Poznajcie Inferno…
Przedstawiany często jako „Inferno, perkusista Behemoth”, tymczasem to zdecydowanie niepełny obraz Zbyszka Promińskiego, którego działalność artystyczna wykracza mocno poza świat bębnów tego zespołu, z resztą… poza świat bębnów w ogóle.
Intrygująco, zajmująco, nieszablonowo, czasami niepokojąco – możliwe, że te słowa mogą pojawić się w głowie po przeczytaniu zapisu naszej niedawnej konwersacji. Nie ma sensu robić tu długich wstępów, bo nasza rozmowa, za sprawą Zbyszka, kipi wręcz od treści.
Z którym obliczem Inferno rozmawiam teraz?
Z tym co zawsze! Używam tylko innych środków, ale oblicze jest zawsze jedno i to samo. Coś się zmieniło? Wiem, że już trochę siwiejemy… (śmiech).
Niby mniej behemothowo jest.
Z Behemoth kończymy kolejną studyjną płytę, więc z koncertami mamy chwileczkę pauzy. Miksujemy także wydanie koncertu z okazji trzydziestolecia zespołu. Będzie to z pewnością najbardziej spektakularna rzecz jaką do tej pory zrobiliśmy. Streaming z tego wydarzenia planujemy na koniec października, więc naprawdę sporo się dzieje.
Inferno podczas sesji nagraniowej najnowszego albumu Behemoth. Co z tego wyszło?
Ale wiem, że to nie wszystko i nie próżnujesz.
Nigdy nie byłem tak zajęty, jak przez ostatni rok. Od czego by tu zacząć…? Chyba od lockdownu, gdy wszystko stanęło i po 2-3 miesiącach okazało się, że jest coraz gorzej i aby nie zwariować, postanowiłem zmontować studio. Zabrałem się też za muzykę, z którą wcześniej nie za bardzo miałem do czynienia. Moment zapalny nastąpił, kiedy moja żona Marta poprosiła mnie bym zrobił coś odwrotnego do tego co zrobiła ona. Namalowała nam okładkę płyty (Azarath „Saint Desecration”), a teraz zapytała czy nie zrobiłbym muzyki do jej obrazów. Zaczęła się burza mózgów, zastanawiałem się jak ugryźć ten temat. Nie pojadę przecież do kanciapy i wygeneruję łomotu. Raz, że to kompletnie nie pasuje, dwa, jest to zupełnie inna estetyka. Podłubałem, zasięgnąłem języka wśród znajomych jakie są współcześnie narzędzia, a że poza muzyką metalową słucham masę różnych rzeczy, zwłaszcza muzyki filmowej i klasycznej, to poszedłem w tym kierunku. Znalazłem odpowiedni system i bibliotekę, które pozwoliły mi stworzyć to, co siedziało w mojej w głowie. Oczywiście nie od razu, bo wymagało to ogromnego nakładu czasu i pracy.