Tomasz Łosowski „C.V.”

Dodano: 18.01.2019
Autor: Tomek Łosowski

Reedycja płyty, która w naszym wakacyjnym (Perkusista 7/18) zestawieniu 100 najważniejszych polskich płyt dla perkusistów zajęła 8 miejsce. Dlaczego tak dużo miejsca poświęcamy tej pozycji? Nie tylko z sympatii do Tomka Łosowskiego, ale dlatego, że Tomek zrobił świetną niespodziankę swoim fanom!

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

Album „C.V.” nie postarzał się przez te 15 lat od debiutu, ale mimo wszystko Tomek – dzięki wspaniałej pracy niezmordowanego mistrza dźwięku, jakim jest Wojtek Olszak – dokonał tzw. remasteru. Album nabrał większej świeżości i przejrzystości, ale nie to jest wisienką na torcie tego wydawnictwa. Tomek postanowił zaprezentować dodatkowo wszystkie piosenki w wersji „play along”, czyli utwory pozbawione ścieżki perkusji. Dzięki temu możemy sami się przekonać, czy łatwo jest zagrać partie Tomka, czy też może jest to wyczyn, do którego ciężko się zbliżyć. Ale po kolei, oddajmy głos autorowi. Przed Państwem Tomek Łosowski:

Główną motywacją powstawania utworów na płytę „C.V.” była… przyjemność tworzenia. Równie silna była chęć nauki i rozwoju mojej gry na bębnach. W tamtych czasach (końcówka lat dziewięćdziesiątych) była u nas pewnego rodzaju pustynia edukacyjna. Większość polskiej muzyki była pisana i grana w dość prosty sposób, gdzie rolą perkusisty było głównie przybijanie gwoździ w metrum 4/4. Oczywiście nie zrozumcie mnie źle – są mistrzowie, którzy 4/4 grają w sposób fenomenalny. Chodzi mi o nudną grę bez polotu, finezji, często ze słabym timem itp. Dlatego raczej nie słuchałem polskiej twórczości, tylko szukałem płyt, na których grali muzycy głównie amerykańscy, którzy potrafili zainspirować – oferowali różne ciekawe harmonie, podziały rytmiczne, innowacyjne rozwiązania aranżacyjne itp. W taki sposób przygotowywałem się do zrealizowania swojej pierwszej solowej płyty.

Od zawsze inspirowały mnie różne nietypowe rytmy. W polskiej rzeczywistości były one bardzo egzotyczne, często niezrozumiałe, a co za tym idzie – trudne do nauki. Faktem jest, że poczucie rytmu w narodzie jest dość słabe… Nawet „sto lat” ludzie śpiewają na „dziewięć”, nie mając przy tym żadnej rytmicznej świadomości. Z jednej strony czasami mnie to śmieszy, a z drugiej jest to dość smutne (obrazuje jakąś arytmię społeczną). Na naszych terenach przez wieki dominowała muzyka ludowa, w której puls nie miał aż takiego znaczenia, co linia melodyczna. Rytm nie był stabilny, tylko bardziej falujący, „skoczny”. Może to jedna z przyczyn tego stanu rzeczy?

Tworząc swoją pierwszą płytę, chciałem wykorzystać jak najwięcej ciekawych, nietuzinkowych rytmów. Mimo upływu lat doskonale zresztą się bronią, nawet w erze wszechogarniających perkusyjny świat chopsów, które z drugiej strony stają się powoli coraz bardziej nudne – jak na każdą modę przystało. Moim zdaniem mądrze podsumowuje to zjawisko m.in. Jojo Mayer mówiące, że duża część perkusistów, grająca gospel, gra i brzmi tak samo – przez co gdzieś gubią swoją osobowość i styl. A własny styl, który pozwala odcisnąć własne piętno, charakter, jest w świecie sztuki najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą do osiągnięcia.

Wracając do powstawania płyty – sytuacja była dla mnie szalenie inspirująca, bo przecież zanim nagrałem te utwory, musiałem się tych rytmów nauczyć, aby nie wiało wstydem. Już na samym początku mojej przygody z bębnami postanowiłem, że chcę dobrze przyswoić choćby jeden rytm z każdego stylu. Dało mi to pewną bazę, którą cały czas rozbudowuję.

Skupiając się na dwóch przykładach, które dla was wybrałem, zacznę opis od utworu „Gdańsk Nocą”. Mamy tu rytm na 6/8. Rytmy te słyszałem na sporej ilości amerykańskich płyt z nurtu fusion. Nabyłem też kiedyś szkołę nutową gościa, który się nazywał Frank Malabe – „Afro-Cuban Rhythms to drumset”. Co ciekawe – swoje superlatywy odnośnie tej szkoły napisali wspaniali muzycy tacy, jak Chick Corea, Dave Weckl czy Peter Erskine. Jeden z bardzo ważnych tematów w tej książce to tzw. „Afro-Cuban 6/8 Feel – BEMBE.” Jest tam ciekawa historia o tym, że sporo fundamentalnych rytmów folklorystycznych w zachodniej Afryce bazowało na 6/8. Z kolei na Kubie rytm 6/8 jest znany jako tzw. Bembe. Rytmy te były wykonywane na ludowych instrumentach perkusyjnych – grało kilku ludzi na raz i każdy nakładał swoją linię perkusyjną, tworząc bardzo bogatą, ostinatową strukturę rytmiczną. Każdy z rytmów na początku opisany jest w tzw. embrionalnej postaci – tak, jak był grany na tych instrumentach. Potem finalnie jest to „sformatowane” na współczesny zestaw perkusyjny. Możemy dowiedzieć się też, że fundamentem rytmów typu bembe jest clave czyli z języka hiszpańskiego „klucz”.

I rzeczywiście clave jest takim kluczem do zrozumienia i poprawnego grania tych rytmów (aby było klawo jak cholera, ha!).

Mając przed sobą ten przykład nie pozostaje nic innego, jak pałką w prawej ręce pograć ten podział na ride lub cowbell’u. Później wystarczy, jak dodamy lewą rękę na werblu, która w dynamice „ghostów” wypełni wszystkie pauzy.

Potem w lewej ręce możemy dodać w odpowiednim miejscu akcent i robi się już fajnie.

No i dalej warto po-kombi-nować ze stopą – możemy przez to uzyskać różne ciekawe rytmy, które mają zastosowanie w utworach takich, jak „Gdańsk Nocą”. Możemy grać podstawowy rytm z ride’m, werblem i stopą. Potem możemy dodać floor jako urozmaicenie brzmieniowe itd. Można to grać z ride’m, cowbell’em, dwoma hi-hatami. Dużo tu oczywiście zależy od charakteru utworu i waszej wyobraźni. Pamiętajcie jednak, że najważniejsza sprawa (jak już gramy konkretny utwór) to grać ze smakiem i muzykalnie. Trzeba uważać, aby nadmierna technika czy zbyt częste wypełnianie i przejścia nie zdegradowały pulsu. Aha! Uwaga na stopę (jakie i ile uderzeń w takcie – warto to ustalić z kompozytorem lub kolegą basistą w sekcji).

Kolejny przykład to utwór „Moja Afryka”. O ile zwrotki to klasyczny groove ze stylistyki fusion z tzw. „podwójną grą” obiema rękami na hi-hacie, to rytm w refrenie już ma bardziej „egzotyczny” charakter. Mamy tu stopę na każdą ćwiartkę. Pierwsze uderzenie werbla w takcie jest na czwartą szesnastkę, a drugie jest po prostu na czwartą ćwiartkę.

Warto się pobawić tutaj w różne eksperymenty. Można byłoby to zagrać inaczej – tylko z jednym werblem na takt – werbel mógłby być na trzecią ćwiartkę.

Z kolei, gdyby to grać „po słowiańsku” – w jednym takcie z pewnością byłyby dwa werble – na drugą i czwartą ćwiartkę…

W zapisie nutowym też zaznaczyłem pulsację na hi-hacie (akcenty na „i”).

Możliwości jest dużo. Zachęcam do eksperymentów. W tym celu wydaliśmy dodatkową płytkę (tzw. play along). Możecie z tych podkładów korzystać, grając z nimi w waszych ćwiczeniówkach, jak i np. na różnych przeglądach i konkursach perkusyjnych. Możecie też pokusić się o własne interpretacje tych utworów. Życzę wszystkim, którzy będą z tego korzystać, dobrej zabawy i rozwoju w różnych stylistycznych kierunkach. Pozdrawiam wszystkich baaardzo serdecznie!

 

QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.