Cindy Blackman Santana

Dodano: 28.12.2017

"Weź prawdziwy instrument i naucz się na nim grać, zainwestuj swój czas, nie będziesz żałował. Będziesz szczęśliwy, a to dlatego, że im więcej włożysz w instrument, tym więcej dostaniesz z powrotem od instrumentu i od muzyki."

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.


Wywiad z artystką został przeprowadzony podczas festiwalu sztuki perkusyjnej Drums Fusion 2017 w Bydgoszczy. Zespół w składzie: Aurelien Budynek - gitary, Rashan Carter - gitara basowa, Zaccai Curtis - instrumenty klawiszowe (w tym Fender Rhodes Electric Piano), Cndy Blackman Santana - perkusja.

W wieku czterech, pięciu lat zafascynowała się bębnami i trwa to nieprzerwanie do dziś. Mając lat 13 zarobiła na graniu pierwsze pieniądze, wtedy to ochotniczo jej agentką została siostra, która wkręciła ją do zespołu. Jej zawodowa kariera w tej długiej perspektywie ciągle zwyżkuje. Ponad graniem u Lenny Kravitza i obecnie u Carlosa Santany, ma w dyskografii swoje autorskie 9 płyt, zrealizowanych z kolejnymi zespołami z plejadą znakomitych nazwisk jazzowego świata: Kenny Barron, Ron Carter, Gary Bartz, Steve Coleman, Wallace Roney i długą listą innych. Elita muzyków, którzy ją zatrudniali, jest równie - o ile nie bardziej - imponująca: między innymi Joe Henderson, Cassandra Wilson, Pharoah Sanders, Bill Laswell, Joss Stone.

Tak więc wielostronnie działająca Cindy Blackman zapewnia sobie rozmaite możliwości jako leader, sideman (czy może sidewoman), kompozytor oraz producent, a ostatnio również wokalistka. Przy tym niezmiennie jest gorącą entuzjastką prawdziwej muzyki granej na prawdziwych instrumentach. Okazała się wdzięczną partnerką do naszej rozmowy, która w zasadzie zachowuje cechy wywiadu prasowego, ale momentami zamieniała się w spontaniczne interakcje między dwojgiem zakręconych, sentymentalnych fanów tej samej, kreatywnej sztuki. Kiedy skończyliśmy rozmowę, nie byłem pewien, kto komu bardziej za nią dziękował, kurtuazjom i uprzejmościom nie było końca.

Do Bydgoszczy przyjechała w świetnej formie, co słychać było na zamkniętej (na szczęście niezbyt szczelnie) zespołowej próbie muzycznej w sali MCK, podczas pokazówki dla mediów, następnie na głównej scenie podczas obszernej perkusyjnej rozgrzewki, próby akustycznej i wreszcie wieczornego koncertu. Gra z polotem, finezją i ciosem. Mocno uderzane pojedyncze przednutki (flams), swiss triplets, akcenty na werblu i otwartym hi-hacie, naprzemienne szybkie zagrywki w relacji werbel - stopa i kotły - stopa są jej znakami firmowymi, pochodzącymi z inspiracji nieodżałowanym Tony Williamsem. Jej obecny zespół jest nieco bardziej funk rockowy od poprzednich, co definiuje personel i instrumentarium bez saksofonu, akustycznego fortepianu i kontrabasu, za to z gitarą, basówką i syntezatorami. Ale nawet w tej obsadzie Cindy nie stroni od grania stricte jazzowego repertuaru. Jako "intelligence agent" magazynu Perkusista spędziłem z nią i jej opiekunem - szefem ochrony Carlosa Santany - dodatkowy czas, przeznaczony na przeprowadzenie i nagranie wywiadu w hotelowym zaciszu.

Piątek, konferencja prasowa - briefing w MCK: Cindy powiedziała, że jest z natury nieśmiała i dlatego swoje miejsce za bębnami uważa za idealne na estradzie w przeciwieństwie do miejsca z przodu przy mikrofonie wokalnym. Na stwierdzenie, cytowane z wypowiedzi dyrektora artystycznego festiwalu Piotra Biskupskiego, że praca perkusisty niewiele ma wspólnego z romantyzmem, ale jest ciężką fizyczną robotą, Cindy zareagowała żywiołowo mówiąc, że wręcz przeciwnie, dla niej praca perkusisty jest kwintesencją romantyzmu, bo granie na bębnach kształtuje obraz muzyki całego zespołu. Romantyzm polega na wielkich możliwościach tworzenia planów brzmieniowych, graniu melodycznym mimo, że bębny z natury nie są melodycznym instrumentem. Ponadto na porządkowaniu wszystkiego, co grają pozostali muzycy. Podsumowujące dotknięcie (final touch) perkusisty potrafi przenieść muzykę na wyższy, szlachetniejszy poziom albo ją kompletnie zdołować. Zatem nie da się przecenić roli pałkera w muzyce - oto cały romantyzm. Osobiście domyślam się, że Piotr miał na uwadze zawodową otoczkę zwykłych drummerów, którzy sami sobie noszą i instalują instrumenty. Z kolei Cindy mówiła z pozycji osoby unoszącej się ponad tymi problemami. Na estradzie pojawia się wtedy, gdy niemal wszystko jest przyniesione, rozłożone i gotowe do grania.

Prowadzący konferencję dżentelmen w sympatyczny sposób strzelał pytaniami jak kulą w płot, a Cindy sprowadzała go na ziemię. Na przykład w sprawie, czy gitarzystki lub perkusistki są wybierane do zespołów dlatego, że atakują dźwięk nieco po czasie w przeciwieństwie do mężczyzn. Powiedziała, że nie rozumie, o co chodzi, a to, jak grasz, jest wynikiem indywidualnej wrażliwości bez względu na płeć. Na pytanie o studia i instytucjonalną naukę muzyki otrzymaliśmy odpowiedź, której można się było spodziewać. Kwintesencją jest, u kogo się uczysz, a proces może albo pomagać, albo przeszkadzać w artystycznym rozwoju. Jako najważniejszą szkołę Cindy wymieniła przeprowadzkę do Nowego Jorku, gdzie przebywała z Elvinem Jonesem, Tony Williamsem, Artem Blakeyem, których mogła słuchać, podglądać i wypytywać o interesujące ją szczegóły. Na moje pytanie o repertuar koncertu odpowiedziała, że zagrają jej własne kompozycje oraz utwory zapożyczone od Tony Williamsa z antologii "Life Time" i Wayne Shortera z płyty Milesa Davisa "Water Babies". Planowali wykonać również jedną z kompozycji gitarzysty. Cindy specjalnie pochwaliła mi się posiadanym i przywiezionym egzemplarzem werbla Gretsch, model Black Beauty, wyprodukowanym w 1928 roku. Poza nowymi obręczami i maszynką do sprężyn wszystkie części tego cacka, widocznego na zdjęciu, są oryginalne.


Przyszedł czas na rozmowę indywidualną, oto jej zapis.

Jacek Pelc: Nagrałaś dziewięć płyt pod swoim nazwiskiem. Czy są to nagrania wyłącznie studyjne, czy jest może coś zarejestrowane live? Jak organizujesz pracę muzyków, zespołów?

O, dzięki za to pytanie, wszystkie płyty nagrałam w studio. Kolejne dwie również przygotowujemy w studio. Nagrywam cały zespół od razu na 100%. Ewentualne nakładki wynikają tylko z chęci wzbogacenia gotowego materiału o dodatkowe brzmienia lub efekty. Być może w przyszłości nagramy album koncertowy.

Jesz wyłącznie pokarm ekologiczny (organic food). Jak to działa na ciebie i twoje granie na bębnach?

Taka dieta czyni cię zdrowszym, a więc rośnie wydajność organizmu, również w zakresie efektywności grania na bębnach. Poza tym umożliwia dłuższe granie do późniejszego wieku. W regularnych produktach jest naprawdę dużo złej chemii czy pestycydów. Oczywiście w jedzeniu organicznym też są, ale nie tak szkodliwe, mniej toksycznie działają na twoje ciało. Istotne jest wybieranie, selekcja pokarmu. Ja na przykład lubię słodycze, w których jest sporo szkodliwych substancji, więc ograniczam się.

Wygląda na to, że planujesz grać na bębnach do setnego roku życia, tak?

Tak! Absolutnie tak! (śmiech)

Miło cię widzieć w świetnej formie. Obserwuję cię od pewnego czasu, tu mam jedną z twoich płyt ("The Oracle")…

Ooo! Proszę…

Lubię twoją finezję, słuchanie cię jest moją przyjemnością. Ostatnio zapoznałem się ze znakomitym solowym intro do utworu "A Strawberry For Cindy" z płyty "In The Now". Jak komponujesz muzykę? Przy keyboardzie? Bębnach? Co wybierasz najpierw?

Fortepian. Lubię pochody harmoniczne. Siadam do fortepianu i gram melodie z akordami. Najpierw śpiewam sobie melodie w głowie. Czasami słyszę w głowie akord, więc siadam do klawisza i go gram. Czasami akord powoduje, że słyszę melodię. A innym razem słyszę rytm, więc go gram i zaczynam słyszeć ponad nim pomysły na melodie.

Masz jakiś ulubiony akord?

(śmiech)

Z zawieszona kwartą? Z wielką septymą?

Lubię akordy mollowe z wielką septymą. Są bardzo interesujące. Lubię akordy z basem innym niż sam akord (polychords). Dają więcej możliwości melodykom, którzy je ogrywają, otwierają brzmienie przed słuchaczem, kocham tego typu akordy.

Kiedyś spisywałem muzykę z płyty Tony`ego "Angel Street" i zauważyłem, że pianista w każdym akordzie używa wszystkich 11 półtonowych składników…

O! Kocham to!

Początkowo było to frustrujące - co to jest: moll, dur? Ale w końcu to bas określał miejsce, w którym się znajdowałem. Ok, przepraszam, następne pytanie. Czy masz jakiś klucz według którego ustalasz repertuar - dramaturgię całego koncertu? Kolejność utworów?

Próbuję komponować set, który opowiada historię, który jest ekscytujący, intensywny, piękny i zabiera słuchaczy w podróż. Powinien mieć dobre, wystawne otwarcie, świetny środek i eksplodujące, fantastyczne zakończenie, a w swej całości powinien zawierać rozmaite brzmienia. Często o tym rozmawiam z Carlosem i on mówi o programie mniej więcej tak: "Niesamowity początek, olśniewający środek i szalone zakończenie." Potrzebne jest coś, co chwyta ludzi. Mówimy o całości jednoczęściowego koncertu. Jednak, gdy w klubie gramy dwa lub trzy sety, wówczas dostosowuję każdy kolejny set do zawartości poprzedniego. Możesz rozpocząć drugi lub trzeci set od ballady i wywołać wielkie emocje zależne od tego, jak ją zagrasz. Elastyczna sytuacja.


Jak dokonujesz wyboru muzyków na sesje płytowe: pianistów, dęciaków, basistów, od czego to zależy?

Wiesz, zazwyczaj staram się wybierać muzyków, z którymi już kiedyś grałam, których znam i wiem, czego się mogę spodziewać. Jeśli to z jakiegoś powodu nie zadziała, wtedy wybieram tych, z którymi mi najbardziej po drodze w ramach wspólnych wibracji i tego, co robię. Biorę pod uwagę ton, brzmienie, kierunek i stylistyczny fokus.

Aspekt komercyjny typu znane, popularne nazwiska nie ma znaczenia?

Dokładnie tak. Otrzymałam błogosławieństwo współpracy z muzykami o wielkich nazwiskach, ale liczył się powód, że oni mają wielkie nazwiska dlatego, że są wielkimi muzykami. Przy okazji spełniali moje oczekiwania stosownie do planowanych nagrań.

No tak, Ron Carter, Kenny Barron i wszyscy pozostali. Z naszej ostatniej rozmowy 9 lat temu pamiętam, że byłaś bardzo zainspirowana Tony Williamsem. Cartera i Barrona słyszałem w zespole VSOP II w Holandii w 1982 roku. A Tony wywrócił mój muzyczny świat do góry nogami, grając na płycie VSOP live z 1978 roku fenomenalną solówkę z utworu "Birdlike" Freddie Hubbarda…

Ooo! Dokładnie tak!

Miałem 18 lat i zastanawiałem się, ilu tam gra perkusistów: dwóch? Trzech?! Na pewno nie jeden.

(śmiech) Dwóch lub trzech…

Do tego czasu słuchałem prawie wyłącznie rocka, ale szybko powiedziałem żegnaj rockowym perkusistom i momentalnie przełączyłem się na jazz.

(śmiech) O, ładnie! Lubię to!

Kiedy już masz zarezerwowanych tych znakomitych muzyków i terminy w studio, co robisz dalej? Jak organizujesz pracę? Wysyłasz nuty? Demo? Robisz próby?

Próbujemy. Gramy razem. Płytę "In The Now", gdzie jest Ron i Kenny, nagraliśmy po jednym dniu prób. Ron jest rewelacyjnym muzykiem. Napisałam te wszystkie utwory, o których wiedziałam, że Ron ich nigdy nie słyszał, bo były całkiem nowe. Długie formy ze skomplikowaną harmonią. A Ron grał na tym basowy walking z taką swobodą, jakby grał 12 taktowego bluesa. Szczęka mi opadła. Tak płynnie i bezstresowo, on jest niesamowity. Lubię razem przepróbować materiał przed sesją, by czuć się komfortowo. Z moim zespołem gramy i próbujemy, a najlepiej jest ograć repertuar na koncertach poprzedzających sesję. Do tego dążę w miarę możliwości. Nie zawsze w różnych składach jest to wykonalne, zatem przynajmniej robię próbę w przeddzień. W studio nagrywamy wszyscy razem "na setkę". Mówimy oczywiście o muzyce twórczej, która powstaje podczas wspólnego grania, wynika z wzajemnej inspiracji. Brałam udział w nagraniach, kiedy ktoś przychodził później i robił nakładki. Jednak w moich nagraniach absolutnie preferuję wspólne granie. Nuty na zespoły piszę ręcznie tak, jak nauczyłam się w szkole lata temu, nie obsługuję żadnego programu komputerowego.

Przewijają się u ciebie różni saksofoniści i dęciacy. Gary Bartz jest innym muzykiem niż Steve Coleman - autor mocnej i indywidualnej koncepcji w zespole Five Elements, a Steve jest inny niż trębacz Wallace Roney. Czym się kierujesz przy doborze muzyków?

Ze Stevem czułam, że możemy wspólnie coś stworzyć, lubię to, co on robi. Nie myśli w typowy saksofonowy sposób. Wniósł do muzyki inne elementy. Każdy jest indywidualistą, na przykład Wallace jest tak blisko Milesa, a Miles to mój ulubiony muzyk. Kocham jego brzmienie i styl, kierunek muzyki. Z kolei Ron Carter ma niesamowite brzmienie, feeling, ogromną wiedzę, zatem granie z nim jest nie tylko doświadczeniem pięknym, ale też wielką nauką. Można się uczyć od każdego, ale Ron jest kimś wyjątkowym.

A Lonnie Plaxico? Zupełnie inna generacja…

Totalnie inna generacja. Ron podchodzi do kontrabasu bezpośrednio według szkoły Paula Chambersa. A Lonnie jest dużo młodszy i działają na niego inne wpływy - inna era. Ma inne brzmienie - to dobry sound. Brzmienie Rona Cartera jest legendarne… Wiesz, nie mogłabym tak naprawdę porównać do Rona żadnego basisty. Jeśli angażujesz Rona albo Bustera Williamsa, to masz top. To dla mnie dwóch najlepszych basistów, zwłaszcza dzisiaj.

Z tego, co słyszałem na twojej próbie grasz teraz częściej funk niż na poprzednich nagraniach, gdzie jest sporo utworów opartych o walking bass.

Ja wciąż gram walking stuff, lubię to. Ale ten zespół gra w stylu jazz rock i wiele materiału się naokoło tego kręci. Mieszamy jazz z rockiem, funk i inne rytmy. Taka jest ta muzyka.

Personel i instrumentarium z gitarą, keyboardami i basówką pasuje do tego świetnie. Cindy, zapewne każdy cię męczy tym pytaniem, ale powiedz o twoich największych inspiracjach perkusyjnych, o twoich bohaterach.

O, nie ma problemu, bardzo lubię o tym mówić. W erze Bebop to są postaci priorytetowe: Jo Jones, Sid Catlett, Chick Webb, Kenny Clarke, Art Blakey, Max Roach, Elvin Jones, Philly Joe Jones, Roy Haynes, Pete La Roca oraz przede wszystkim Tony Williams. Są też perkusiści spoza tego stylu, ale znakomici, jak Louis Hayes, Al Foster, którego granie kocham, oczywiście Jack DeJohnette - fantastyczny perkusista i muzyk. To właśnie ci ludzie głównie wywarli na mnie wpływ. Jeżeli wyjrzymy poza ten idiom, to Tony spełnia wszelkie warunki i gra w każdym stylu. Są również inni innowatorzy bębnów jak Mitch Mitchell…

Z zespołu Jimmie Hendrixa…

Tak, to było fantastyczne. On próbował grać, jak Tony i Elvin w zespole Jimmie Hendrixa. I według mnie to na nim spoczywa wielka część odpowiedzialności za tak odmienne brzmienie tego zespołu. Jimmie jest częściowo odpowiedzialny, za jedną trzecią, ale Mitch grał jak ci dwaj wyjątkowi jazzowi drummerzy w rockowej stylistyce. I Noel Redding, który był gitarzystą, więc grał na basie w szczególny sposób - inny niż większość basistów. To właśnie trio jest moim ulubionym zespołem Hendrixa. Tak więc Mitch Mitchell, John Bonham z Led Zeppelin - fantastyczny… I jeszcze… Bernard Purdie…

Pretty…

Pretty Purdie, tak! (śmiech)… Jeszcze Greg Errico z grupy Sly And The Family Stone - bardzo funky. Za parę rzeczy lubię Buddy Milesa, niekoniecznie za granie z Hendrixem.

A propos odpowiedzialności perkusisty za brzmienie muzyki - Tony ponosi nieprawdopodobnie wielką odpowiedzialność za zmianę brzmienia kwintetu Davisa w latach 60.

Tony zmienił brzmienie wszystkich zespołów, w które był zaangażowany. Wszystko z jego udziałem brzmiało w szczególny sposób. Bo on miał nie tylko niesamowite "drums sound" i olśniewające brzmienie talerzy, ale też wysyłał personalne wibracje, przenoszące muzykę w inny wymiar. Jeśli posłuchasz płyty "Seven Steps To Heaven" - tam jest dwóch perkusistów. Posłuchaj utworów z Tonym i pozostałych - totalnie inna muzyka. Od "Seven Steps To Heaven" do "Filles de Kilimanjaro" to brzmienie odlatuje coraz wyżej i wyżej (tu Cindy naśladuje dźwięk startującego samolotu). Pasjonujące.

Jest taka płyta firmy 1974 roku zatytułowana po prostu Stanley Clarke, gdzie gra Tony…

Tak, tak, "Vulcan Princess", kocham to…

I jest taki utwór, oparty na basowym ostinato (zaczynam intonować motyw).

Tu następuje fajny fragment wywiadu, kiedy Cindy podejmuje wątek basowy, a ja przełączam się na rytm i tak śpiewamy przez około minutę, a Sean - ochroniarz - kibicuje nam przytupując i klaszcząc.

Bas jest ostinatowy, a całą muzykę robi Tony. Stanley Clarke na kontrabasie z przystawką - potęga.

Super. Możesz ich posłuchać razem w ekipie Stana Getza na płycie "Captain Marvel". Lubię to, co Tony i Stanley Clarke wnieśli do jego zespołu. I Chick. Znakomite nagranie. Jakieś 10 lat temu zadzwonił do mnie Wallace Roney z informacją, że muszę sprawdzić nową wersję - remix tej płyty, gdzie poziom bębnów jest podniesiony. Tony`ego słychać o wiele lepiej, on pokazuje swoją chęć bycia otwartym, zrobił fantastyczne rzeczy w tej muzyce. Jest w mojej opinii wielkim nauczycielem. Ale również Stan jest w tym nagraniu świetny. Nie gra wielkim agresywnym dźwiękiem jak Coltrane, jego sound jest łagodny, słodki. To jest liryczne, lubię to.

Dzięki za rekomendację, sprawdzę to nagranie (Stan Getz - tenor saxophone, Chick Corea -electric piano, Stanley Clarke - bass, Airto Moreira - percussion, Tony Williams - drums - przyp. JP). Gdybyś musiała resztę życia spędzić samotnie na bezludnej wyspie, jakie pięć płyt zabrałabyś ze sobą?

Śmiech. Ok, zobaczmy. Na pewno "Filles de Kilimanjaro" (Miles Davis). Potem wybrałabym…

Trudny wybór.

(Śmiech) Trudny, bo mam tylko pięć. Następnie "Sketches of Spain", "Miles Smiles" (również Miles Davis)… Chcę powiedzieć "Emergency", ale wybrałabym "Anthology", bo z płyt Tony Williamsa właśnie "Anthology" zawiera dwie płyty, w tym "Emergency". Tym sposobem mam dwie płyty jako jedną i mam ich więcej (śmiech). Muszę wybrać więcej niż pięć (!). "Believe it Compilation" (płyty Believe It oraz Million Dollar Legs), dzięki czemu znów mam dwie płyty Tony`ego. To byłaby moja pierwsza piątka. Ponadto poprosiłabym o "Lady In Satin" Billy Holiday, "Indestructible" Art Blakey and The Jazz Messengers, "A Love Supreme" John Coltrane… No sam widzisz, że nie mogę zabrać tylko pięciu (śmiech)… Jeśli miałabym tylko te płyty, mogłabym przeżyć.


Śpiewasz?

Tak, zaczynam.

Nagrałaś coś w roli wokalistki?

Niedługo ukaże się na nowym nagraniu Carlosa Santany. Śpiewam tam własną piosenkę, zatytułowaną "I Remember". Premierę krótkiej radiowej wersji przewidujemy na koniec czerwca, a wersję pełną na 4 sierpnia. Carlos zasugerował, żebym to śpiewała podczas koncertów (śmiech). Tak, tak, powiedziałam, ok, zobaczymy (śmiech).

Śpiewasz, grając na bębnach, czy wychodzisz na przód?

Ta piosenka nie uwzględnia partii bębnów, tylko perkusjonalia, akustyczny bas, akustyczne piano, gitara Carlosa oraz wokal mój i Ronniego Isley (Isley Brothers - przyp. JP). Ale nagrywam też swój album, którego część jest bardzo kreatywna i całkowicie instrumentalna, a część jest wokalna. I tę część gram i śpiewam. Wokal nagrywam osobno. Wciąż pracuję nad moim głosem, wiesz (śmiech). Podczas grania live przesłuchy bębnów na śladzie wokalu nie mają takiego znaczenia jak w studio, gdzie ważna jest separacja sygnałów dla pełnego brzmienia wokalu i niezależnie pełnego brzmienia bębnów.

Sprzęt?

Gram na bębnach Gretsch, mam ze sobą Gretsch Black Beauty Snare Drum z 1928 roku, piękny instrument, kocham mojego Gretscha. Mam też inne werble tej samej firmy. Mam swoją pierwszą serię blach Istambul OM i drugą pod nazwą Mantra. Więc przywiozłam kilka OM`ów i kilka blach Mantra. Ci sami ludzie z Istanbul zaoferowali mi możliwość tworzenia nowych talerzy. OM`y są znakomite do mojej muzyki, w której chcę być kreatywna. Natomiast granie w zespole Carlosa o dużej obsadzie (perkusjonalia, conguero, gitara Carlosa i jeszcze druga gitara, wokale, keyboardy, bas) wymagało podobnie dobrych blach, ale o większej sile przebicia. Tak stworzyliśmy Mantrę z blachami o większych kopułkach i jaśniejszym brzmieniu. Podsumowując można na nich grać głośniejszą muzykę.

U Santany zawsze podobało mi się łączenie rocka z latynoskimi rytmami i sekcjami rytmicznymi.


O tak, on jest mistrzem mieszania i nadawania ducha tym rytmom, jest bardzo liryczny, kocha melodie i gra je specyficznie na gitarze. Ja kocham Milesa za to, że jest liryczny, za piękne brzmienie. Carlos ma bardzo indywidualne, rozpoznawalne brzmienie na gitarze.

Jak porównałabyś swoją współpracę z Lenny Kravitzem do Carlosa Santany? Jakie są różnice z punktu widzenia drummera?

Jest wiele różnic. Nie porównywałabym ich, bo są bardzo różni. Kocham Lenny`ego za niesamowity klimat, tak bardzo funky. Jego muzyka zaczyna się i trwa utrzymując drive na jednym poziomie, jest pasjonująca, bo on jest pasjonatem, ma duszę i feeling. Ale nie jest eksperymentalna. Nie ma miejsca na kreacje na estradzie. Ale w 2014 i 2015 pojawiły się miejsca i przestrzeń na solówki bębnów i innych instrumentalistów. A Carlos znajduje się gdzieś na zupełnie innym końcu muzyki, jej aspektów. Jego muzyka ma tak samo dobry klimat z fajnym groovem, ale kreatywność i poszukiwanie przez muzyków są mile widziane. Intensywna interakcja, eksploracja, wymiana, on tego chce, on to kocha. Zdarza się, że podczas grania daje sygnał: dawaj mi więcej! On sam jest intensywnym muzykiem od melodycznej strony, lubi wzajemne wibracje. Zatem oni nie są porównywalni. W zespole Lenny`ego sprawiasz, że ludzie tańczą i czują się świetnie. Kocham być za to odpowiedzialna, oczywiście wszyscy to powodują, ale bębny najłatwiej się kojarzą. Przypisywanie bębnom całej odpowiedzialności za taneczność muzyki jest błędem. Każdy z muzyków ma na to wpływ i to było dla mnie wielka przyjemnością we współpracy z Lenny`m. Z Carlosem również wszystko to robimy - ludzie tańczą, czują się świetnie, odpływają, cieszą się chwilą. Ale TAKŻE dodajemy poszukiwawcze tchnienie i kreatywność, co przenosi muzykę w inny wymiar. I to ludzie nazywają "latin rhythms", ale te rytmy pochodzą z Afryki, bo społeczności latynoskich krajów były przecież przywożone z Afryki jako niewolnicy. Carlos to wie i rozumie, dlatego jest mistrzem w graniu tych rzeczy. Gramy rytmy afrykańskie, mieszając je z rewelacyjnymi melodiami, które się nad nimi unoszą i mnóstwem znakomitej harmonii. Cała muzyka daleka jest od tego, co nadaje radio. U Lenny`ego również live było inne od jego nagrań. A u Carlosa jest zupełnie inne, on by oszalał, gdyby co wieczór było tak samo. Nie przeżylibyśmy takiego wieczoru (śmiech). Tak powinno być, bo każdy dzień jest inny, życie jest inne. Gdy na początku próby akustycznej grasz jakiś utwór, to ten sam utwór powtórzony na końcu soundcheck`u brzmi inaczej. Jedynie pewne aspekty mogą się powtarzać, ale będą różnice. Gdy gram solo, ono zawsze różni się na próbie muzycznej, koncercie czy próbie akustycznej. Nie czuję się zaprogramowana do grania identycznych solówek każdego dnia, mój duch mi na to nie pozwala. Jestem przyzwyczajona do kreowania, wolności.

Gdy zbliża się moment twojego solo, czy coś zakładasz, masz jakiś mentalny plan, konstrukcję, na przykład 8 taktów łagodniej, kolejne 8 głośniej?

Chyba rozumiem, o co pytasz. Myślę koncepcyjnie, ale nie jak o "zapisanym" solo. Zostawiam to na ten pasjonujący moment, gram spontanicznie. Nie reżyseruję solówki w głowie. Myślę na przykład o rytmie (tu Cindy śpiewa synkopowany podział) i zakładam, że może zagram go i wariacje w pewnym momencie. Ale jeśli nie pasuje do kontekstu, pomijam go. Wchodzę w muzykę chwili. Kiedyś rozmawiałam z siostrą o różnorodności muzyki, którą grałam: co innego rano, co innego wieczorem i z dnia na dzień, a ona powiedziała mi: "Po prostu koncentruj się i podążaj za muzyką chwili". To utkwiło mi w głowie. Wszyscy moi ukochani muzycy: Miles Davis, John Coltrane, Charlie Parker, Tony grali muzykę chwili. Żaden z nich nie grał takiego samego solo, możesz słuchać wielu wersji "A Love Supreme" - każda jest totalnie inna. Mogą być podobne elementy, bo to jest zawsze Coltrane, ale sola są różne. Tak to widzę i robię tak samo. To jest kreatywność i radość z bycia kreatywnym.

Czy zajmujesz się nauczaniem adeptów?

W przeszłości tak, ale obecnie od dłuższego czasu nie mam studentów. Ostatnia osoba, którą uczyłam, zapisała się w mojej pamięci bardzo fajnie. Chłopak naprawdę słuchał i miał pasję do muzyki i bębnów. Prowadziliśmy znakomitą wymianę, bo on jest mistrzem taekwondo - uczył mnie taekwondo, a ja jego grania na bębnach. Kochałam jego zdyscyplinowanie, zapewne pochodzące z bycia mistrzem oraz jego entuzjazm. Widziałam, że każdą moją uwagę aplikował do swojej pracy przy instrumencie, co pokazywał na kolejnej lekcji.

Czy zdarzały ci się pozamuzyczne sytuacje, które opowiadasz jako anegdoty lub dowcipy? Ja na przykład kiedyś trąciłem niechcący chybotliwy stołek perkusyjny polskiej produkcji w momencie siadania za bębnami, po czym stołek się delikatnie wywrócił, a ja w oczach kolegów magicznie zniknąłem za zestawem, siadając na podłodze.

To dobre pytanie, mam wiele takich sytuacji - niektóre wcale nie były zabawne, ale muszę chwilę pomyśleć… (śmiech) Dawno temu grałam z trio organowym na trasie w Europie. Gdzieś w Niemczech był duży podest pod bębny. Mój stołek stał na krawędzi tego podestu. Na koniec jednego utworu wstałam i popchnęłam stołek, po czym upadłam tak boleśnie, że musieliśmy odwołać parę koncertów. Z kolei śmieszna sytuacja to jak podczas koncertu w Pensylwanii scena była ustawiona z oddzielnych elementów, które się nagle lekko rozjechały. Noga stołka tam wpadła, a ja się wywróciłam, ale w taki dziwny sposób, że odbiłam się z powrotem do pozycji stojącej, nie przerywając grania. Ktoś z obsługi postawił mój stołek z powrotem. A obserwatorzy z widowni skwitowali to: "O! Fajnie! Dobre! Widziałeś to?!". Nikt z muzyków nic nie zauważył. Poczułam się jak superdziewczyna, czy coś podobnego.

Co powiedziałabyś na koniec do młodych ludzi, chcących grać na bębnach i być szczęśliwymi?

Podoba mi się to. Dzięki, że o to pytasz, To bardzo ważne, szczególnie obecnie w elektroniczno- -komputerowej rzeczywistości, kiedy ludzie naciskają klawisze i klikają, kiedy nikt nie inwestuje czasu dla nauczenia się rzemiosła, dla nauczenia się, jak grać na bębnach za pomocą rąk, uszu, serca, umysłu. Oni po prostu naciskają klawisze, a to jest bardzo sterylne. Weź prawdziwy instrument i naucz się na nim grać, zainwestuj swój czas, nie będziesz żałował. Będziesz szczęśliwy, a to dlatego, że im więcej włożysz w instrument, tym więcej dostaniesz z powrotem od instrumentu i od muzyki. Będziesz mógł więcej dać ludziom i sobie, a to może zmienić świat. Kiedy dasz serce, pasję i uczucia, a ludzie to poczują, będą szczęśliwsi, bardziej kochający, radośni, uprzejmi i wrażliwi. Możemy wpływać na ludzi w ten sposób. Pod wpływem takich działań zmieni się oblicze całej planety. Jeśli grasz kreatywnie, rozpoznajesz zmieniające się brzmienia bębnów, talerzy, tony, umiesz stroić instrumenty, jeśli grasz na fortepianie, poszukujesz akordów, kiedy wiesz, jak brzmieć dobrze na kontrabasie, jak wydobyć dźwięk z trąbki, co nie jest łatwe. Albo niuanse saksofonu czy gitary. Gdy to robisz, twój umysł pracuje, organizm działa, myślisz i kształtujesz mentalność, którą obdarzył cię stwórca. A naciskanie klawiszy? Każdy może nacisnąć klawisz. Ale nie każdy ma poczucie dyscypliny, miłość, pragnienie i pasję do instrumentu, do rozwijania brzmienia instrumentu. Rozwijania dotyku, ataku instrumentu, tonu, kreowania muzyki. Nie każdy jest w stanie to zrobić, nie każdy chce to zrobić. Dlatego wszystkim zainteresowanym graniem muzyki powiedziałabym: proszę, weźcie akustyczny instrument i nauczcie się na nim grać i brzmieć, to pomoże wam, ludziom, zmieni wibracje na świecie. Instrument muzyczny rezonuje z częstotliwościami zupełnie innymi niż komputer. Komputer to sterylny rezonans. BAS - to jest rezonans, saksofon, bębny, trąbka - te instrumenty rezonują na częstotliwościach zgodnych z rezonansem ziemi. Komputer nie ma serca, bez względu na to, jak jest perfekcyjny, dokładny czy szybki. Ludzie mają serca. Można na różne sposoby wysyłać wibracje, ale mówimy o najlepszej drodze - muzycznej. Z pomocą muzyki można wysyłać wibracje - medytujesz, przemawiasz do ludzi. Dzięki wibracjom będzie mniej negacji, mniej morderstw, gwałtów, mniej kradzieży, mniej negatywnych myśli, ziemia stanie się lepszym miejscem.

Jeszcze jedno pytanie. Czy planujesz nagrać coś z większym składem, orkiestrą? Poza samym w sobie kunsztem perkusyjnym Tony był świetnym kompozytorem. Pośród wielu jego płyt, "Wilderness" z orkiestrą kameralną jest wyjątkowa w mojej kolekcji. Uważam go za najważniejszą postać. Oczywiście cenię Elvina za nieporównywalny z nikim styl, ale nie był kompozytorem takim jak Tony.

TAK! Tony był na całkiem innym poziomie. Ostatnio graliśmy koncert jego pamięci. Graliśmy muzykę z lat 90 w tym kompozycję "Rituals", napisaną i jedyny raz wykonaną przez Tony`ego, Herbie Hancocka i Kronos Quartet. Bez udziału basu, którego rolę w pewnym sensie pełniła wiolonczela. A dla mnie wielkim honorem było to wykonać z tym samym kwartetem, choć z innym pianistą. Grając tę muzykę, poczułam silną więź z Tonym. Planuję napisać coś na Kronos Quartet, pytałam, czy będą skłonni do współpracy, odpowiedzieli bardzo przychylnie. Kocham orkiestrowe brzmienia, a do moich pięciu, czy tam ile wyszło, płyt na bezludną wyspę dołączyłabym koniecznie "Lady In Satin" z uwagi na orkiestrowe aranże.

Rozmawiał: Jacek Pelc

Wywiad ukazał się w numerze wrzesień 2017



QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.