sampsona.
1. Neil Peart - Rush
Aż ciężko sobie wyobrazić, że w Rush nagrywał ktoś inny niż nieodżałowany Neil Peart. Tak się jednak złożyło, że debiutancki album zespołu nagrywał niemal zupełnie zapomniany dziś John Rutsey, a jeden z największych perkusistów w historii pojawia się dopiero przy okazji drugiej płyty i stopniowo stał się ikoną świata bębnów.
POLSKIE zespoły także mają perkusistów, którzy mogą być mylnie uznawani za współzałożycieli zespołów, a faktycznie pojawili się dopiero po pierwszych nagraniach. Chyba wszyscy wiedzą, że Daray nie jest oryginalnym bębniarzem Hunter. Kuba Jabłoński z Lady Pank, Zbigniew Szczerbińśki z Dżem czy też Tomasz Goehs z Kult to muzycy, którzy weszli w buty nadwornych bębniarzy już po najbardziej znanych płytach swoich formacji. Pierwszym perkusistą Perfect nie był Piotr Szkudelski, ale oficjalne nagrania były już z jego udziałem. Dlatego nasza lista będzie dość krótka, ale ciekawa, tylko spójrzcie…
Tomasz Zeliszewski – Budka Suflera
fot: Romana Makówka
Budka bez Tomka Zeliszewskiego? To niemożliwe! Tutaj jest sytuacja mocno na pograniczu, ponieważ Tomasz gra oczywiście już na pierwszej płycie Budki, ale zespół zdążył wcześniej popełnić kilka w miarę istotnych rejestracji piosenek ze Zbigniewem Zielińskim.
Tomasz Goehs i Alan Sors – Turbo
fot: Szopix
Żaden z nich. Jeżeli już ktoś ma świadomość tego, że Tomek nie był oryginalnym bębniarzem Turbo, to wskazuje w to miejsce równie świetnego Alana Sorsa. Tymczasem pierwszą, tak ważną płytę zespołu nagrywał Wojciech Anioła. Album nie był jeszcze tak szaleńczo metalowy jak późniejsze galopy Tomka Goehsa.
Adam Marszałkowski – Coma
Przy "Pierwszym wyjściu z mroku” za bębny odpowiedzialny był Tomasz Stasiak, ale już na drugim krążku, gdzie rozpoczęło się zbieranie nagród fonograficznych, bębnił wspaniały Marszałek. Dzięki temu jest tym najwłaściwszym perkusistą w tym jakże nieobliczalnym muzycznie zespole.
Inferno – Behemoth
foto: Romana Makówka
Inferno i Behemoth to jedność. Wydawałoby się, że jest to postać, która idealnie pasuje do roli współzałożyciela tego zespołu. Inferno dołączył przy okazji trzeciego oficjalnego albumu - "Pandemonic Incantations". Nergal jednak nie zapomina o pierwszym perkusiście i czasami na specjalnych koncertach można było zobaczyć Baala w roli gościa.
Rozwinięciem tego zestawienia będzie artykuł w magazynie Perkusista opowiadający o perkusistach, którzy okazali się lepszymi fachowcami od swoich poprzedników.