Pod lupą - Iron Maiden - Fear Of The Dark
Pod lupą
Dodano: 20.06.2014
Muzyka jest jak lustro, ukazując myśli, emocje i naturę człowieka.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Jeżeli nie jesteś pewien, jaki ktoś jest naprawdę, posłuchaj jego muzyki. Niewątpliwą domeną wartościowej sztuki jest szczerość, choć często właściwy przekaz tkwi jeszcze dużo głębiej - pod powierzchnią warstwy tekstowej czy melodycznej. Najpiękniejsze w każdej piosence jest to, co można wyczytać między wierszami kolejnej zwrotki czy refrenu... Czasem trzeba się bardziej zagłębić, a czasem przeciwnie - zwiększamy dystans, by dojrzeć więcej. To też jest powód, dla którego w tym dziale szukamy perkusyjnego skarbu w utworach słyszanych na co dzień, znanych i lubianych, nieraz wielbionych nadmiernie, a niekiedy zupełnie niedocenianych.
I podczas, gdy jeden wykonawca wyzna, że gdy jest już ciemno to wszystko mu jedno, inny bez wahania przyzna się do strachu przed ciemnością… A ponieważ ukazanie własnego lęku i obaw brzmi bardziej szczerze i przekonująco niż heroiczny anioła głos, pozwolisz, że tym razem wybierzemy jednak strach, szukając skarbu w utworze "Fear Of The Dark" żelaznej damy, ponoć zresztą jeszcze cały czas… dziewicy. W ubiegłym miesiącu zakosztowaliśmy solidnej dawki rockowego grania w wykonaniu grupy Genesis.
Tym razem również będzie mocno, jednak zupełnie inaczej, bo jak się okazuje rock and roll niejedno ma imię...
Zaczniemy nietypowo - utwór rozpoczyna podniosły pasaż gitarowy i monumentalne, soczyste akcenty perkusyjne. Moglibyśmy przemilczeć sam początek, ale myślę, że jest on świetną okazją do tego, by poruszyć to, co często się pomija - Przykład 1.
Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego - uderzenie w blachy i stopę raz na dwa takty - phi! Ale co się okazuje? Ciekawe, że takie niby zwykłe "bum", a jednak trzeba trafić precyzyjnie, a że rzadko, to i jakoś tak… niewygodnie… Już łatwiej byłoby sobie tupać nogą lub hi-hatem ćwierćnutki, żeby się nie rozjechało. No, ale nie byłoby wtedy tego nagłego "grzmotu", gdyby jeszcze przygrywać coś tam w tle! Zachęcam do grania takich pustych przebiegów - mówi się, że granie pauzą to też sztuka! Jest to na pewno świetny sposób, by doskonalić timing - to gitara wyznacza nam szkielet rytmiczny (ćwierćnutowy), a naszym zadaniem jest nie tylko trafić w punkt, ale też zrobić to z odpowiednią siłą wyrazu. Już przy trzecim powtórzeniu schematu słyszymy crescendo na talerzach przez cały drugi takt, które nabudowuje moment tuż przed uderzeniem akcentu na raz.
Precyzyjnie wykonane nabudowanie dynamiczne to już kolejny etap, który warto doskonalić. Zanim przejdziemy do kolejnych przykładów rytmicznych, warto sobie uświadomić niesamowitą swobodę i wolność formy, która płynnie i bez kompleksów przechodzi kolejne swoje metamorfozy. Tempo utworu wydaje się być zmienne jak pory roku, podobnie jak konsekwencja rytmiczna podziałów, które zadziwiają swoją zmiennością, z udziałem zupełnie innych struktur i halftime’ów włącznie. W nawiązaniu do utworu "Jesus He Knows Me" sprzed miesiąca, gdzie wszystko było starannie dopracowane, tutaj wyczuwamy raczej euforię chwili, która dyktuje kolejne przeistaczanie się figur, bez przywiązania do jakiejkolwiek konsekwencji czy zasadności logicznej. Ale czy aby na pewno brak tu zupełnie reguł? Zaczekajmy do końca z tymi osądami…
Po wstępie wokalno-gitarowym przychodzi moment na energetyczne intro instrumentalne z obfitującym w synkopy groovem - Przykład 2.
Podział ten jest kontynuowany w pierwszej zwrotce, po czym przechodzi w drugi schemat, który - żeby było ciekawiej - zostaje użyty w refrenie oraz w kolejnej zwrotce - Przykład 3.
Kolejny refren jest już realizowany w tempie dwa razy wolniejszym. By nie popaść w monotonię i rutynę, znów mamy powrót do pierwotnego pulsu, po czym w następnych instrumentalnych pasażach powraca dwa razy wolniejsze tempo. Charakterystyczne budowanie w sferze melodycznej i harmonicznej przy konsekwentnie realizowanym rytmie halftime, którego nie jest w stanie zakłócić nawet podniosły wokal refrenu. Późniejsze rozwinięcie akcji może jednak przyprawić o migotanie przedsionków za sprawą nagle pojawiającej się zmiany rytmu - "mniej więcej" dwukrotnie szybszego w stosunku do halftime’u.
Podział jest oczywiście dalej zwalniany pod względem pulsu, jednak około 1:50 do końca utworu, pojawia się znowu znajomy nam rytm z Przykładu 2! Okazuje się więc, że jest zachowana pewna konsekwencja, tym bardziej, że piosenka kończy się motywem wokalno-gitarowym, który znamy z początku utworu.
Możemy skorzystać z podanych dziś podziałów, budując własne perkusyjne partie, ale myślę, że dużo ważniejsze jest, by zrozumieć, co autor miał na myśli. Okazuje się mianowicie, że ta przypadkowość może być świadomym, konsekwentnym zabiegiem - iść za ciosem, zupełnie niestandardowo - jak refren, to i kolejna zwrotka w tym samym rytmie, jak łącznik instrumentalny, to i refren tuż po nim w pulsie halftime - dlaczego by nie! Byle robić to świadomie i szczerze - oddawać się potędze emocji, które - jak się później okazuje - są bardziej kontrolowane niż nam się wydaje, o czym świadczy chociażby konsekwentny powrót do podziału z intra i pierwszej zwrotki.
Podsumowując nasz utwór, wyciągnijmy z niego to, co najcenniejsze, a więc życzę wszystkim wielu szalonych chwil na co dzień, które będą jednak zawsze w harmonii z własnym rozsądkiem.
Paweł Ostrowski
I podczas, gdy jeden wykonawca wyzna, że gdy jest już ciemno to wszystko mu jedno, inny bez wahania przyzna się do strachu przed ciemnością… A ponieważ ukazanie własnego lęku i obaw brzmi bardziej szczerze i przekonująco niż heroiczny anioła głos, pozwolisz, że tym razem wybierzemy jednak strach, szukając skarbu w utworze "Fear Of The Dark" żelaznej damy, ponoć zresztą jeszcze cały czas… dziewicy. W ubiegłym miesiącu zakosztowaliśmy solidnej dawki rockowego grania w wykonaniu grupy Genesis.
Tym razem również będzie mocno, jednak zupełnie inaczej, bo jak się okazuje rock and roll niejedno ma imię...
Zaczniemy nietypowo - utwór rozpoczyna podniosły pasaż gitarowy i monumentalne, soczyste akcenty perkusyjne. Moglibyśmy przemilczeć sam początek, ale myślę, że jest on świetną okazją do tego, by poruszyć to, co często się pomija - Przykład 1.
Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego - uderzenie w blachy i stopę raz na dwa takty - phi! Ale co się okazuje? Ciekawe, że takie niby zwykłe "bum", a jednak trzeba trafić precyzyjnie, a że rzadko, to i jakoś tak… niewygodnie… Już łatwiej byłoby sobie tupać nogą lub hi-hatem ćwierćnutki, żeby się nie rozjechało. No, ale nie byłoby wtedy tego nagłego "grzmotu", gdyby jeszcze przygrywać coś tam w tle! Zachęcam do grania takich pustych przebiegów - mówi się, że granie pauzą to też sztuka! Jest to na pewno świetny sposób, by doskonalić timing - to gitara wyznacza nam szkielet rytmiczny (ćwierćnutowy), a naszym zadaniem jest nie tylko trafić w punkt, ale też zrobić to z odpowiednią siłą wyrazu. Już przy trzecim powtórzeniu schematu słyszymy crescendo na talerzach przez cały drugi takt, które nabudowuje moment tuż przed uderzeniem akcentu na raz.
Precyzyjnie wykonane nabudowanie dynamiczne to już kolejny etap, który warto doskonalić. Zanim przejdziemy do kolejnych przykładów rytmicznych, warto sobie uświadomić niesamowitą swobodę i wolność formy, która płynnie i bez kompleksów przechodzi kolejne swoje metamorfozy. Tempo utworu wydaje się być zmienne jak pory roku, podobnie jak konsekwencja rytmiczna podziałów, które zadziwiają swoją zmiennością, z udziałem zupełnie innych struktur i halftime’ów włącznie. W nawiązaniu do utworu "Jesus He Knows Me" sprzed miesiąca, gdzie wszystko było starannie dopracowane, tutaj wyczuwamy raczej euforię chwili, która dyktuje kolejne przeistaczanie się figur, bez przywiązania do jakiejkolwiek konsekwencji czy zasadności logicznej. Ale czy aby na pewno brak tu zupełnie reguł? Zaczekajmy do końca z tymi osądami…
Po wstępie wokalno-gitarowym przychodzi moment na energetyczne intro instrumentalne z obfitującym w synkopy groovem - Przykład 2.
Podział ten jest kontynuowany w pierwszej zwrotce, po czym przechodzi w drugi schemat, który - żeby było ciekawiej - zostaje użyty w refrenie oraz w kolejnej zwrotce - Przykład 3.
Kolejny refren jest już realizowany w tempie dwa razy wolniejszym. By nie popaść w monotonię i rutynę, znów mamy powrót do pierwotnego pulsu, po czym w następnych instrumentalnych pasażach powraca dwa razy wolniejsze tempo. Charakterystyczne budowanie w sferze melodycznej i harmonicznej przy konsekwentnie realizowanym rytmie halftime, którego nie jest w stanie zakłócić nawet podniosły wokal refrenu. Późniejsze rozwinięcie akcji może jednak przyprawić o migotanie przedsionków za sprawą nagle pojawiającej się zmiany rytmu - "mniej więcej" dwukrotnie szybszego w stosunku do halftime’u.
Podział jest oczywiście dalej zwalniany pod względem pulsu, jednak około 1:50 do końca utworu, pojawia się znowu znajomy nam rytm z Przykładu 2! Okazuje się więc, że jest zachowana pewna konsekwencja, tym bardziej, że piosenka kończy się motywem wokalno-gitarowym, który znamy z początku utworu.
Możemy skorzystać z podanych dziś podziałów, budując własne perkusyjne partie, ale myślę, że dużo ważniejsze jest, by zrozumieć, co autor miał na myśli. Okazuje się mianowicie, że ta przypadkowość może być świadomym, konsekwentnym zabiegiem - iść za ciosem, zupełnie niestandardowo - jak refren, to i kolejna zwrotka w tym samym rytmie, jak łącznik instrumentalny, to i refren tuż po nim w pulsie halftime - dlaczego by nie! Byle robić to świadomie i szczerze - oddawać się potędze emocji, które - jak się później okazuje - są bardziej kontrolowane niż nam się wydaje, o czym świadczy chociażby konsekwentny powrót do podziału z intra i pierwszej zwrotki.
Podsumowując nasz utwór, wyciągnijmy z niego to, co najcenniejsze, a więc życzę wszystkim wielu szalonych chwil na co dzień, które będą jednak zawsze w harmonii z własnym rozsądkiem.
Paweł Ostrowski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…