Sound of Metal
Reakcja bohatera nie jest przedstawiona ze strony muzycznej, tylko ze strony czysto ludzkiej…
Napęd: reżyseria Darius Marder, w roli głównej Riz Ahmed (USA 2019, polska premiera marzec 2021)
Trasa: Tegoroczny zdobywca Oscara w dwóch kategoriach, za dźwięk i montaż, nominowany także w czterech innych, dość mocnych kategoriach. Nie bez przyczyny znajduje się w naszym dziale recenzji, ponieważ jest to kolejny oscarowy film ostatnich lat, gdzie istotny jest temat perkusyjny, chociaż bębny pełnią tu rolę symbolu, który ma służyć szybkiemu wprowadzeniu w główny wątek.
Główny bohater dramatu jest perkusistą, który tworzy ze swoją dziewczyną ekspresyjny projekt muzyczny. W pewnym momencie traci słuch, a ubytek jest tak duży, że cały świat przewraca mu się do góry nogami, szczególnie że i tak nie był to bardzo stabilny grunt.
Reakcja bohatera nie jest przedstawiona ze strony muzycznej, tylko ze strony czysto ludzkiej, przez co każdy kto stanął naprzeciw podobnemu nieszczęściu może poczuć jego dramat, tym bardziej, że kreacja Riza Ahmeda jest bardzo przekonująca. Bębny są tu bardzo przejrzystym narzędziem przyczyny całego problemu, podkreślają różnice między światem zupełnej ciszy, a – mówiąc wprost – hałasem. Nie ma wątpliwości, że ten instrument w tej właśnie kwestii jest czytelny dla chyba każdego widza i w zasadzie na tym jego rola się kończy.
Nagroda za dźwięk wydaje się być jak najbardziej uzasadniona, ponieważ oprócz czysto technicznego aspektu, dźwięk jest świetnie rozplanowany w całej historii. Wydarzenia w filmie słyszymy z kilku perspektyw, umiejętnie dobranych do nastroju i sytuacji. Sprawne przeskakiwanie między rodzajami „uszu” podkreśla kontrasty i co najważniejsze wprowadza nas głębiej w przedstawiony świat bohatera. Dodatkowo zadbano by otoczenie słyszane prawidłowo było bardzo szczegółowe i z pewnością brzmi ponadprzeciętnie od typowego udźwiękowienia. Podobnie jest z kolejnymi wersjami słyszenia, które są bardzo starannie dopracowane i momentami mogą nieco przerażać. Taki manewr operowania punktami odniesienia wywołuje jeszcze jeden ciekawy efekt polegający na tym, że zapewne każdy perkusista oglądający ten film odsunie bębny na daleki plan. Dostrzegamy znacznie szerszy lub po prostu inny obraz problemu, szczególnie, że bohater ma w sobie jeszcze jednego demona przeszłości, z którym nagle musi dostosować się do nowych okoliczności i pilnować by się nie zerwał z uprzęży.
W takim ujęciu ciężko tu mówić o jakimś przywiązywaniu uwagi do detali perkusyjnych, bo nie jest to film muzyczny, a tym bardziej perkusyjny. To tak jakby mówić, że Władca Pierścieni jest filmem dla architektów i budowlańców z racji fortyfikacji tam przedstawionych. Niemniej jednak trzeba przyznać, że Riz Ahmed wykonał zadanie domowe w stopniu wystarczającym na potrzeby produkcji. Poza tym te wielkie bębny Tamy z blachami Zildjiana wyglądają bardzo rasowo, ale to już na zupełnym marginesie.
Zgodnie z naszą zasadą ocen, postanowiliśmy, że tym razem skupimy się na filmie jako całokształcie:
Pojemność silnika (ocena filmu): 75/100