Yamaha na nowo podpina się do gniazdka
Zerknijmy do katalogu perkusji Yamaha. Coś zrobiło się przewiewnie, a to oznacza, że będą pojawiać się coraz to nowe rzeczy! Jeden z obecnie czołowych modeli zawędrował do naszej redakcji, jest nim Yamaha DTX6K2-X.
Ale jak to? Bębny za ok. 6500 zł? To jeden z głównych modeli? Gdy przed oczami pojawiają się potężne perkusyjne elektroniczne „kombajny” za kilkanaście tysięcy, które chcą symulować klasyczne bębny, mamy przed sobą zestaw, którego zadaniem jest ćwiczenie, nauka, komponowanie czy też zaangażowana zabawa, a w mniejszym stopniu wykorzystanie praktyczne na scenie, chociaż i tu nic nie stoi na przeszkodzie. Zatem dobrze by było, żeby oprócz właściwości technicznych, zestaw nie wyglądał jak zapomniany trzepak. Sprawdźmy po kolei czy cena idzie w parze z jakością. Yamaha to renoma, ale już niejeden gigant potrafił nieco za bardzo zapędzić się w swoim samouwielbieniu.
Yamaha DTX6K2-X – że jak?
Cóż za „czytelna” i „przejrzysta” nazwa… Wiadomo, ten układ ma jak najbardziej sens i odnosi się do odpowiedniej konfiguracji, ale powiedzmy sobie szczerze – kto to zapamięta oprócz pracowników Yamaha i potencjalnego właściciela? Czy nie można ich nazwać np. Light, Medium itp., a nie kolejny R2D2 czy inny C3PO? Miejmy nadzieję, że tylko takie „problemy” będziemy mieć z tym zestawem.
Nasz model składa się z trzech padów bębnów (7”), trzech padów talerzy (13”), padów hi-hatu (13”), padu werbla (8”) i padu stopki (7,5”), modułu DTX-Pro oraz całego okablowania. Wszystko na plastikowej ramie. Co ciekawe, pady hi-hatu zamontowane są na prawdziwym statywie hi-hatowym (HS650A). Jak z tego wszystkiego się korzysta? Omówmy to kolejno na bazie modułu i komfortu rozstawienia.
Yamaha DTX6K2-X – w skład zestawu nie wchodzi oczywiście podwójna stopka, ale jeżeli posiadamy, to śmiało możemy podpinać.
Najważniejsze jest serce, czyli Yamaha DTX-Pro
Zestaw oparty jest o moduł perkusyjny DTX-Pro i to jemu trzeba się przyjrzeć bliżej. Jest to obecnie sztandarowe urządzenie, które w interesujący sposób łączy praktyczność z możliwościami. O co chodzi? Yamaha nie robi kosmicznie wyglądającego modułu. Wyciąga na pulpit te opcje, które perkusista powinien mieć szybko pod ręką, a resztę pozostawia w środku do ustawienia dzięki niezwykle prostej nawigacji na małym ekranie.
W środku mamy 40 zestawów z odświeżonymi próbkami. Możliwość ustawienia 200 własnych (powodzenia). Szybko dostępny metronom z podstawowymi funkcjami, ale możemy wrzucić swoje ulubione brzmienie clocka. Mimo możliwości szerokiego podłączenia urządzeń peryferyjnych (szybki rzut oka na tył modułu) mamy solidny system treningowy z 10 opcjami i 37 piosenkami. Mając na uwadze możliwość gry do własnych podkładów, jest to co najmniej wystarczające. Do tego opcja nagrywania własnej gry, może nie tyle w wewnętrznej pamięci (pliki po 90 sek.), ale dzięki USB na plik mamy już 90 minut. Wreszcie możliwość zapakowania tysiąca sampli. W zasadzie przy obecnych możliwościach internetowych, posiadając telefon w łapie, po podłączeniu się poprzez USB do modułu, możemy korzystać z zestawu na poziomie absolutnie wystarczającym do wszelkich opcji ćwiczeniowych, treningowych, podtrzymania formy, komponowania, sprawdzania aranżacji. No i wreszcie współpraca z Cubase, na który dostajemy kod, dzięki czemu po podłączeniu USB do kompa, możemy bawić się w małe studyjko nagraniowe. Co do występów na żywo to mała uwaga znajdzie się poniżej w podsumowaniu.
Moduł posiada podstawowe funkcje na wyciągnięcie ręki, co pozwala na szybką reakcję, dużo więcej jest w środku.
Hardware i pady
Nasz model to wersja K2, a to oznacza, że mamy dodatkowy pad talerza (łącznie 3, nie licząc hi-hatu), pady tomów są płaskimi gumowymi plackami, z wyjątkiem silikonowego werbla. W wersji K3 wszystkie mają klasyczne yamahowe pady silikonowe.
Pad stopki, pad silikonowy, klasyczny gumowy oraz pad talerza.
PADY YAMAHA
Część osób je zna, część nie, więc słowo wyjaśnienia. Pady silikonowe Yamaha, jak sama nazwa wskazuje, różnią się od siateczkowych. Remo rozdmuchało marketingowo swoje siateczki, ale w praktyce nie każdy się na nich odnajduje. Niby udają prawdziwe naciągi, ale wyraźnie czuć, że nimi nie są. Pady silikonowe oczywiście też nie mają takiej reakcji jak prawdziwa membrana, ale w przypadku perkusji elektronicznych sprawdzają się całkiem nieźle. Są stabilne, mocne i trwałe. Odbicie troszkę za bardzo pomaga, ale przy tym do czego głównie stosuje się perkusje elektroniczne, to aż tak to nie razi. Przede wszystkim czuć, że pałeczka na nim wlepnie siedzi. Kto woli siatki, a kto żele? Jeden woli jabłka, inny banany.
Hardware zestawu, jedyne zastrzeżenia do wysięgnika na werbel. Na szczęście ma klasyczny „akustyczny” uchwyt.
Ustawienie, rozstawienie
Wspomnieliśmy o statywie pod hi-hat, który jest prawdziwym metalowym statywem. Rama jest plastikowa, ale solidna. Uchwyty mocne i wygodne w operowaniu. Montaż talerzy przemyślany mimo pozornych ograniczeń. Nie będzie większego problemu z dostosowaniem do wygodnej gry. No i wreszcie pad stopki, bardzo masywny, ciężki, gotowy do gry podwójnym pedałem. Raczej nie powinien nam uciec po kopnięciu w stylu Lombardo. Wielkość modułu nie przypomina kokpitu ze Star Treka, co ułatwia usytuowanie na ramie i na nim nie ciąży, także wizualnie.
Reasumując – bardzo duży plus dla Yamaha z dwóch względów. Po pierwsze firma sprytnie ograniczyła ilość elementów, co łączy się z szybszym i łatwiejszym rozstawianiem (za drugim razem, bo za pierwszym trzeba po prostu poznać system), a to przekłada się też na sama estetykę, bardzo schludną. Po drugie jakość komponentów daje spokój i stabilność. Łatwość dokręcenia i trzymanie. Może jedynie odgórnie narzucona rurka mocująca pod werbel może drażnić nerwusów co bezwzględnie muszą mieć bębny po środku. Całość mieści się na powierzchni mniej więcej 1,2 metra na metr.
Komfort gry DTX6K2-X
W stopkę możemy pruć ochocze przebiegi. Werbel siedzi konkretnie w trzech strefach. Tomy gumowe (jednostrefowe), może nie powalają na kolana, ale na pewno ugramy na nich naprawdę sporo. Zresztą zawsze możemy, z czasem, wymienić je sobie na silikony. Bardzo duże uznanie dla talerzy crash i ride. 3-strefowe z opcją duszenia, czułe i wygodne. Reakcja hi-hatu (2-strefowy) natychmiastowa, a dzięki wykorzystaniu statywu, w miarę naturalna. Komfort gry jak na zestaw, który wygląda bardzo niepozornie, jest bardzo satysfakcjonujący. Do tego wspomniana mała powierzchnia zajmowanej przestrzeni. Aż się prosi ustawić sobie taki zestawik w biurze, ha!
Zestaw cieszy oko, chociaż nie wpisuje się w modne imitacje akustycznych bębnów. On jest po prostu praktyczny!
Podsumowanie
Pod kątem jakości komponentów nie ma tu zastrzeżeń. Co do ilości padów można się zastanawiać czy lepiej mieć same silikony, ale talerz mniej, czy lepiej mieć trzy gumowe pady i jeden silikon, ale za to dodatkowy talerz. Chyba jednak lepiej mieć dodatkową płaszczyznę do gry. Ale to już indywidualny wybór. Moduł Pro można uznać, za taki podstawowy „pro”, ale mimo wszystko daje ogromne możliwości, które jesteśmy w stanie praktycznie wykorzystać, ponieważ wywalając dziesiątki tysięcy na eleganckiego elektronika, często kończy się to na korzystaniu z podstawowych funkcji. A gra na żywo? Jakoś nie widać by sceny koncertowe były zawalone zestawami elektronicznymi, nawet tymi do złudzenia podobnymi do akustyków. Do grania „kotletów” w klubach możemy wziąć nasz cały DTX6K2-X, albo jedynie podłączyć sobie zamiast akustycznej centrali opisywany pad basowy (moduł jest wygodnym w transporcie pudełeczkiem). To samo z pojedynczymi padami, które możemy sobie dodać do akustyka i stworzyć formę perkusji hybrydowej (np. Daray korzysta z padu do nabijania tempa dla reszty kapeli, co słyszy tylko zespół).
Czasami ulegamy przyzwyczajeniom ze świata bębnów akustycznych „o, jak ładnie wygląda!”, a tymczasem elektronik ma być praktyczny, takie jego zadanie i taka geneza. Yamaha DTX6K2-X jest praktyczna, z pewnością i mimo że cenowo nie jest super-okazją, to nie jest też naciąganiem, a przede wszystkim wciskaniem kitu. Warto rozważyć.