Pablo Music Djembe
Bęben djembe, który dofrunął do „Perkusjonisty” z podlubelskiej wsi, gdzie znajduje się kultowa dla polskiego bębniarstwa pracownia Pablo Pawła i Mikołaja Myczkowskich, ma średnicę zaledwie 20 cm, ale z kielicha po slapach leci ogień... To nie jest zabawka!
Kto z nas nie przerabiał zabawkowych bębnów djembe? Takich „na start”, żeby zobaczyć, czy ten instrument nas w ogóle interesuje. Prywatnie, po latach bębnienia, uważam, że to jednak błąd kupować takie „zabawki”, bo lepiej jest kupić solidny, duży bęben djembe, by poznać pełnię możliwości tego instrumentu niż mały i bardzo tani bębenek djembe, który traci dużo na wartości. Znam przypadki, że po porzuceniu słomianej pasji robi w domu za kwietnik.
Kiedy zamawiałem u Mikołaja Myczkowskiego instrument, trafiłem na taki moment, że miał w pracowni tylko średniej wielkości korpusy. Oczywiście, natychmiast zacząłem wybrzydzać: „ – Łeeee... 20 cm średnica... To za mały... Mój kot jeszcze nie gra na djembe...”. „ – Ale Wojtek, te jawory mają takie kielichy, że przy koziej skórze leci z nich naprawdę ogień!” – przekonywał. A że nigdy mnie nie oszukał – zamówiłem. W ciemno. No i z myślą o was, o czym dalej...
Kurier wnosząc karton wielki, jak po kuchence gazowej, nie omieszkał zgryźliwie skomentować: „– Co, znów pan żonie kupił jakiś bęben, co?”. Po zignorowaniu zazdrosnego marudy i dokopaniu się do instrumentu przez warstwę zabezpieczeń, djembe było gotowe do grania. A że akurat kurier zawitał do mnie do redakcji Angory, instrument błyskawicznie zwołał 80 procent zainteresowanej solóweczką załogi. Zwołał to dobre określenie, bo wcześniej testowany bęben djembe od Pablo miał średnicę membrany 26,5 cm, a ten jedynie 20 i choć jest o 1/3 mniejszy, wybrzmiewa łudząco podobnie do mojego instrumentu.