Manuel Rodriguez Cajones
W sieci salonów muzycznych Rock’N’Roll (rnr.pl) pojawiły się bardzo ciekawie brzmiące i wciąż egzotyczne w Polsce cajony firmy Manuel Rodriguez – producenta znanego głównie z cenionych w świecie gitar klasycznych. Jak brzmią hiszpańskie skrzynki perkusyjne?
Trzecie pokolenie niewielkiej hiszpańskiej firmy rodzinnej Manuel Rodriguez z Toledo, rozszerzyło działalność i z przytupem wkroczyło do świata rytmu, rozpoczynając produkcję cajonów. Funkcjonują one w rynku instrumentów perkusyjnych od 2014 roku i są dobrze rozpoznawalne w krajach Europy Zachodniej, ale nie należą do rekiniery tego rynku. Szczególnie w Polsce nie mają jeszcze wypracowanej marki. Szkoda, bo dwa instrumenty, które dzięki uprzejmości łódzkiego sklepu RNR.pl testowaliśmy przez dwa tygodnie, zachowywały się imponująco.
Po pierwsze – wyglądają. Są po prostu ładne. Bardzo estetycznie wykonane, mimo, że korpusu i płyty nie pokrywa pięć warstw lakieru. Tańszy model – Cajon Flamenco MR Nat, ma bardzo surowe wykończenie korpusu i płyty z brzozy. Jest perfekcyjnie oszlifowany, ma zaokrąglone krawędzie, ale na pierwszy rzut oka zastanawiałem się, czy producent w ogóle położył na nim lakier. Owszem, położył, ledwo wyczuwalną warstwę. Instrument jest lekki, a drzewo miękkie. Będzie idealnym narzędziem pracy dla cajonisty, który chce, aby jego cajon w krótkim czasie wyglądał na solidnie spracowany. Po czym wnoszę? Na płycie, już po pierwszym graniu, zostają ślady dłoni, ciężko pracujących nad groove’em. Dzięki nim cajon nabiera charakteru i wciąż ładnie wygląda. Choć producent zapewnia, że jest to doskonały instrument do brzmień flamenco, doskonale poradził sobie w różnych stylach muzycznych. Brzmi ciepło. Zarówno bas, jak i snar. Ale w brzmieniu basu brakowało mi głębi i cały czas słychać było werblowy podźwięk. Przyznam szczerze, że zanim zajrzałem do środka instrumentu, kiedy grałem na nim jeszcze w sklepie, byłem przekonany, że producent w tańszym modelu (ok. 550 zł) zastosował po prostu sprężyny werblowe. Myliłem się. Za dźwięk werbla odpowiadają cztery struny rozciągnięte wzdłuż płyty w układzie V-2. Oczywiście strojone imbusikiem, dołączonym do cajona.
Takie samo rozwiązanie zastosowano w ciut cięższym, bo masywniejszym cajonie Flamenco MR Vintage, którego korpus także został zbudowany z brzozy, zaś płyta uderzana jest z gładko oszlifowanego i subtelnie polakierowanego hebanu (występuje także w wersji z płytą brzozową i tekową). Za instrument ten trzeba zapłacić około 750 złotych i warto, ponieważ nie tylko mnie, ale i moich uczniów, podczas warsztatów perkusyjnych “Przestrzeń w brzmieniu”, zaczarował głębią basu. Została ona zauważona absolutnie przez wszystkich. Podobnie, jak snar – ostry, krótki, wyrazisty i charakterystyczny dla Flamenco. Hebanowa płyta jest nieprawdopodobnie czuła na granie techniką palcową. Nawet najdelikatniejsze muśnięcie palcem o płytę budzi drzemiące w korpusie struny, które tańczą po drugiej stronie hebanu. Obnaża to także braki w umiejętności gry na tym instrumencie... Nie muszę pisać, że cajon jest piękny. Podobnie, jak ten tańszy, surowo wykończony, z charakterem. No, a jak już się odezwie, czuje się ciepło hiszpańskiego basu i pazur snara. O to chodzi!
Wady? Długo się ich doszukiwałem. Z pewnością ani jeden, ani drugi instrument nie zadowoli estetów. Surowe wykończenie – zwłaszcza tego tańszego modelu, sprawia, że jest on bardzo podatny na wszelkiego rodzaju obicia, zarysowania i ślady, jakie na płycie zostawiają spocone dłonie. Brzoza to miękkie drewno. Z wdziękiem przyjęło nity na kieszeniach jeansów mojej uczennicy, która na nim zasiadła i trochę się powierciła.
Z drugiej strony znam cajonistów, którzy daliby wiele, żeby ich cajon sprawiał wrażenie na spracowany, przetyrany instrument. Dwa opisane wyżej modele, z pewnością ich pod tym względem zachwycą. A zwłaszcza brzmienie modelu Vintage. Jedną z ważniejszych wad może okazać się otwór rezonansowy. Jego wykończenie jest zaokrąglone i dość szerokie. Miałem przez to problem w zamontowaniu mikrofonu do cajona, który lepiej montuje się na prostej płycie z otworem. No, ale za to przyjemniej podnosi i przenosi się ten instrument, jeśli ostra krawędź nie wbija się w dłoń. Coś za coś. Po dwóch tygodniach pracy z tymi skrzyneczkami pozostały mi same pozytywne wspomnienia. Gdybym decydował się na zakup jednej z nich, zdecydowałbym się na droższy model z płytą hebanową. Tak głębokiego basu dochodzącego z „karmnika” jeszcze nie słyszałem...
Tekst i zdjęcia: Wojtek Andrzejewski
Instrument dostarczył łódzki salon muzyczny RNR.pl
Dystrybucja: Mega Music (megamusic.pl)