Czy warto zostać zawodowym perkusistą?
Najczęstszymi wabikami wielu perkusistów, marzących, by wejść obecnie w zawodowe granie jest chęć bycia w świetle reflektorów, życie w trasie, podróżowanie, poznawanie gwiazd i bycia tam, na „scenie”, a nie pod nią. Prawda jest zdecydowanie mniej ekscytująca i bardziej brutalna, ale przy odpowiednim założeniu i podejściu wciąż atrakcyjna.
Użycie we wstępie słowa scena w cudzysłowie nie jest przypadkowe. Scena to nie tylko festiwalowe deski, to nie tylko klubowe podłogi, to także studyjne ściany i ekran monitora, gdzie swoich sił w byciu youtube’ową gwiazdą próbuje coraz więcej osób. No właśnie, robi się tłoczno… Zanim zaczniemy jeszcze jedna uwaga – skupiamy się na perkusistach tzw. zestawowych i nie dotykamy póki co tematyki bębniarzy klasycznych.
CZĘŚĆ PIERWSZA – BUDOWA
KIERUNKI
Do niedawna praca bębniarza była ograniczona do kilku miejsc. Przede wszystkim członek kapeli, która aktywnie gra. Niezależnie, czy chodzi tu o gwiazdę krajowego formatu, czy o zespół opędzający knajpy i inne bankiety. Bębniarz, posiadający swój zespół, gdzie podejmuje decyzje w stopniu adekwatnym do swojego statusu w kapeli. Drugim fachem była praca sesyjna zarówno w studio, jak i najemnie na scenie. Tutaj mamy takich mistrzów, jak np. Michał Dąbrówka, do którego w drugiej połowie lat 90 dzwoniło wielu producentów.