Mike Mangini - Invisible Signs
Tymczasem jego solowy album to muzyka inna od tego, co robił w Dream Theater.
Napęd: Mike Mangini (2023)
Typ silnika: hard rock, metal alternatywny
Trasa: Solowy album byłego perkusisty Dream Theater może być zaskoczeniem. Mike jest piekielnie zaawansowanym technicznie perkusistą. Słychać to w karkołomnych partiach jakie nagrywał z legendą prog metalu. Nieparzyste podziały, szybkie tempa, przedziwna orkiestracja. Do tego dochodzi zestaw perkusyjny, na którym niejeden miałby problem z poruszaniem się. W ostatnich latach skala pirotechniki Manginiego była tak mocno eksponowana, że ciężko go sobie wyobrazić w innym repertuarze.
Tymczasem jego solowy album to muzyka inna od tego, co robił w Dream Theater. Owszem, jest to ostry rock, ale skierowany bardziej w stronę tzw. alternatywną, miejscami industrialną. Przede wszystkim mamy tu wokalistkę, która – z całym szacunkiem do dorobku Jamesa LaBrie – naprawdę dobrze brzmi, bez nadwyrężania autotune. Co ciekawe, Jen Majura znana jest głównie z roli gitarzystki (grała do niedawna w Evanescence). Mike dobrał sobie konkretna ekipę wykonawczą. Obok Majury mamy tu również takie postacie jak: Tony Dickinson, Gus G, Ivan Keller. Kompozycje są w całości autorstwa Manginiego, podobnie produkcja, miks i klawisze.
Piosenki nie pędzą, są mocno osadzone w średnich tempach. Skomplikowane rytmy pojawiają się gdzieniegdzie, ale mamy tu głównie poczciwe 4/4. Połamańce są sprawnie wszyte w kompozycje, dzięki czemu brzmią naturalnie. Mike przyjemnie zaskakuje swoją grą. Nie popisuje się swoimi nietuzinkowymi umiejętnościami, raczej korzysta z nich w sposób inteligentny, bardzo pragmatyczny. W związku z tym, wybierając najciekawsze momenty na płycie stajemy przed trudnym zadaniem, bo Mangini rozsiał po całym albumie sporo smacznych wstawek i zagrywek. W zasadzie każda kompozycja ma w sobie coś interesującego.
Ciekawie brzmią same bębny. Zazwyczaj perkusiści eksponują trochę mocniej swoje zestawy na solowych albumach, szczególnie jeżeli mówimy tu o bębniarzach przez bardzo duże B, a takim jest na pewno Mangini. Mike nie wychyla się zbytnio. Czasami nawet, w niektóre partie trzeba się mocniej wsłuchać, by stwierdzić co i jak jest grane.
Wrażenia z jazdy: Zestaw piosenek z dobrze brzmiącym damskim wokalem i palącymi gitarami. Melodyjny metal alternatywny, utrzymany w regularnych podziałach z drobnymi wstawkami łamanymi, bardzo trafnie umiejscowionymi. Album ciekawie zabrzmiałby na koncercie.
Odcinki specjalne: „Saying Sorry” - Mike potrafi na rockowo. „Seek and Find” - po rześkim intro, kawał porządnego bębnienia. „Glamorous Shades” – Mangini puszcza tu kilka serii „z karabinu”. "Deep Inside".