Werble Tohok
Nowa marka werbli na polskim rynku to - co najważniejsze - produkt rodzimy. Tym mocniej poprosiliśmy producenta, by zaopatrzył nas w swoje instrumenty. Instrumenty metalowe.
Marka Tohok to produkt firmy Ferrarius Marcin Widera. Znający nieco łacinę z nauki w szkole lub kojarzący nazwy z gier komputerowych mogą się już domyślać, z jakiego materiału są wykonane instrumenty. Marcin Widera jest bębniącym metaloplastykiem, który jeszcze kilka lat temu pracował w firmie dystrybuującej bębny jednej z czołowych światowych marek. Połączenie pasji, umiejętności i doświadczenia zaowocowało powstaniem instrumentów o nazwie Tohok.
Do prezentacji wzięliśmy dwa niezwykle ciekawe werble. Jeden z nich to instrument zrobiony specjalnie dla Michała "Dimona" Jastrzębskiego z formacji Lao Che, który jest prawdziwym entuzjastą i koneserem wyjątkowych instrumentów. Dlatego też fakt bytu customowego instrumentu, przygotowanego dla tego szaleńca, był dla nas niezwykłym magnesem. Drugi instrument przyciągnął naszą uwagę swoim wyglądem. Jak wiadomo - i naprawdę nie ma co z tym faktem walczyć - w dużej mierze "jemy oczami" i perkusja jako instrument bardzo wizualny zdecydowanie łatwiej przypada nam do gustu, gdy dodatkowo łechce nasz zmysł wzroku. W tym przypadku werbel Trash zrobił na nas wielkie wrażenie. Przejdźmy do opisu konstrukcji obu werbli, a jest o czym tu mówić. Przyznać musimy, że o wiele rzeczy musieliśmy zapytać konstruktora, ponieważ nie jest to, ot, taki kawałek blachy…
BUDOWA
Zacznijmy od prawdziwego moździerza Lao Che. Jest to korpus ze stali węglowej o pokaźnej grubości 3 mm, zwijanej na zimno. Wymiar jest również imponujący, bo 14" na 8" głębokości. Jego korpus był najpierw oksydowany, miejscami wyszlifowany, a następnie oblany kilkoma różnymi mieszankami kwasów, by na końcu zabezpieczyć go przed dalszą korozją.
Jak widzicie, to nie są przelewki! Łoże sprężyn ma 3,5 mm i każda ze stron zaopatrzona jest w 10 śrub. Zatrzymajmy się na chwilę, ponieważ jest tu kilka ciekawostek. Lugi nie posiadają standardowego rozmiaru 7/32", ale metryczny M6 i - uwaga - śruby imbusowe! Dlatego też Dimon będzie musiał posługiwać się nieco innym kluczykiem. Oczywiście pan Marcin może nam wykonać też i klasyczne śruby. Wszakże jest to instrument customowy. Co do wykorzystania śrub z gwintem M6 nie jest przypadkiem i producent uważa, że lepiej trzymają strój ze względu na mniejszy skok gwintu.
Dalsze elementy składowe to wybór Dimona i wszystkie zostały zainstalowane wedle jego prośby. Inspiracją do powstania tego instrumentu były werble Gregga Keplingera, co można dostrzec w sześciokątnych lugach. Na dole mamy założony naciąg Evans Hazy 300, natomiast uderzać będziemy w powlekany Remo Ambassador.
Drugi werbel to Trash, który u nas przyjął pieszczotliwą nazwę Frankenstein o wymiarze 14" na 6,5". Jest to instrument o niebywałej wręcz urodzie i naprawdę ciężko to przekazać jakąkolwiek fotografią, nawet tak wspaniałą, jak w niniejszym artykule! Na żywo werbel ten powali każdego, kto gustuje w takiej estetyce! Steampunk, industrial i postapokaliptyczna wizja w jednym. Totalny odlot!
Budulec tego cacka to analogicznie stal węglowa o grubości 3 mm. Ale co robił pan Marcin, by osiągnąć taki efekt? Na werblu znajdują się nakładki z blach w różnych stadiach korodowania, naspawane i zanitowane. Instrument był ponadto cięty, spawany, nitowany, szlifowany różnymi narzędziami i miejscowo oblewany mieszanką kwasów. W samym korpusie znajduje się kilka małych i dwa większe korpusy wentylacyjne, z czego dwa większe mają nakrętkę, którymi można otwory zaślepić.
Wystarczy? A to jeszcze nie wszystko! Obręcze to także totalnie ręczna robota, czyli 4 mm stali węglowej. Śruby imbusowe na lugach typu tube i mini tube z gwintem, także M6, jak u poprzednika. Na każdej stronie mamy 8 śrub. Maszynka Pearl ze sprężynami Puresound. Jako rezonansowy naciąg założony mamy Remo Diplomat, a uderzam w powlekanego Ambassadora.
Zobaczmy teraz, jak sprawdzają się werble w praktyce.
W AKCJI
Pierwszą rzeczą, jaką się zauważa, jest fakt, że są to instrumenty dość ciężkie, ale to raczej nie powinno być w tym przypadku zaskoczeniem. Rzeczą, która wywołała sporo kontrowersji były lugi i kręcenie imbusowymi śrubami. Nie jest to najwygodniejsza opcja i raczej możemy zapomnieć o dokręcaniu palcami do poziomu, jaki możemy spotkać w przypadku kręcenia w markowych werblach czołowych firm. Kręcenie idzie ciężko, ale mimo wszystko skutecznie i na tyle wygodnie, że mogliśmy skakać ze strojem werbli podczas testu brzmieniowego. Plusem tego wszystkiego jest to, że strój będzie z pewnością nam się mocno trzymał. Uwaga ta dotyczy obu instrumentów.
Jeżeli chodzi o brzmienie to trzymajmy się wcześniejszej kolejności i zacznijmy od customowego werbla Dimona. W tym przypadku wyraźnie wyczuwalna jest kubatura bębna. Brzmienie jest szerokie z wyraźnym atakiem, z olbrzymim wręcz bogactwem alikwotów. Ciepłe brzmienie jest masywne, ale wspomniany atak eliminuje tu na szczęście element rozmycia, przez co instrument dostaje donośnego charakteru. Jego dynamika jest zadowalająca i grając w każdym przedziale głośności słyszymy jego atrybuty. Jeżeli chodzi o grę ghostów może być to dość ciężkie w środowisku występów akustycznych. Raczej nie polecalibyśmy go w to miejsce. Sprawdza się w szerokim zakresie stroju, chociaż nam do gustu przypadł najbardziej, gdy był naciągnięty średnio z tendencją do mocno. To już jest jednak bardziej kwestia indywidualnych gustów. Wielkim plusem jest brak metalicznych przydźwięków, co zdarza się dość często w tak głębokich beczkach.
Piękny werbel Trash, czyli nasz Frankenstein, to już zdecydowanie bardziej skonkretyzowany strzał. Bardzo byliśmy ciekawi - podobnie jak konstruktor - jak poszczególne operacje na korpusie wpłyną na jego brzmienie. Jest to instrument ostrzejszy od poprzednika. Jego atak jest bardziej skonsolidowany, chociaż nie jest to króciutki wiercący punkcik. Także i tu możemy mówić o bogactwie alikwotów. Idealnie sprawdzi się w bardzo szybkim graniu, zważywszy na to, że ma bardzo mocny atak, a uderzany razem z obręczą wręcz powala, ale jest to uderzenie donośne, mocne i z pewnością nie drażniące. Na taki właśnie efekt ma wpływ zarówno mniejsza kubatura od bardzo bogatego brzmieniowo poprzednika, a także otwory wentylacyjne, przez co powietrze ma gdzie uciekać, skracając wybrzmienie werbla.
PODSUMOWANIE
Przed nami stoją dwa dzieła artystyczne, wykraczające poza granice zwykłych instrumentów. Co do tego nie ma wątpliwości. Są to instrumenty, posiadające wysokie walory brzmieniowe, ale olbrzymie znaczenie ma ich wygląd. Tak, jak mówiliśmy na początku, wśród perkusistów istnieje ciągota w stronę instrumentów estetycznych. Tym bardziej teraz, gdzie olbrzymia ilość firm produkuje instrumenty świetne brzmieniowo. Jeżeli ktoś uważa inaczej, wystarczy zrobić tzw. "ślepy test" i wtedy okaże się, jak często sugerujemy się nazwą czy też wizerunkiem. Werble Tohok są pięknymi instrumentami, jeżeli chodzi o daną estetykę. Z takim zamiarem zostały wykonane, ale co najważniejsze nie zapomniano o ich brzmieniu. Po sprawdzeniu tych dwóch werbli czekamy na więcej i liczymy, że firma się rozwinie. Ferrarius Marcin Widera i jego werble Tohok polecamy entuzjastom prawdziwej sztuki w wymiarze metaloplastyki oraz brzmienia.
Dostarczył: Ferrarius Marcin Widera
Foto: Agnieszka Litarska
Test ukazał się w numerze maj 2014