Werble Łukawski
W myśl powiedzenia "cudze chwalicie, swego nie znacie", opiszemy polski produkt - werble Wojtka Łukawskiego "Lukawski". Głos oddajemy Tomkowi Łosowskiemu, prawdziwemu maniakowi werbli.
Wszystko zaczęło się od mojego występu na Zildjian Day w Katowicach. Kiedy byłem zajęty rozstawianiem sprzętu, podszedł do mnie sympatycznie wyglądający człowiek i zapytał, czy zechciałbym przetestować jego werble. Pomyślałem sobie - dlaczego nie?
Ponieważ w tym dniu nie było na to warunków - ważna impreza, hałas, brak czasu, tłum ludzi wokół - zdecydowaliśmy, że Wojtek prześle mi swoje "wyroby" bezpośrednio do domu, abym mógł w spokoju się z nimi zapoznać. Grając na światowych markach, nie za bardzo interesowałem się do tej pory, jakie instrumenty perkusyjne produkuje się w Polsce. Okazja nadarzyła się właśnie w Katowicach, gdzie Wojtek pokazał mi dwa swoje werble. Czasu było tak mało, że nawet nie zdążyłem ich założyć na statywy. Jedynie uderzyłem w nie delikatnie, kilka razy trzymając w powietrzu. Usłyszałem dość dużą wrażliwość, ciepło w brzmieniu i jakąś bliżej nieokreśloną "szlachetność" w dźwięku instrumentów.
Wojtek wyrabia swoje werble z klepek (drewnianych klocków, które dopasowuje i obrabia). Wiem, że np. bardzo renomowana australijska firma "Brady" robi werble klockowe. Kilkakrotnie grałem na nich i zawsze robiły na mnie pozytywne wrażenie. Różne inne firmy czasami produkują modele klepkowe, ale przeważnie nie są to masowe sytuacje, a instrumenty mają dość wysoką cenę.
Na początku otrzymałem dwa werble (dokładnie te, które oglądałem w Katowicach). Były to instrumenty wykonane z klepek klonowych, w rozmiarach 14" x 5,5" oraz 13" x 5".
Już na początku zauważyłem (strojąc je), że mają w sobie dość dużo ciepła i fajny strzał. Trzynastkę odłożyłem na później. Rozmiar ten jest dla mnie trochę nietypowy. Jako główny werbel - ciut za cichy, za wysoki. Z kolei jako piccolo ten rozmiar jest dla mnie odrobinę za duży. Na końcu do tego instrumentu powrócę.
Skupiłem się na werblu 14" x 5,5" i pograłem na nim trochę. Zabierałem go do studia i na koncerty. Jego charakterystyczna cecha to ciepło w brzmieniu. Nie ma też długiego sustainu. Przy lekkim tłumieniu górnego naciągu, jest raczej szybko wybrzmiewający. Ma dość fajny atak. W studiu, w różnych strojach sprawował się dobrze. Nagrałem na nim całą sesję. Instrument ten ma naturalne, polakierowane wykończenie. Wąskie lugi są typu rurkowego "Tube Legs". Werbel wygląda z nimi bardzo estetycznie. Obręcze gięte są grubości 2,3 mm.
Maszynka działa bardzo precyzyjnie - nie ma z nią żadnych kłopotów. Na jednym koncercie "osłabły" mi sprężyny, ale potem (jak się okazało) po prostu musiałem dokręcić śruby, które trzymają nitki od sprężyn. W werblu są markowe sprężyny Pearl Ultrasound, które pracują bez zarzutu. Są wrażliwe i dzięki nim mamy ciekawą artykulację. Przymierzałem się, aby ten werbel zostawić sobie, ale wtedy zadzwonił Wojtek i powiedział, że chce wykonać jeszcze kilka werbli, aby poszerzyć spektrum testów.
Skoro tak - pomyślałem, że podsunę mu pewien pomysł werbla hybrydowego: klon - mahoń. Tego typu połączenia są ostatnio "na czasie". Wojtek przystał na ten pomysł z ochotą. Zaproponowałem mu rozmiar 14" x 5,5". Produkcja werbla trochę trwała. Musiał znaleźć materiał, zamówić cały osprzęt… Przy okazji powiedział mi, że koszty produkcji nie są małe (dlatego potem nie powinna dziwić ostateczna cena takiego cacka).
Kiedy został ukończony, za pośrednictwem kuriera dostał się w moje ręce. Oprócz niego otrzymałem do testów jeszcze dwa inne werble (ale o nich za chwilę).
Pierwsze wrażenie na widok tego "pasiaka": wizualnie - ładna gra kolorów (przeplatane klocki - klon, mahoń). Od razu rzuciły się w oczy grubsze obręcze 3 mm (mniej się wyginają). Kiedy przez dłuższy czas wykorzystywałem ten werbel stwierdziłem też, że śruby nie puszczają, tylko ładnie trzymają strój. Reszta osprzętu była taka sama jak w werblu klonowym. W brzmieniu natomiast odczułem różnicę - jak dla mnie na duży plus. Werbel jest bardziej wyrazisty od wersji klonowej. Ma szersze spektrum brzmienia i lepszą (jak dla mnie) artykulację. Oprócz "ciepła" ma też interesujący "atak". Wydaje mi się, że jest najbardziej uniwersalny ze wszystkich werbli, jakie przysłał mi Wojtek. Instrument ten najbardziej przypadł mi do gustu i chyba zostanie u mnie na dłużej.
Kolejny werbel jest wykonany z orzecha amerykańskiego (Walut). Rozmiar to 14" x 5". Kolor matowego korpusu to odcień brązu. Z kolei osprzęt jest w kolorze czarnego chromu. Instrument prezentuje się wspaniale. Osprzęt ten sam, co we wcześniejszych werblach oprócz obu obręczy, które są odlewane. W brzmieniu mamy miły, ciepły atak (strzał) i ciemny "sos". Jest też bardzo skupiony i punktowy. Z początku bardzo mi się podobał, ale kiedy na nim dłużej pograłem, stwierdziłem, że nie jest to werbel tak uniwersalny jak "pasiak". Ma mniejszy zakres dynamiki, mniejszą artykulację. Ma za to pewien rodzaj niepowtarzalnego, naturalnego "pogłosu" w brzmieniu. Jego zastosowanie byłoby dobre np. w produkcjach popowych, gdzie nie gramy za dużo ghostów, tylko interesują nas główne, podobne do siebie uderzenia (np. w jakimś groovie).
Następny werbel wykonany jest z padouk’u. Jest to gatunek drewna pozyskiwany z afrykańskich drzew sandalinu (Pterocarpus). Jest to drewno twarde, trwałe, o rysunku zbliżonym do mahoniu i o czerwonawym odcieniu, który z czasem naturalnie ciemnieje. Osprzęt jest ten sam - tyle, że w złotym kolorze, co ładnie kontrastuje z czerwonawym korpusem. Przeszkadzała mi tu głębokość 14" x 6,5 cala. Werbel ma ciekawy atak i artykulację, ale (jak dla mnie) za dużo "dołu". Ten dół jest wyczuwalny nawet, kiedy gram ciche nuty. Są też dość spore przydźwięki (musiałem go mocniej stłumić). Dla kogoś innego ta głębokość może być zaletą. Werbel ukierunkowany jest bardziej na rockową muzę.
Na koniec "trzynastka", którą odkryłem nieco później. Rozmiar 13" x 5" (klon). Obręcze 2.3 mm gięte, maszynka (jak wyżej). Lugi przywierają do korpusu na całą długość. Sprężyny w tym werblu to Puresound 24. Na początku nastroiłem ten instrument jako werbel główny. Uderzyłem i usłyszałem wiele "dobra". Werbel ma świetny "strzał" i "sos". Jest mega wrażliwy (super artykulacja). Dodatkowo jest czysty i klarowny w brzmieniu. Nie ma wiele przydźwięków ani brudów (nie trzeba go aż tak mocno tłumić).
Jak nastroiłem go jako piccolo, nie utracił nic z opisywanych wyżej cech - był po prostu wyższy w brzmieniu. Kiedy go zabrałem na koncerty i używałem jako piccolo, po koncercie pojawiały się osoby pytające, co to za werbel. Jedyny problem - jako główny jest jak dla mnie minimalnie za cichy. Z drugiej jednak strony może to być zaleta - np. przy graniu w małym klubie.
Cóż… Podsumowując - mogę z ręką na sercu stwierdzić, że Wojtek to "man", który nie idzie na łatwiznę. Mamy do czynienia z niepowtarzalnymi instrumentami o wyjątkowym brzmieniu. W każdy werbel wkłada swoje serce i niemałą wiedzę. Nie jest to produkcja taśmowa (typu Chiny, Tajwan, Malezja, Nikaragua…). Myślę, że każdy może znaleźć tu coś dla siebie. Dużą zaletą jest też fakt, że można złożyć bardzo indywidualne zamówienie.
Dostarczył: Wojciech Łukawski Instrumenty Muzyczne
Zdjęcia: Marek Kiełbusiewicz
www.mkstudio.net.pl
Test ukazał się w numerze maj 2015.
O FIRMIE
Wojtek Łukawski opowiadał mi wiele ciekawych rzeczy o produkcji werbli. Ta opowieść to osobny wielki referat. Postanowiłem zamieścić najciekawsze fragmenty.
Na początku opowiedział mi, skąd wziął się pomysł na produkcję werbli. Od lat zajmuje się instrumentami, głównie gitarami. Kiedyś kupił perkusję z myślą, że jego córka będzie się uczyć na niej grać. Kiedy zapał minął (jak to w życiu), za granie zabrał się tata… Pewien znajomy potem w żartach "wyprorokował" mu, że jeszcze przyjdzie czas, kiedy zacznie robić bębny. Większość bębnów wykonywana jest w technologii łączenia fornirów, czyli sklejek. Ta metoda jest dość trudna do wykonania w warunkach warsztatu rzemieślniczego (swoją drogą chyba nic, co ma być porządne, nie jest łatwo zrobić). Pewnego pięknego dnia wpadł na pomysł robienia werbli z klepek. Opracował własną technologię. Lite drewno i obróbka była w zasięgu jego możliwości. Zachęcony bardzo dobrymi opiniami perkusistów, zarówno w sferze brzmienia, jak i estetyki instrumentów, rozwija temat tworzenia werbli z coraz to innych materiałów, o różnych rozmiarach i szczegółach z różnym osprzętem.
W branży produkcji instrumentów nie znajduje innej metody na działania marketingowe i poszukiwanie opinii oraz recenzji niż "podrzucanie" instrumentów muzykom. Tak stało się i tym razem. W listopadzie 2014 wziął ze sobą na Zidijian Day w Katowicach kilka wyrobów celem ewentualnej prezentacji zgromadzonym tam muzykom. Podszedł i porozmawiał ze mną w ludzkim języku, pokazał instrumenty i nawiązaliśmy współpracę. Przy okazji powiedział mi, skąd bierze drewno - bo zadałem mu takie pytanie (interesowało mnie, czy pozyskuje je z jakichś starych mebli czy też chodzi do lasu…). Rzeczywiście - powiedział, że z lasu. Część z polskiego lasu (np. klon). Z kolei egzotyczne drewna z lasu… zagranicznego.
Często kupuje drewno na zasadzie intuicji, że może się przydać. W jego magazynie są różne rodzaje drewna, które leżą i "dojrzewają" od kilku ładnych lat. Jak mówi - kwestia dobrego drewna do budowy instrumentów jest dość złożona. Drewno musi swoje odleżeć. Szybko wysuszone - nie zdąży się naturalnie skurczyć i uzyskać właściwej stabilności. Werble wykonuje z różnych gatunków, sprawdzonych w dziedzinie budowy instrumentów. Pęta się po tartakach, przebierając surowe dechy, bądź wkurza pracowników składu drewna egzotycznego prośbami o przerzucenie widłakiem kilku ton desek na paletach, bo na spodzie jest coś, co mu się podoba... Są to zarówno drewna rodzime (klon), jak i egzotyki (padouk, orzech amerykański, mahoń). Najchętniej zrobiłby jeszcze z 50 werbli ze wszystkiego, co kiedyś wypuściło liście lub igły, ale pamiętajmy, że produkcja jest czasochłonna, a koszty dość spore. Jeżeli apetyt będzie rósł - ruszy z bardziej obfitą produkcją. Póki co założył sobie cel, że przenigdy nie zejdzie w dół z jakością. Przeciwnie - czas działa na jego korzyść, bo z roku na rok bogatszy jest o wiele nowych doświadczeń w produkowaniu tych instrumentów.
Z reguły werble 14" wykonuje z 20 klepek. Jest to optymalne w zakresie wykorzystania materiału przy jednoczesnej łatwości wymierzenia umiejscowienia lugów. Po prostu na środku co drugiej klepki, a nie na spoinie. Zresztą spoiny mają to do siebie, że są mocniejsze od struktury drewna. Cechą werbli klepkowych jest ich znaczna grubość w porównaniu do większości instrumentów sklejkowych. Dla jednych jest to wada, dla innych zaleta. Można po prostu nazwać to cechą konstrukcyjną, czynnikiem wpływającym na ostateczne brzmienie instrumentu. Wysokość werbla ma spory wpływ na jego dynamikę. Im płytszy, tym szybszy atak na dolny naciąg, więc większa dynamika. Jest to kolejny czynnik wpływający na brzmienie. Każda klepka jest sortowana i dobierana pod względem jakości i "czystości", aby nie było sęków, a tym bardziej pęknięć czy innych istotnych wad drewna.
Dość baczną uwagę zwraca na wykończenie krawędzi. Po pierwsze krawędź musi być zupełnie płaska i trzymać się średnicy okręgu, bo inaczej nie da się równomiernie nastroić werbla. Różnice wysokości brzmienia na poszczególnych lugach będą powodowały interferencję, a wówczas instrument nie zabrzmi pełną piersią... Po drugie kształt krawędzi - to kolejny istotny czynnik. Im większa powierzchnia styku drewna z naciągiem, tym mniejszy atak, a więcej ciepła. To taka ogólna zasada. Są krawędzie ostre, są krawędzie półokrągłe w różnych kątach itp. Kwestia wyboru i eksperymentów. Nie bez znaczenia jest kształt łoża na sprężyny. Bez tego elementu nawet dobra sprężyna nie zadziała tak, jak to powinno być. Nie ma jednego idealnego werbla dla wszystkich i w tej różnorodności jest piękno.
Wykończenie drewna zależy od gatunku. Bywają takie, które z racji swojego składu chemicznego, w którym oprócz celulozy znajduje się spora ilość substancji mineralnych i oleistych, nie wymagają grubej powłoki izolującej od zmiennych warunków wilgotności. W tym wypadku wystarczy olejowanie - czyli powierzchniowe nasączenie modyfikowanym olejem lnianym i tungowym, częściowo izolujące, a częściowo ozdobne. Gatunki higroskopijne trzeba trwale odizolować powłoką lakierniczą. Lakierowanie drewna to nie malowanie lamperii. Jeśli chce się uzyskać lustrzaną powierzchnię, konieczny jest lakier podkładowy, stabilizujący strukturę drewna, a później dopiero kolory, bajery i lakier nawierzchniowy. Oczywiście, każda warstwa jest szlifowana, a nawierzchniowa - szlifowana i polerowana na "lusterko". Stosuje lakiery chemoutwardzalne przemysłowe, bez ładnych, kolorowych etykiet, jak te dostępne w marketach budowlanych... W ruch idzie kompresor, maska lakiernicza z pochłaniaczem chemicznym, cała artyleria... Nieprzyjemna robota, ale jak ma być lusterko, to nie ma kompromisów."
Tomek Łosowski