Adrian Erlandsson (Paradise Lost)
Dodano: 08.04.2013
At The Gates, The Haunted, Cradle Of Filth, Nemhain, Brujeria, Vallenfyre i wreszcie Paradise Lost to tylko te najbardziej znane z zespołów, w których grał lub gra.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Ma na koncie prawie dwadzieścia nagranych albumów i niezliczoną ilość koncertów. Przed wami fan żywego brzmienia perkusji oraz polskiej Żubrówki - Adrian Erlandsson.
Witaj, to już swego rodzaju polska tradycja, aby witać zagranicznych artystów żubrówką!
O tak, dziękuję, znam ten trunek i bardzo mi smakuje, ale pozwól, że wrócimy do niego po koncercie (śmiech).
To był bardzo zapracowany rok dla Paradise Lost, a ty grasz jeszcze w kilku innych zespołach. Jak się czujesz na trasie?
Idzie naprawdę dobrze, ale wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni, ponieważ na koniec tej trasy stuknie nam około stu koncertów w tym roku, a ja - jak wspomniałeś - gram jeszcze z trzema innymi zespołami. Tak więc to dla nas naprawdę zapracowany rok, ale wszystko idzie ok. Materiał z Tragic Idol wypada na żywo naprawdę dobrze. Przygotowaliśmy set, który zawiera kilkanaście dobrze sprawdzających się numerów, i nowych, i starych. Wydaje mi się, że dla fanów fajne jest również to, że gramy trochę inne numery niż na poprzednich trasach.
Byłeś znany przede wszystkim z gry w bardziej ekstremalnie grających zespołach, więc twoje pojawienie się w Paradise Lost nie było najbardziej oczywistą rzeczą. Szukałeś nowych, muzycznych wyzwań?
Skontaktowałem się z Paradise Lost, ponieważ Jeff Walker - basista z Carcass, grający ze mną w Brujeria, powiedział, że gdy grał wspólny koncert z Paradise Lost, mieli oni sesyjnego bębniarza, który nie najlepiej radził sobie z ich materiałem i Greg powiedział mu wtedy, że szukają bębniarza. Jeff przekazał info mi, a ja wysłałem wiadomość do Grega z zapytaniem, czy byłby zainteresowany moją kandydaturą. Znaliśmy się wcześniej, wiele razy spotykaliśmy się na koncertach. Spotkaliśmy się, przygotowałem część materiału, chociaż i tak znałem te numery, bo byłem od zawsze fanem Paradise Lost i od samego początku wszystko zagrało jak należy. Mieliśmy poczucie, jakbyśmy od dawna ze sobą grali. Gdy teraz na to patrzę, po tym, jak zagraliśmy mnóstwo koncertów, nagraliśmy rocznicowe DVD Draconian Times, a teraz nowy album, to widzę, jak gra w tym zespole rozwija spokojniejszą stronę mojej gry na perkusji.
Daray, którego być może znasz, powiedział kiedyś, że dużo łatwiej przychodziło mu granie blastów w zawrotnych prędkościach niż spokojniejszych, bardziej rockowych, wolniejszych rzeczy. Czy tak było również z tobą?
Oczywiście, znam go. Nie, u mnie było w zasadzie odwrotnie, ponieważ nie zaczynałem grać na perkusji w ekstremalnie grających zespołach. Nie zaczynałem od death czy black metalu. Moimi głównymi inspiracjami były zespoły, jak Motley Crue czy Twisted Sisters. Tak więc na początku moja gra była typowo hardrockowa. Dopiero później zafascynował mnie thrash metal i zacząłem ćwiczyć grę w szybszych tempach. Jednak dzięki temu, że takie były moje początki, granie wolniejszych rzeczy cały czas jest dla mnie bardziej naturalne.
Muzyka Paradise Lost daje perkusiście dużo przestrzeni. Czy miałeś wolną rękę przy tworzeniu twoich partii?
Jak wiesz, to Greg i Nick zawsze piszą całą muzykę. Gdy przychodzi czas, aby rozpocząć pracę nad nowym albumem nie robimy wspólnych prób, tylko pracujemy na odległość, przesyłając sobie pomysły mailem. Greg zazwyczaj wysyłał mi nagrane gitary z jego wizją bębnów oraz bez, abym mógł grać do samych gitar. Nagrywałem do tego swoje partie, z jednej strony trzymając się jego wytycznych, z drugiej jednak dodając do tego swoje smaczki i feeling. Były też momenty, gdzie proponowałem własne beaty. Potem przesyłałem to z powrotem do niego i tak ustalaliśmy partie do kolejnych numerów. Finalne zmiany następowały, gdy spotkaliśmy się w studiu. Wydaje mi się, że moje partie wpasowują się w klimat Paradise Lost, po części dlatego, że są oparte na pomysłach Grega, ale to jest dla mnie całkowicie w porządku. On wie najlepiej, jak ten zespół powinien brzmieć. Natomiast to, jak zagram określone partie, jakich użyję talerzy, w które tomy uderzę w danym momencie, zależało już oczywiście tylko ode mnie.
A nie korciło was, żeby wykorzystać twoje umiejętności i zrobić zwrot w muzyce Paradise Lost w stronę bardziej brutalnych i szybszych dźwięków?
To nie jest wykluczone, chociaż nigdy nie pytałem o to Grega. Gram również w drugim - nowym zespole Grega - Vallenfyre, który gra właśnie bardziej tradycyjny, old schoolowy death metal, więc być może w ten sposób Greg dał ujście potrzebie stworzenia nieco bardziej brutalnych dźwięków.
Czy taki sposób tworzenia muzyki różni się znacząco od tego, jak odbywało się to w twoich pozostałych zespołach?
Tak. Gdy dołączyłem do Cradle Of Filth, zwykliśmy spotykać się w sześciu w sali prób i... To był kompletny chaos. Sześciu kolesi grających swoje pomysły, czasami całkiem różne w tym samym czasie, do tego zazwyczaj ktoś przynosił alkohol, ktoś palił. Z tego chaosu w końcu powoli wyłaniały się nowe numery, ale było to dość złożone i specyficzne przeżycie. Po dwóch płytach zrobionych w ten sposób doszliśmy do wniosku, że lepiej rejestrować wstępne pomysły na komputerze w domu, przesyłać między sobą, aby wszyscy mogli przygotować swoje partie. W ten sposób tworzyliśmy szkielety aranżacji i dopiero z nimi wchodziliśmy do sali prób, aby przegrać je na żywo i dopracować. Każdy z moich zespołów ma nieco inny styl pracy. Nemhain tworzy większą część materiału jammując. Jedna gitara, perkusja i bas, po prostu. I to się bardzo dobrze sprawdza, akurat w tej muzyce.
Niektórym muzykom pewnie ciężko byłoby dostosować się do sytuacji, w której po prostu dostają gotowy materiał i nie uczestniczą we właściwym procesie tworzenia.
To prawda, ale ja mam naprawdę duży wpływ i pole do popisu, jeśli chodzi o moje partie. Musisz jednak pamiętać, że trzeba być graczem zespołowym i dla mnie piosenka jako całość, jest ważniejsza niż partie perkusji. Ważniejsze jest, aby piosenka miała właściwy feeling, groove, żeby płynęła, niż to żebym gdzie się da wciskał paradidle, czy inne wygibasy perkusyjne. I tak zawsze znajdzie się miejsce, gdzie można wstawić kilka fajnych zagrywek i patentów.
Niedawno nagraliście rocznicowe DVD Draconian Times i zagraliście trasę, prezentując ten album w całości. Jak się czułeś, odgrywając album, który powstał z innym perkusistą i jest uważany przez wielu fanów za szczytowe osiągnięcie Paradise Lost?
Muszę przyznać, że odczuwałem pewną presję, związaną z faktem obchodzenia rocznicy tej płyty. Szczególnie, że to właśnie Draconian Times, na której partie perkusji znacząco odbiegają od tego, jak ja bym te numery zagrał, gdybym był przy powstawaniu płyty. Poświęciłem sporo czasu, aby wdrożyć się w charakter bębnów na tym albumie. To trochę dziwne, ponieważ jako fan kocham ten album i znam go bardzo dobrze od lat. Jednak wcześniej nie wsłuchiwałem się aż tak dokładnie w same partie perkusji, odbierałem go jako całość. Gdy rozpoczęliśmy próby dawałem z siebie wszystko, by odtworzyć klimat tej płyty, ale również dodać coś ze swojego charakteru gry. Ze strony zespołu dostałem całkowitą wolność, powiedzieli mi, żebym grał, jak mi się podoba, co było bardzo miłe. Jednak, gdy zabierasz się za już nagrany materiał, musisz się tego trzymać i masz ograniczone pole do improwizacji. Wiesz, dodawanie podwójnej stopy w Forever Failure nie miałoby większego sensu. Musisz po prostu wczuć się jak najlepiej w klimat tych numerów i dodać swoje smaczki, które jednak nie będą ich wywracać do góry nogami.
Nieczęsto dwóch braci zostaje perkusistami znanych na całym świecie zespołów. Pochodzicie z muzycznej rodziny?
Całkowicie nie. Nikt z naszej rodziny przed nami nie grał na niczym. Zaczęło się ode mnie. Mój kumpel mieszkający po drugiej stronie ulicy miał gitarę i chcieliśmy stworzyć zespół. Na początku chciałem grać właśnie na gitarze, kupiłem ją, jednak byłem tak okropny w graniu na niej, że któregoś dnia stwierdziłem, że może lepiej spróbować na bębnach. Moi rodzice bardzo mnie wspierali i kupili mi zestaw. Wtedy mój brat nie był nim ani trochę zainteresowany. W tamtym czasie grał w tenisa i był tym bardzo pochłonięty. Któregoś dnia, gdy mnie nie było w domu, zaczął próbować i bardzo szybko go to wciągnęło. W niedługim czasie grał już w pierwszym zespole i wszystko zaczęło się rozwijać. Ma teraz na mnie duży wpływ i jest dla mnie wielką inspiracją. Sądzę, że on powiedziałby to samo o mnie. To naprawdę budujące, że obaj odnieśliśmy sukces.
Ok. Pora porozmawiać chwilę o twoim obecnym zestawie perkusyjnym. Zmieniłeś go po dołączeniu do PL?
Tak i nie. Zawsze starałem się mieć najmniejszy zestaw, jak to tylko możliwe. Głównie dlatego, że samemu muszę to pakować do samochodu i wnosić do sali prób (śmiech). Poza tym zarówno, gdy gram w zespole z moją żoną (Nemhain), czy z Brujeria używam małego zestawu. Przez długi czas używałem zestawu z jedną centralą i podwójnym pedałem. We wszystkich pozostałych zespołach, również w Paradise Lost używam w zasadzie tego samego zestawu, czyli: dwie centrale 22?, tomy 10?, 12? i 14? oraz 16? floor tomy, przy czym jeden po lewej stronie obok hi-hatu. W tej chwili mam zestaw Pearl Reference Pure.
Nagrałeś wiele płyt, z różnymi zespołami, producentami, w różnych studiach. Czy któraś z nich jest dla ciebie specjalna?
Zawsze ostatnia rzecz, jaką zrobię, jest dla mnie bardzo ważna i specjalna. Pierwsza sesja nagraniowa z Paradise Lost była dużym wyzwaniem i miałem sporo nerwów. Jak mówiłem wcześniej, nie mieliśmy razem żadnych prób z nowym materiałem, bo wszystko ustalaliśmy przez Internet, dlatego dopiero w studiu miałem możliwość zagrać wszystko w obecności reszty zespołu. Również producent był bardzo wymagający co do wykonania wszystkich partii. Było sporo fragmentów, które kazał mi powtarzać wiele, wiele razy, aż uzyskałem taki charakter, jaki najlepiej pasował do całości. Tak więc to była dobra szkoła.
Szczególnie, że zależało wam na jak najbardziej żywym brzmieniu.
Tak, dokładnie. W dodatku koleś ma niesamowicie doskonałe ucho do strojenia bębnów. Przyglądanie się jego pracy było naprawdę inspirujące. Wracając do twojego pytania, również pierwsze albumy At The Gates są dla mnie bardzo specjalne, ponieważ to były moje pierwsze nagrania studyjne w życiu, ale również dlatego, że mieliśmy totalnie niski budżet. Przy pierwszej płycie miałem dwa dni na nagranie bębnów, łącznie z ustawianiem brzmienia. I trzeba pamiętać, że nie mieliśmy wtedy Pro Toolsa do edycji ścieżek. Było to trochę karkołomne, do tego stopnia, że w kilku momentach trzeba było pozmieniać gitary, żeby pasowały tam, gdzie zagrałem coś nie do końca tak, jak miało być (śmiech). Ale tak to było, nie mieliśmy po prostu czasu i pieniędzy na więcej powtórzeń i musiało zostać tak, jak się udało.
Wspomniałeś o Pro Tools. W ostatnich latach technologia zrewolucjonizowała sposoby nagrywania bębnów, szczególnie w ekstremalnych odmianach metalu. Jaki jest twój stosunek do korzystania z tych wszystkich technicznych możliwości. W końcu można bębny nagrać myszką i klawiaturą.
To jest bardzo pomocne przy komponowaniu muzyki, nagrywaniu pomysłów, utrwalaniu ich, czy właśnie zgrywaniu, aby przedstawić je reszcie zespołu. Ale jeśli mówimy o faktycznym nagrywaniu płyty, jestem zwolennikiem grania całkowicie na żywo. Są dwa powody. Po pierwsze, czuję dumę z każdego nagrania, jakie skończę i gdy ludzie słuchają płyty mogę śmiało powiedzieć, tak, to ja to wszystko zagrałem. Po drugie, bez względu na to, czy nagrasz w studiu wszystko sam, czy będziesz to reperował w komputerze, prędzej czy później będziesz musiał zagrać to na żywo na koncertach. Pewnie też się z tym spotkałeś. Było na przykład kilka zespołów na festiwalu Soundwave w Australii, które znałem z płyt, a gdy słuchałem je na koncercie, co chwila bębniarz grał inaczej niż na albumach, prościej, łatwiej. To jak kopanie dołu pod samym sobą. Jeśli podkręcasz wszystko za bardzo podczas edycji w studiu, programujesz rzeczy, których nie jesteś w stanie zagrać, to w końcu będziesz musiał się z tym zmierzyć, a granie tego słabiej niż na płycie nie robi dobrego wrażenia. Przy nagrywaniu Tragic Idol zazwyczaj grałem każdy numer cztery, pięć razy w całości. Przesłuchiwaliśmy wszystkie wersje, wybieraliśmy najlepsze fragmenty i jeśli coś nie było dla nas zadowalające, wtedy powtarzałem określoną część numeru i ją wklejaliśmy. Ale nie było żadnego rozpisywania uderzeń i programowania partii. Wszystko, co jest na płycie, zostało przeze mnie faktycznie zagrane. W Cradle Of Filth czasami dzieliłem sobie numery na części. Nagrywałem na przykład intro, zwrotkę i refren. Robiłem chwilę przerwy, aby odpocząć i nagrywałem drugą część numeru. Dzięki temu bardziej ekstremalne momenty były zagrane z odpowiednią energią.
Nagrywasz z samym metronomem, czy też używasz pilotów, a może grasz z żywym podkładem gitary?
Bywało bardzo różnie. Zdarzyło mi się nagrywać album Cradle tylko do kliku. Wtedy musisz sobie wyobrażać całą muzykę, aby odpowiednio się wczuć. Nie jest to łatwe i czasem ciężko zabrzmieć w pełni naturalnie. Dlatego preferuję mieć również pilota gitary.
Nadal dużo ćwiczysz?
Gdy jestem w domu staram się ćwiczyć, ale prowadzimy z żoną studio fotograficzne w Londynie, które zajmuje sporo czasu. Ale co chwila muszę się rozgrzewać przed koncertami, więc nie mam długich przerw. Jednak, gdy gram w domu, to nie do końca jest typowe ćwiczenie. Zazwyczaj po prostu puszczam sobie utwory, które lubię i gram pod nie. Nie ma już tak, że siadam za bębnami i kilka godzin ćwiczę podwójną stopę. Już tego nie robię. Jeśli mając tyle lat gry za sobą czegoś nie potrafię zagrać, to już się tego raczej nie nauczę. Czasem muszę się przestawić w zależności od tego, z którym zespołem w danym momencie mam grać. Teraz po trasie z Paradise Lost, wracam do domu na jakieś pięć dni, po czym lecimy do Australii z At The Gates. Dlatego będę musiał przegrać sobie dwa razy dziennie materiał At The Gates, żeby przestawić się na szybkie granie, szczególnie właśnie nogi.
Przywiązujesz dużą uwagę do nowinek sprzętowych?
Zdecydowanie dbam o to, aby mieć sprzęt dobrej jakości, ale równocześnie jestem w stanie zagrać właściwie na wszystkim, co przede mną postawisz. Często na festiwalach nie masz możliwości wstawienia własnego zestawu, czasami nie masz nawet własnych blach i po prostu musisz zagrać na tym, co jest. Co do sprzętu, wczoraj odebrałem robione na zamówienie stopy, nie wiem, jak to powiedzieć... Karcje Kopito?
Czarcie Kopyto.
Tak, dokładnie. Dziś będę go używał po raz pierwszy. Wcześniej używałem chyba wszystkich dostępnych pedałów na rynku. Miałem Axis, Iron Cobra, DW, Pearla, Dixona. Gdy robiliśmy reunion At The Gates miałem pedał Tricka, z direct drive i od tego momentu stałem się fanem tego rozwiązania. Niestety, jednak dość szybko zużywam pedały. Czytałem gdzieś o Władku i jego Czarcim Kopycie. Spotkałem się z nim na Brutal Assault tego lata, wtedy po raz pierwszy widziałem je na żywo i powiedziałem mu, że chciałbym zamówić zestaw dla siebie.
Czarcie Kopyto jest podobno niezniszczalne, więc może wytrzyma również twoją grę.
No cóż, też tak słyszałem, ale zobaczymy (śmiech).
Rozmawiał: Przemek Łucyan
Zdjęcie: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Powiązane artykuły
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…