Pod lupą - Ozzy Osbourne - Perry Mason
Pod lupą
Dodano: 03.03.2015
Młodość musi się wyszumieć, jak mawiają starsi. Rock and roll rządzi się swoimi prawami, usłyszymy od młodszych (niekoniecznie ciałem, ale na pewno duchem).
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Kim jednak jest nasz dzisiejszy bohater, którego przebój prześwietlimy? Wiecznie młodym guru? Genialnym ignorantem? A może nazbyt kontrowersyjną gwiazdą heavy metalu, bez której trudno wyobrazić sobie charakter i kształt grupy Black Sabbath?
Można długo się zastanawiać, prowokować pytaniami, opisywać, kim jest i dlaczego tak, można wieszać plakaty, zbierać fotografie i właściwie dalej nie wiedzieć nic. Bo bez względu na to, co nam wolno, a co nie, co powinniśmy, a co nam się nie godzi, nie zważając na poprawność polityczną muzyka akademickiego, jak i wrażliwość estetyczną wysublimowanego artysty, po prostu trzeba - prędzej czy później - należy zapoznać się z sylwetką Ozzy Osbourne’a. Bez niego nawet najbardziej ciężki metal nie byłby tak heavy, jak być powinien, woda nie byłaby tak przenikliwie mokra, a kwas nie byłby tak kwaśny... Dziwne metafory? Trochę burzliwy wstęp? To i tak niewiele z tego, co dyktuje wyobraźnia po bardziej wnikliwym zapoznaniu się z piosenkami Ozzy’ego … Tymczasem łagodnie przejdziemy do omówienia utworu, choć przyznam, że cały czas w mojej głowie rozbrzmiewa pytanie "Dlaczego dopiero teraz dorosłeś do tej muzyki?".
W tym odcinku omówimy jedną z kultowych kompozycji - piosenkę "Perry Mason", pochodzącą z płyty Ozzmosis (1995). Genialny Deen Castronovo przybił tam parę naprawdę rasowych gwoździ, którym z radością się przyjrzymy, czując, że absolutnie nie są to gwoździe do trumny, ale może jeszcze wykorzystamy je niejednokrotnie w swojej własnej, radosnej twórczości.
Jak przystało na godny chwały utwór z nurtu heavy, piosenkę rozpoczyna podniosłe intro - mroczne pady, smyki i ... wreszcie są - soczyste gitary, zwiastujące nieuchronnie nadchodzący ciężar sekcji! Partia bębnów zaczyna się akcentami, o których nie sposób nie wspomnieć ze względu na ich charakterystyczną linię, wynikającą oczywiście z melodyki gitarowych partii - Przykład 1 (takt 1, 2).
Akcenty na crash’u są precyzyjne i krótkie (tłumienie talerza po uderzeniu), a to, co wzbudza uwagę i warte jest podkreślenia (i wykorzystania) to także akcentowanie hi-hatu, trzymającego puls pomiędzy akcentami - akcent na "dwa" i "cztery" w pierwszym takcie oraz na "dwa" w drugim. Taki mały drobiażdżek, ale jakże napędzający podział i to już od samego początku, poprzez zaakcentowanie mocnych części taktu, które później wzmacnia werbel w dalszym podziale części intro. To, co jest lekkim utrudnieniem, a zarazem daje ciekawy efekt, wymykając się nieco utartym stylistycznie standardom, to akcent przypadający na drugie z trzech uderzeń ósemkowych (ostatnia grupa ósemek w pierwszym i drugim takcie), a nie tylko na pierwszą i/lub trzecią ósemkę grupy. Efektownie łamie to monotonię "shufflowego" akcentowania tylko na pierwszą i trzecią ósemkę z grupy, które słyszymy, począwszy od 3ciego taktu poprzez charakterystyczną dla pulsu shuffle pracę stopy. To, co nie jest przypadkiem, to także użycie talerza Ride do budowy podziału intra - z jednej strony świadome budowanie brzmienia z udziałem Ride’a, a z drugiej… może wygoda w przechodzeniu z Ride’a na Crash’a? (bo na pewno bliżej).
Uwieńczeniem części intro jest banalne z pozoru wypełnienie szesnastkowe, zagrane na werblu i tomach (takt 10), które jednak wykonane zostało na tyle precyzyjnie i solidnie (naprzemiennie PLPL …), że nie dość, że nie czyni "obciachu", to jeszcze działa mocno nakręcająco. Po fill’u autor przechodzi na rzadszy tryb, grając shufflowe ósemki (bez środkowej ósemki w grupie) na wpół otwartym hi-hacie. Na bazie rytmu z ostatniej części intra budowane są też zwrotki, po których następuje bardzo ciekawe aranżacyjnie wejście na refren...
O ile intro stanowi dość utartą formę, z której pośrednio wyciągnęliśmy parę cennych nauk, o tyle wejście na refren potrafi już mocno uderzyć świeżością w twarz każdemu, kto gotów jest odnajdywać inspiracje w utworach sprzed lat - Przykład 2.
Akcenty na pierwszą i piątą ósemkę taktu pierwszego z jednoczesnym nabudowaniem głośności następujących po sobie ósemek (2-5 licząc kolejno w takcie 1) mocno napędzają takt następny, który zapoczątkowuje też werbel na "4" i energetyczne wyprzedzenie taktu drugiego (ostatnia ósemka w takcie pierwszym). Rzadko spotyka się, by wykorzystywać nogę hi-hatową w taki sposób, jak sugeruje zapis oraz nagranie - z przyzwyczajenia zagralibyśmy ręką (6, 7 ósemka taktu 1szego, licząc kolejno). Użycie nogi zamiast ręki nie tylko wycisza hi-hat, czyniąc go bardziej krótkim i punktowym, ale jest też ułatwieniem dla zajętych graniem unisono rąk. Wyprzedzenie przed "raz" drugiego taktu wymusza też opóźnienie kolejnego dźwięku (stopa + hi-hat), które przypada na ósemkę po "raz" taktu drugiego. Precyzyjnie nie tak łatwe, ale bardzo efektowne. W takcie czwartym mamy też ciekawą zagrywkę "młynkową" (nie mylić z Haliną Mlynkovą) - w grupie ósemkowej na "4" środkowa ósemka została podzielona na trzy uderzenia (zagęszczona do trzech triol szesnastkowych), czego efektem jest bardzo przydatna rockowa przebitka - stopa - werbel - floor - stopa (BD L P BD).
Na sam koniec chciałbym jeszcze prześwietlić charakterystyczny motyw outro - ten melodyjny i ciężki riff, który nie bez powodu powtórzony został dwukrotnie. W ciężkie brzmienie gitar wpisuje się bardzo ładnie partia bębnów, czyniąc tę część utworu nie tylko dynamiczną i soczystą, ale też odpowiednio smaczną (czyt. nie przegadaną muzycznie) - Przykład 3.
Akcenty razem z werblem brzmią mocniej niż ze stopą. Są też doskonałą okazją do tego, by ćwiczyć precyzję jednoczesnego akcentowania oburącz - w wielu sytuacjach muzycznych sprawdzi się napędzająco akcentowanie na "dwa" razem z werblem, poza tym efektownie brzmi akcent pomiędzy dwiema stopami (jak w takcie pierwszym, w trzeciej grupie ósemek), jak też na pierwszą i drugą ósemkę grupy (takt drugi i ósmy na "cztery" oraz takt czwarty na "trzy" i "cztery").
Ciekawe aranże czają się na każdym kroku. Sam przyznasz, że wszędzie można odnaleźć coś niezwykłego. Jedni wpatrzeni są w zjawiskowo rockandrollowy tryb życia Ozzy Osbourne’a podczas, gdy inni niepostrzeżenie dopatrzą się paru cennych drobiazgów, dużo bardziej nam przydatnych.
I choć sam nie wychowałem się na muzyce Black Sabbath, w moich płucach płynie zdecydowanie inne muzycznie powietrze, to jednak czuję wyraźnie potęgę tej muzyki - równie napędzającej, co i inspirującej instrumentalnie. Jednak warto oddać szacunek Ozziemu, wszak jego muzyka jest jak osmoza - nieustannie i samoczynnie rozdziela od siebie dwa przenikające się ośrodki - prawdziwie cenną muzykę wydobywa z brudnego i gęstego roztworu, zdegenerowanego narkotykami muzycznego showbiznesu. Na zakończenie krótkie przesłanie, by jednak skończyć zdrowo - jedzmy warzywa! Dają dużo więcej siły witalnej, niezbędnej do intensywnego walenia w bębny.
Paweł Ostrowski
Można długo się zastanawiać, prowokować pytaniami, opisywać, kim jest i dlaczego tak, można wieszać plakaty, zbierać fotografie i właściwie dalej nie wiedzieć nic. Bo bez względu na to, co nam wolno, a co nie, co powinniśmy, a co nam się nie godzi, nie zważając na poprawność polityczną muzyka akademickiego, jak i wrażliwość estetyczną wysublimowanego artysty, po prostu trzeba - prędzej czy później - należy zapoznać się z sylwetką Ozzy Osbourne’a. Bez niego nawet najbardziej ciężki metal nie byłby tak heavy, jak być powinien, woda nie byłaby tak przenikliwie mokra, a kwas nie byłby tak kwaśny... Dziwne metafory? Trochę burzliwy wstęp? To i tak niewiele z tego, co dyktuje wyobraźnia po bardziej wnikliwym zapoznaniu się z piosenkami Ozzy’ego … Tymczasem łagodnie przejdziemy do omówienia utworu, choć przyznam, że cały czas w mojej głowie rozbrzmiewa pytanie "Dlaczego dopiero teraz dorosłeś do tej muzyki?".
W tym odcinku omówimy jedną z kultowych kompozycji - piosenkę "Perry Mason", pochodzącą z płyty Ozzmosis (1995). Genialny Deen Castronovo przybił tam parę naprawdę rasowych gwoździ, którym z radością się przyjrzymy, czując, że absolutnie nie są to gwoździe do trumny, ale może jeszcze wykorzystamy je niejednokrotnie w swojej własnej, radosnej twórczości.
Jak przystało na godny chwały utwór z nurtu heavy, piosenkę rozpoczyna podniosłe intro - mroczne pady, smyki i ... wreszcie są - soczyste gitary, zwiastujące nieuchronnie nadchodzący ciężar sekcji! Partia bębnów zaczyna się akcentami, o których nie sposób nie wspomnieć ze względu na ich charakterystyczną linię, wynikającą oczywiście z melodyki gitarowych partii - Przykład 1 (takt 1, 2).
Akcenty na crash’u są precyzyjne i krótkie (tłumienie talerza po uderzeniu), a to, co wzbudza uwagę i warte jest podkreślenia (i wykorzystania) to także akcentowanie hi-hatu, trzymającego puls pomiędzy akcentami - akcent na "dwa" i "cztery" w pierwszym takcie oraz na "dwa" w drugim. Taki mały drobiażdżek, ale jakże napędzający podział i to już od samego początku, poprzez zaakcentowanie mocnych części taktu, które później wzmacnia werbel w dalszym podziale części intro. To, co jest lekkim utrudnieniem, a zarazem daje ciekawy efekt, wymykając się nieco utartym stylistycznie standardom, to akcent przypadający na drugie z trzech uderzeń ósemkowych (ostatnia grupa ósemek w pierwszym i drugim takcie), a nie tylko na pierwszą i/lub trzecią ósemkę grupy. Efektownie łamie to monotonię "shufflowego" akcentowania tylko na pierwszą i trzecią ósemkę z grupy, które słyszymy, począwszy od 3ciego taktu poprzez charakterystyczną dla pulsu shuffle pracę stopy. To, co nie jest przypadkiem, to także użycie talerza Ride do budowy podziału intra - z jednej strony świadome budowanie brzmienia z udziałem Ride’a, a z drugiej… może wygoda w przechodzeniu z Ride’a na Crash’a? (bo na pewno bliżej).
Uwieńczeniem części intro jest banalne z pozoru wypełnienie szesnastkowe, zagrane na werblu i tomach (takt 10), które jednak wykonane zostało na tyle precyzyjnie i solidnie (naprzemiennie PLPL …), że nie dość, że nie czyni "obciachu", to jeszcze działa mocno nakręcająco. Po fill’u autor przechodzi na rzadszy tryb, grając shufflowe ósemki (bez środkowej ósemki w grupie) na wpół otwartym hi-hacie. Na bazie rytmu z ostatniej części intra budowane są też zwrotki, po których następuje bardzo ciekawe aranżacyjnie wejście na refren...
O ile intro stanowi dość utartą formę, z której pośrednio wyciągnęliśmy parę cennych nauk, o tyle wejście na refren potrafi już mocno uderzyć świeżością w twarz każdemu, kto gotów jest odnajdywać inspiracje w utworach sprzed lat - Przykład 2.
Akcenty na pierwszą i piątą ósemkę taktu pierwszego z jednoczesnym nabudowaniem głośności następujących po sobie ósemek (2-5 licząc kolejno w takcie 1) mocno napędzają takt następny, który zapoczątkowuje też werbel na "4" i energetyczne wyprzedzenie taktu drugiego (ostatnia ósemka w takcie pierwszym). Rzadko spotyka się, by wykorzystywać nogę hi-hatową w taki sposób, jak sugeruje zapis oraz nagranie - z przyzwyczajenia zagralibyśmy ręką (6, 7 ósemka taktu 1szego, licząc kolejno). Użycie nogi zamiast ręki nie tylko wycisza hi-hat, czyniąc go bardziej krótkim i punktowym, ale jest też ułatwieniem dla zajętych graniem unisono rąk. Wyprzedzenie przed "raz" drugiego taktu wymusza też opóźnienie kolejnego dźwięku (stopa + hi-hat), które przypada na ósemkę po "raz" taktu drugiego. Precyzyjnie nie tak łatwe, ale bardzo efektowne. W takcie czwartym mamy też ciekawą zagrywkę "młynkową" (nie mylić z Haliną Mlynkovą) - w grupie ósemkowej na "4" środkowa ósemka została podzielona na trzy uderzenia (zagęszczona do trzech triol szesnastkowych), czego efektem jest bardzo przydatna rockowa przebitka - stopa - werbel - floor - stopa (BD L P BD).
Na sam koniec chciałbym jeszcze prześwietlić charakterystyczny motyw outro - ten melodyjny i ciężki riff, który nie bez powodu powtórzony został dwukrotnie. W ciężkie brzmienie gitar wpisuje się bardzo ładnie partia bębnów, czyniąc tę część utworu nie tylko dynamiczną i soczystą, ale też odpowiednio smaczną (czyt. nie przegadaną muzycznie) - Przykład 3.
Akcenty razem z werblem brzmią mocniej niż ze stopą. Są też doskonałą okazją do tego, by ćwiczyć precyzję jednoczesnego akcentowania oburącz - w wielu sytuacjach muzycznych sprawdzi się napędzająco akcentowanie na "dwa" razem z werblem, poza tym efektownie brzmi akcent pomiędzy dwiema stopami (jak w takcie pierwszym, w trzeciej grupie ósemek), jak też na pierwszą i drugą ósemkę grupy (takt drugi i ósmy na "cztery" oraz takt czwarty na "trzy" i "cztery").
Ciekawe aranże czają się na każdym kroku. Sam przyznasz, że wszędzie można odnaleźć coś niezwykłego. Jedni wpatrzeni są w zjawiskowo rockandrollowy tryb życia Ozzy Osbourne’a podczas, gdy inni niepostrzeżenie dopatrzą się paru cennych drobiazgów, dużo bardziej nam przydatnych.
I choć sam nie wychowałem się na muzyce Black Sabbath, w moich płucach płynie zdecydowanie inne muzycznie powietrze, to jednak czuję wyraźnie potęgę tej muzyki - równie napędzającej, co i inspirującej instrumentalnie. Jednak warto oddać szacunek Ozziemu, wszak jego muzyka jest jak osmoza - nieustannie i samoczynnie rozdziela od siebie dwa przenikające się ośrodki - prawdziwie cenną muzykę wydobywa z brudnego i gęstego roztworu, zdegenerowanego narkotykami muzycznego showbiznesu. Na zakończenie krótkie przesłanie, by jednak skończyć zdrowo - jedzmy warzywa! Dają dużo więcej siły witalnej, niezbędnej do intensywnego walenia w bębny.
Paweł Ostrowski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…