Wychodzimy na scenę!
Uwagi od doświadczonych muzyków, dotyczące koncertowania.
Mądrego i przyjemnie posłuchać – jak to mawiał Kazimierz Pawlak, bohater filmu Kochaj Albo Rzuć. Faktycznie, dobrze posłuchać uwag ludzi doświadczonych, którzy nie raz i nie dwa musieli zmagać się z różnymi przeciwnościami, dzięki czemu nabyli wiedzę, jak optymalnie zachować się w danej sytuacji. Temat koncertowania jest niezwykle szeroki i metody radzenia sobie na scenie są różne, ale jak to powiedział Zbyszek Promiński czyli Inferno: „Swoją wartość i klasę zespół tak naprawdę jest w stanie zaprezentować dopiero na koncercie. Płyty może nagrywać każdy, a teraz w studio można zrobić dosłownie wszystko. Zespół z krwi i kości prosperuje w wypadku, gdy na żywo jest w stanie to powtórzyć, dodając do tego różne elementy, budując klimat, show i przedstawienie.”
Zanim przejdziemy do konkretnych opinii perkusistów, posłużmy się wypowiedzią Tomka Zeliszewskiego, perkusisty Budki Suflera, który powiedział nam kiedyś: „Na rynku muzycznym chodziło i wciąż chodzi o to, by artysta, który wchodzi na scenę, porywał grą, śpiewem, żeby umiał oszołomić tłumy. Rozwój technologii powoduje tylko, że zmieniają się narzędzia, ale ta zasada nie może się zmienić. Dobrym przykładem jest nagroda Hall Of Fame, która przyznawana jest w Stanach. Odbywa się koncert, pełna sala, tysiące ludzi. Oprawa, technologia, pełna nowoczesność, na scenie gwiazdy i liga mistrzów, jeżeli chodzi o muzyków sesyjnych, bas, gitara, trąbka, bęben, co by nie było, wszystko z najwyższej półki. Człowiekowi dech zapiera, precyzja, artykulacja, jak to stroi, jak to brzmi, po czym wychodzi dwóch małych ludzików z gitarką akustyczną, w trampeczkach, mówią tylko „dzień dobry” i jeden zaczyna piosenkę, która się nazywa Sound Of Silence, bo ci panowie to Simon & Garfunkel. I nic więcej nie trzeba. Pitoląca gitarka akustyczna i własny głos powoduje, że to samo audytorium dostaje jakiegoś małpiego rozumu z zachwytu. Ta zasada jest nadal taka sama. Za pomocą własnego talentu, twórczości potrafią porwać tłumy. Oczywiście, reszta jest kwestią narzędzi i przekazu. Mamy Internet, mamy też taki rozwój technologii, który powoduje, że śpiewać i grać każdy może…”
Właściwa rozgrzewka - mówi Steve Smith (Journey)
Zawsze rozgrzewam się co najmniej 45 minut przed występem. Moja rozgrzewka nie jest zawsze taka sama, ale zawiera różne rudymenty i uderzenia, czasami też jakieś rytmy hinduskie. Mam pad z DW – Steve Smith Backstage, za pomocą paska zakładam go sobie na nogę i właśnie na nim robię rozgrzewkę. Później kieruje się w stronę muzyki, którą mam zamiar grać tego wieczoru. Zasadniczo myślę o niektórych piosenkach i gram sobie różne ich partie. Moja rozgrzewka połączona jest z muzyką, jaką mam grać. Kończę rozgrzewkę, grając coś w tym samym tempie, jak pierwsza piosenka w secie. W chwili, gdy wychodzę na scenę i odliczamy do pierwszego uderzenia, ja jestem już rozgrzany dokładnie w tym tempie. To dobra metoda na przejście z garderoby na scenę.
Oswojenie z tremą - mówi Inferno (Behemoth, Azarath)
Gdybym przestał się denerwować i nie miałbym tremy to by oznaczało, że coś jest ze mną nie tak, że gdzieś po drodze straciłem element… iskry, zaangażowania. Na tremę składa się wiele czynników, strasznie ci zależy, strasznie cię to jara, wiesz, że musisz to zrobić najlepiej jak potrafisz. Jest takie słowo – pasja. Bez pasji nie ma sukcesu. Ja to już nawet polubiłem ten stan, kiedy ogarniają mnie przedkoncertowe mdłości.
Graj piosenki, które poniosą ludzi - mówi Tico Torres (Bon Jovi)
Piosenki – fani odnoszą się do nich i mamy przez to pozytywne połączenie z większością piosenek. A każda piosenka będzie znaczyć dla kogoś coś innego. Niektóre pozwoliły przetrwać jakiś ciężki okres i uczyniły kogoś szczęśliwszym. Jeżeli masz odrobinę optymizmu w swoich piosenkach to powoduje, że ludzie wychodzą z koncertu i mówią: „Spędziłem bardzo fajnie czas, nieważne, jak mam teraz przesrane w życiu. Zapomniałem o tym przez te trzy godziny.” Jeżeli jesteś zdołowany to ostatni zespół, jaki chcesz zobaczyć, to taki, który wpędzi cię w jeszcze większą depresję.
Walcz z rutyną - mówi Ślimak (Acid Drinkers)
Czasami, jak mam słabszy dzień, to może tak wyglądać. Każdy chciałby oglądać Lewandowskiego, strzelającego w każdym meczu po pięć goli, ale to niemożliwe nawet u największych profesjonalistów, a co dopiero u zwykłego scenicznego rozrabiacza jak ja. Mimo wszystko rutynie mówię nie i jeszcze raz nie. Rutyna uśmierca pasję, a bez pasji robienie tego wszystkiego nie miałoby większego sensu.
Nie wypal się od razu - mówi Gavin Harrison (King Crimson)
Czasami, gdy jestem mocno nabuzowany adrenaliną, zaczynam koncert zbyt mocno. Pierwszą piosenkę gram bardzo mocno, a drugą już słabiej. W połowie pierwszego utworu myślę sobie: „Cholera, zacząłem zbyt mocno!”. Byłem zbytnio podekscytowany. W związku z tym musisz umieć regulować w sobie ten zapał, ponieważ masz wielką publikę, wszystkie światła idą na ciebie itd., a ty zaczynasz zbyt mocno. Ja nie ustawiam poziomu zespołu, to realizator balansuje głośnością, bo to nie jest granie bez mikrofonów, tylko zawsze z założonymi i podłączonymi mikrofonami. Nieraz po koncercie, takim, jak 2,5-godzinne show z Porcupine Tree, jestem wykończony fizycznie. Muszę więc pamiętać, by się opamiętać i nie być zbyt szalonym w pierwszym kwadransie koncertu, gdyż chcę na sam koniec koncertu mieć w sobie tę dobrą energię. Nie chcę kończyć koncertu bezdusznie.
Nie hamuj się niepotrzebnie - mówi Beata Polak (Wolf Spider)
Jestem osobą otwartą i bezpośrednią, i czasami ktoś może to opacznie odebrać. Podobnie jest z moim byciem na scenie... Na scenie staram się dawać 100% siebie i grając nie myślę o tym, by np. „nie machnąć za bardzo nogą, bo nie wypada” lub nie mieć głupiej miny czy miło uśmiechać się do tych, których spojrzenie skrzyżowało się z moim... Podczas gry jestem tak mocno nią pochłonięta, że nie wiem, co się dzieje dwa metry ode mnie.
Nieważne, co się stanie, nie odgrywaj - mówi Irek Loth (Kat – Roman Kostrzewski)
Możesz mieć fantastyczne bębny, gdzie wszystko ci pasuje, po czym jedziesz na koncert i jest np. bardzo „zdolny” akustyk, który jest pewien, że jest wszystko fajnie. Ty mu tłumaczysz, ale on ma albo drewniane ucho, albo jest takim bufonem, do którego nic nie dociera. Jak wszystko fajnie brzmi to chce się grać, chce się poimprowizować. Nie ma tego poczucia, że trzeba coś odegrać, czego nienawidzę. Nie ma takiej sytuacji u mnie, że trzeba odegrać… Trzeba zagrać! Zamykam się w swoim świecie i jadę z tym koksem. Może dlatego, że słuchało się Purpli i Zeppelinów, i lubiłem ich koncertowe wykonania, gdzie zawsze było coś nowego. Nawet, jak są jakieś błędy, to rewelacja. To są też tzw. smaczki.
Niech cię widzą, niech cię słyszą - mówi Mario Duplantier (Gojira)
Jak zaczynaliśmy grać stadiony z Metalliką i inne wielkie festiwale pomyślałem, że muszę podkręcić swoje ruchy. Pomyślałem, że tak będzie bardziej widowiskowo. Naprawdę bardzo lubię oglądać Deftones, którzy grają głośno, a ręce Abe’a unoszą się wysoko do góry. Gdy zaczęliśmy grać w większych miejscach i zaczęliśmy używać monitorów dousznych, zacząłem grać nieco inaczej, bardziej efektownie. To była spora zmiana, bo możesz grać bardzo mocno, ale nie być pod wpływem brzmienia, ponieważ jesteś odizolowany. W przypadku blastów pracuję dużo z dźwiękowcem. Zawsze pytam: „Jak gram blasty, to czy słychać werbel?”. Wkładam więcej mocy w werbel, by mieć pewność, że wszyscy go usłyszą. Moim celem jest też bycie efektywnym jako źródło dźwięku.
Użyj wyobraźni wieczorem przed graniem - mówi Maciek Gołyźniak (Natalia Nykiel)
Zawsze można siedzieć w domu. Ja wybieram bycie w trasie, choć o tych mitycznych „ścieżkach koksu” i hektolitrach alkoholu nie usłyszysz ode mnie żadnej rzewnej ani drastycznej „melodii”. Jest wesoło, jest zabawa, ale wszyscy wiedzą, gdzie jest „raz”. Ja wyznaję prostą zasadę, sprzedajesz bilety na koncert – szanuj tych, którzy je kupili. Skacowany muzyk z rozwolnieniem po kebabie, zjedzonym o 4 rano, nie jest atrakcyjny dla mnie jako słuchacza. Sam więc takim kimś nie zamierzam być. Zresztą każdy jest kowalem swojego losu, jak sobie taki muzyk pościeli, tak się wyśpi. Publiczności nie oszukasz, choćby spijała słowa piosenek z twoich ust jak miód. A tak na marginesie, tylko nikomu nie mów, jestem trochę taka „ciepła klucha”, opanowałem mistrzostwo bezpardonowego opuszczania imprez hotelowych w stylu brytyjskim. Lubię sen (śmiech).
Wykonuj robotę, ale kochaj swoją robotę - mówi George ‘Spanky’ Mccurdy (Lady Gaga)
Zatrudniono mnie, bym robił to, co robię. Ostatnio z telefonami to wielka przyjemność. Dzwonią do mnie, ponieważ chcą to, co robi Spanky. Mam pełną wolność, ona mi ufa. Bądź muzykiem, kochasz grać to graj. Jeżeli słyszysz klawisze, graj klawisze, jeżeli słyszysz linię basu to graj linię basu. To jest nasza atmosfera i klimat. Rób to z pełnym przeświadczeniem. Uwielbiam to. Nigdy nie było tak, że „Spanky, nie rób tak, nie podoba mi się to.” Czy wiesz, jak dużo bębniarzy gra te same wypełniacze, te same zagrywki? Zabiłbym się. Nie potrafię tak. Mam wiele szczęścia, że jestem w pozycji, gdzie mogę wybierać się na wycieczki. Nie szaleć, ale mieć pewną wolność, to bardzo ważne.
Znaj swoje limity - mówi Vinnie Paul (Pantera)
Powiedziałem kiedyś Joeyowi ze Slipknot, który jest jednym z moich ulubionych perkusistów: „Zapamiętaj to, chłopie, uważaj na monstra, które tworzysz, ponieważ pewnego dnia przestaniesz być tym samym potworem i zapytasz – dlaczego to sobie zrobiłem?”. Na trasie możesz być nieźle zmęczony. Spojrzysz na dół i widzisz Slaughtered na liście kawałków do zagrania, co jest praktycznie nieustanną pracą nóg. Mówisz sobie: „Dlaczego ja to robię?”, ale my wiemy dlaczego – żeby było to zawsze na szczycie.
Zrozum swoją publiczność - mówi Tony Royster Jr (Jay-Z)
Musisz zdać sobie sprawę, że jesteś na koncercie hip-hopowym, a nie instrumentalnym. Mogą tam być ludzie, którzy rozumieją kreatywnego muzyka i granie w pokręconych metrach, ale przyszli na koncert obejrzeć Jay-Z. Staram się grać rzeczy, które pasują i które są zrozumiałe dla ludzi. Może zagrasz coś rozpoznawalnego, na przykład gitarzysta może zagrać riff ze Smells Like Teen Spirit. To jest popularne i ludzie to lubią. Ja mogę zagrać coś w stylu Sing Sing Sing, każdy to zna i mogę grać solo wokół tego. Gra z Jay-Z polega na wyczuciu i graniu czegoś, co przykuwa uwagę publiki.
Nie myśl, czuj - mówi Tommy Clufetos (Black Sabbath)
Nie myślę o tym. Po prostu gram. Gram rock’n’rolla, gram mocno, pocę się jak gitarzysta, który rozkręca na maksa wzmacniacz. Ten show jest wymagający fizycznie, trwa dwie godziny bez przerwy. Myślę, że zmieniam się jako bębniarz. Muzyka dyktuje to, jak gram, nie myślę o showmaństwie. Im jestem starszy, tym mniej się na tym skupiam. Staram się myśleć o tym, żeby muzyka dobrze brzmiała, a to sprowadza się do najmniejszych rzeczy, słuchania samego siebie, zwracania uwagi na takie rzeczy, jak to, że trzymasz pałki za mocno i to ma wpływ na grę.
Użyj metronomu na początek - mówi Brann Dailor (Mastodon)
Na obu naszych koncertowych albumach pierwszy numer jest bardzo szybki, przeze mnie – przyznaję. Serce mi galopuje i jestem bardzo zdenerwowany. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo przecież grałem tę piosenkę milion razy, ale z jakiegoś powodu potrzebuję jednego kawałka, żeby się uspokoić. Jeśli znowu nagramy album koncertowy, to będę musiał użyć metronomu przy pierwszej piosence. Ostatnio odsłuchuję sobie tempa. Dzięki temu gra mi się lepiej. Mamy dużo piosenek, które muszą być wolniej niż chciałbym je grać, bo mam tendencję do przyspieszania. Muszę trzymać siebie na wodzy. Rozumiem, że np. Oblivion musi być w konkretnym tempie, bo inaczej nie dociera tak samo do publiczności. Odsłuchuję takie coś potem i wiem, że to za szybko i że nie pomaga piosence. Nie tworzy tego samego uczucia. Włączam go na pierwszą połowę piosenki, a potem wyłączam, bo czuję, że już mam tempo w garści.
Daj ludziom show, ale nie odstawiaj taniochy - mówi Ray Luzier (Korn)
Nie znoszę nudnych perkusistów rockowych. David Lee Roth nauczył mnie lata temu: „Daj ludziom show!”. Zapłacili, żeby zobaczyć show, a to, że jesteś z tyłu, nie oznacza, że masz się zachowywać jakbyś czekał na autobus. I wiesz co? On miał rację. Dzięki niemu nauczyłem się, jak działa przemysł rozrywkowy. David to wielki talent, który potrafi bawić publiczność niezależnie od tego, gdzie jest i jak bardzo jest zmęczony. Zawsze dawał z siebie wszystko. Jonathan Davis (wokalista Korn) często mi mówi, że jestem bardzo żywiołowy na scenie. Ta mentalność pochodzi od Davida, który zwykł mówić, że ludzie przychodzą i płacą, więc trzeba zrobić show. Jeśli grasz ciężką muzykę w rockowym zespole, to nie ma nic gorszego niż perkusista, który na twarzy ma wypisane, że czeka na koniec koncertu. Widziałem kiedyś Tommy’ego Lee i pomyślałem: „Tak? To popatrz na to!”. Po chwili jednak zaczęło to być lekkim przegięciem i wiało tandetą, dlatego też trzeba na to uważać.
Solo jest dla ludzi! - mówi Glen Sobel (Alice Cooper)
Z Alice Cooperem nie do końca będzie w porządku, gdy zacznę grać jakieś jazzowe improwizacje. To nie jest ok w stosunku do tych ludzi. Solo powinno być w rytmie koncertowym, trwać w okolicy 2:30 do 3 minut. Inaczej jest podczas kliniki, a inaczej podczas koncertu rockowego. Ja osobiście zrobiłem sobie rozpiskę ze schematem. Nazwałem poszczególne momenty solówki i wiem, że chcę zagrać ostinato tutaj, wielki groove na tomach tam. Nie jest zawsze tak samo za każdym razem, ale mam rozpisany początek, środek i koniec, co bardzo pomaga, ponieważ czasami największym problemem jest przejście z jednego pomysłu na drugi. Musi się to stać w muzycznie sensowny sposób. Nie możesz zagrać jednego motywu i nagle przestać. Musisz płynnie przejść do kolejnej części. Szczególnie w takiej muzyce jest to bardzo ważne. Taką rozpiskę możesz zrobić sobie w każdym gatunku. Jeżeli chodzi o kliniki perkusyjne to są to solówki po 10-15 minut w moim przypadku, czyli znacznie dłuższe. Najlepiej nagrywać je i oceniać samemu.
Pamiętaj, jesteś na scenie - mówi Robin Guy
Mój tata zwykł do mnie mówić: „Jeżeli jesteś aktorem, który je jabłko na scenie, nie rób małych gestów, tylko wykonuj zamaszyste ruchy, dzięki czemu ludzie z tyłu mogą powiedzieć, że ten koleś je jabłko.” Ma to absolutnie sens. Nie jest to według mnie gwiazdorzenie, to po prostu praca na scenie. Zawsze patrzę na bębniarza, nie interesuje mnie oglądanie perkusisty, który cały czas patrzy na swoją lewą stopę. Chciałbym usłyszeć groove, zaakcentowany wizualnie. Jeżeli jest to ciężkie uderzenie, chciałbym widzieć gościa, który „grohluje”, dzięki czemu czujesz muzykę znacznie mocniej. Nie chodzi tu o popisywanie się i żonglowanie pałkami. Gdy widzisz Asha Soana, grającego groove, to on cały jest tym groovem, ty jesteś wtedy tym groovem.
Budowanie wytrzymałości - mówi Chris Adler (Lamb Of God)
Teraz gramy koncerty po 90 minut i fizycznie nie ma możliwości, żeby każde uderzenie z tysiąca było wbite niczym gwóźdź – petarda w każdy bęben nie jest zwyczajnie możliwa. Nauczyłem się grać na dużej intensywności i zbudować w sobie wytrzymałość. W ostatnich latach wprowadziłem kilka zasad. Po pierwsze – nie budzić się niewyspanym lub z kacem. Po drugie – namierzyć jak najbliżej siłownię i popracować nad kardio, właśnie po to, żeby zbudować wytrzymałość. Właśnie wróciłem do domu po przebiegnięciu 14 mil, także nawet w okresie przerwy od trasy ważne jest, by podtrzymywać kondycję fizyczną, niezbędną do tej roboty.
Nie przejmuj się perfekcją - mówi John Fred Young (Black Stone Cherry)
W studio chodzi o znalezienie miejsca, gdzie grasz osadzony rytm, ale sprawiasz, że numer ma energię, której potrzebuje. Czasami energia jest ważniejsza. Nawet, jeśli jest to typowo amerykański luźny numer, to musisz włożyć w niego serce i duszę. Najlepsze jest to, że niezależnie od tego, jak grasz w studio, na żywo możesz mieć przed sobą 2000 czy 20000 ludzi. Nie interesuje mnie, kim jesteś – nigdy nie zagrasz piosenki na żywo tak samo, jak w studio. Nigdy nie poczujesz tej energii, jak tamtego dnia, może czułeś się wycofany i spowolniony. Emocje każdego z nas mają duży wpływ na to, jak bębnimy. Myślę, że dobrą zasadą jest nie nabawić się studyjnej nerwicy, gdzie wszystko musi być idealne, tylko zagrać najlepiej, jak umiesz pod dany zespół i piosenkę. Kiedy wychodzisz na scenę nie martw się o to, żeby wszystko było idealnie, bo przecież to jest rozrywka dla ludzi.
Jak we dwóch, to we dwóch - mówi Michał Dąbrówka
To był koncert chyba w ramach… festiwalu piosenki aktorskiej we Wrocławiu. To świetne doświadczenie, bo staraliśmy się uzupełniać, a nie wzajemnie sobie przeszkadzać. On grał np. miotełkami, to ja pałkami i odwrotnie. On grał jakiś loopik, a ja wtedy coś pod to. To miało wtedy sens, była fajna zabawa. Trzeba się wzajemnie słuchać przede wszystkim. Często niektórzy zapominają, by używać narządu słuchowego podczas grania.
Interakcja z publicznością - mówi Arejay Hale (Halestorm)
Zawsze uważałem solo za mało ekscytujące, jeżeli nie ma interakcji z publiką. Wygląda to tak, jakby bębniarz grał dla samego siebie. Moje podejście jest takie, żeby stworzyć wrażenie, jakby cała publika była częścią solo. Interakcja i wspólna zabawa. Jest to fajniejsze zarówno dla mnie, jak i dla nich. W moim obowiązku jest przejąć show w trakcie solówki, niczym lider za bębnami i wciągnąć wszystkich do zabawy. Lubię wykorzystywać pady elektroniczne do tworzenia dziwnych, kosmicznych brzmień. Czasami robię z publicznością zabawę pytanie-odpowiedź, rozwalam sprzęt, skaczę, kopię blachy. Gram solo gołymi rękoma lub wielkimi pałami. Chcę, żeby ludzie poszli do domu z czymś wyjątkowym i zabawnym.
Poczuj się jak publika - mówi Robert Luty
Staram się wyciągnąć z danej sytuacji najwięcej, ile się da. Nie myśleć o tym, że coś jest źle. Staram się poczuć wtedy, jakbym był z drugiej strony. Czyli czego oczekuję, jak jestem na koncercie? Że będzie dobry koncert. Ktoś ma w nosie, że mam słabszy dzień, że się z kimś pokłóciłem czy coś. On przychodzi po prostu zobaczyć dobry koncert! Co z tego, że ostatnio nie ćwiczyłem, gram w trasie i spałem trzy godziny. Kurczę, kogo to obchodzi?! Trzeba się właśnie postawić w roli takiej osoby. Uważam, że zawsze trzeba próbować dawać z siebie sto procent.
Rób to dla siebie - mówi Carl Palmer
Nie czuję żadnej presji, gdy gram. Kocham robić to, co robię, wiec jest to w pełni samolubne podejście. Gram dla siebie, bo to kocham. Oczywiście, jestem dopełnieniem całości muzyki, staram się trzymać wysoki poziom. Nie robię dużo sztuczek i nie gram w jakiś efektowny sposób pod publiczkę. Czasami gram też w ten sposób, ale naprawdę – gram, bo lubię. Nie mam żadnej presji. Jeżeli jest 10 tysięcy ludzi czy dwie osoby, nie ma to dla mnie większej różnicy. Gdy siadam za bębnami, jestem w świecie, który znam od 50 lat. To wspaniałe!
Miej podejście - mówi Michael Miley (Rival Sons)
Rock’n’roll to stan umysłu. Jest tam brawura i pewność siebie. Chodzi mi o to, że zakładamy takie ciasne dżinsy, a jak zakładasz te ciasne dżinsy musisz mieć jaja. Łatwo chodzić w luźnych spodniach, nie jest łatwo chodzić w ciasnych dżinsach. Wchodzisz na scenę i jesteś w stylu: „Zaraz puknę twoją dziewczynę, koleś.” Ja właśnie wywodzę się z takiego rock’n’rolla. Jeżeli idę na robotę jazzową słucham Elvina Jonesa, Maxa Roacha, Roya Haynesa i staram się wejść w ten stan umysłu, wejść w zimną nowojorską noc i założyć na siebie garnitur.
Nie „przegrywaj” - mówi Dan Flint
Jedną z najlepszych lekcji na temat grania na żywo dostałem już na samym początku od swojego nauczyciela i chodziło o to, żeby nie „przegrywać” swoich partii. Widuję perkusistów, których gra wygląda jak jedno wielkie przejście. To nie jest piosenka. Nie jesteś na scenie, by robić warsztaty, ty grasz w zespole. Masz grać piosenkę i jeżeli zaczniesz walić przejścia jedno za drugim, to przestanie być piosenką. Jeżeli nie grasz za dużo i nagle wstawisz jakieś szalone przejście to ludzie będą pod większym wrażeniem.
Kontroluj emocje - mówi Mel Gaynor (Simple Minds)
Powstrzymaj nerwy, będzie spoko. Perkusiści wchodzą na scenę i są niesieni przez publiczność, przez to podkręcasz prędkość i ogólnie adrenalinę. Dlatego zachowaj spokój, trzymaj tempo, pij dużo wody. Czasami zjadam sobie banana, żeby skurczów nie dostać. Poza tym, niezwykle ważne jest to, by siedzieć we właściwej pozycji, musi być ci wygodnie.
Dostosuj się do miejsca - mówi Adam Marcello (Katy Perry)
W klubie lub w teatrze masz więcej niuansów. W dużych halach nie ma ich tak dużo. Jest więcej przestrzeni, powietrza dookoła, tak, że wiele rzeczy, które sprawdzają się w mniejszych miejscach, tu nie będą działać. Musisz więc dostosować się do otoczenia. Ćwiczymy w pomieszczeniu, które nie jest zbyt duże i wszystko brzmi tam rewelacyjnie. Gdy wchodzimy do wielkiej hali na próby produkcyjne muszę przewalutować to, co mam zamiar robić, ponieważ pewne rzeczy mogą się zgubić i przez to wszystko może gorzej zabrzmieć.
Ćwicz - mówi Jason Bowld (Bullet For My Valentine)
Ćwiczę tak czy siak, ponieważ lubię wykonywać postawione sobie zadania, bo lubię znaleźć się na scenie w tej strefie kompletnej znajomości tego, co mam robić. Mogę zmienić parę rzeczy, nie chcę się nakręcać tym, że każde przejście ma być identycznie. Na żywo jest nieco łatwiej, bo niesie cię adrenalina. Schodzę ze sceny i czuję się tak, jakbym mógł zagrać wszystko od nowa, nigdy nie czuje zmęczenia.