„Praca domowa?” – Comiesięczny Felieton Perkusyjny
Pokładamy duże nadzieje w zbliżające się dni i tygodnie, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że koncertowanie wróci i stopniowo luzować się będą kolejne obostrzenia związane z tego typu imprezami.
Nie będę się tu rozwodził nad sensownością, czy też bezsensownością poszczególnych postanowień władz, bo chyba każdy jest zmęczony tym tematem i sfrustrowany faktyczną niemocą.
Mnie zastanawia coś zupełnie innego. Pandemia nie tyle obnażyła, co bezpośrednio zaprezentowała coś co znane jest w sumie wszystkim tym, którzy interesują się rodzimym rynkiem muzycznym, w stopniu większym niż tylko poprzez nagłówki internetowych tabloidów. Chodzi o wątłość szeroko pojętej branży muzycznej, brak wspólnoty i jedności. Owszem, te dwie rzeczy miały miejsce, ale w formie narzekania na los, bo w momencie, gdy pojawiały się jakieś przebłyski i szanse, mało kto oglądał się na innych. Też nie chcę tu analizować tych wszystkich programów wsparcia, bo zajęłoby to nam znacznie więcej miejsca, gdyż nie były to rzeczy oczywiste, czarno-białe (między innymi dlatego rodziły się tak duże sprzeczności i kontrowersje).
Celem mojej wypowiedzi jest lekcja, nauka jaką otrzymaliśmy i dalej otrzymujemy, bo tak jak mówiłem, nic nie jest pewne i wszystko będzie się rozstrzygać w najbliższych tygodniach. Tak czy inaczej mamy pierwsze terminy koncertów, które najpewniej się odbędą. Muzycy zaczynają zacierać ręce, bo wreszcie będzie można wyjść na scenę, no i zarobić parę groszy. To cieszy, bo okazało się, że ludzie lgną, chcą i potrzebują żywego grania bardziej niż to się wszystkim wcześniej wydawało. A tym samym artysta na scenie przestaje być już „darmozjadem”, jak to nierzadko jacyś ignoranci potrafili palnąć.
Zastanawia mnie jednak co z tego ponad rocznego obłędu wyniosą artyści, polscy artyści, bo ich los mnie interesuje najbardziej. Mam bardzo niewygodne przeczucie, że będziemy świadkami niezwykle szybkiego powrotu do mentalnej ciepłej pościeli, czyli czegoś co na łamach Perkusisty sygnalizowałem 3-4 lata temu, mówiąc o braku parcia polskich perkusistów na to, by rozwijać się na arenie międzynarodowej. Mówiąc jaśniej: „Po co robić coś więcej, skoro jest dobrze?” Teraz to „dobrze” będzie jeszcze bardziej czytelne poprzez wielki kontrast zbliżającego się koncertowania z nicością ostatnich miesięcy.
Pandemia zadała mocny cios, powalający producentów sprzętu na deski. Liczenie trwało do 9 i musiał wkroczyć lekarz, by określić, czy branża może kontynuować walkę. Na szczęście firmy schowały się za gardą, wyszły z narożnika i przetrzymały napór. W pewnej chwili z powrotem zaczęły przejmować inicjatywę i stały się ważnym przyczółkiem dla artystów, eksponując i prezentując muzyków, podając ich na tacy wszystkim, którzy za chwilę będą potrzebować instrumentalistów do swoich projektów. W ostatnich tygodniach zgłaszało się do nas, do redakcji lub do mnie bezpośrednio, wiele firm z pytaniami o podpowiedź w stosunku do polskich artystów. Zarówno w odniesieniu do tych z długim stażem użytkowania produktów danej firmy, jak i w kwestii zupełnie nowych twarzy. Ucieszyło mnie to, co chyba nie wymaga żadnego tłumaczenia, niestety od razu pojawiły się problemy. Pierwszym była ekspozycja artysty. Jasne, może próbować zatrzymać czas i trzymać się zasad sprzed 20 lat, że nie ma zamiaru „twarzować jak pajac” w internecie. Sęk w tym, że teraz gramy kartami nie tylko z zupełnie innego rozdania, co z kompletnie innej talii.
Jak już udało się przejść przez wymóg w miarę regularnego eksponowania, to nagle okazało się, że jest problem z jakością. Nie chodzi o to, żeby było tak doszlifowane jak np. treści Maćka Gołyźniaka, który wręcz niektórych doprowadza do pasji swoim stylem. Ważne, żeby to po prostu miało jakiś koncept, charakter i właśnie – styl. Żeby to było związane z grą i korzystaniem z instrumentów. Nie trzeba bombardować co chwilę, wystarczy się pokazać od czasu do czasu „w praniu” – z kim się jest lub kogo chce wspierać. Na sam koniec przychodzi jeszcze znajomość języków w stopniu komunikatywnym na bazie międzynarodowego kodu muzycznego.
To co napisałem powyżej zapewne znowu skończy się fochem lub atakiem, że w ogóle śmiałem zwrócić komuś uwagę, bo przecież… (i tu należy wpisać zestaw teoretycznie logicznych wymówek, teoretycznie). Nie chce mi się już podawać przykładów osób, które potrafiły to wszystko ogarnąć, bo wiem, że to nie dotrze, bo jest ściana niemocy i żalu na fundamencie poszukiwań problemów, a nie ich przezwyciężania. Z drugiej strony – jak to zwykłem powtarzać - poczuje się ten kogo to dotyczy.
Oczywiście to wszystko skierowane jest do perkusistów aspirujących do robienia kariery lub tych, którzy takową liznęli, bądź osiągnęli już pewne konkrety i czekają na więcej. Cała reszta spokojnych hobbystów i sympatyków może się cieszyć z grania dla swojej przyjemności, bez żadnych politycznych szachów.
Na sam koniec mogę zdradzić, że zainteresowanie zagranicznych firm, niezależnie od siebie, obraca się wokół 3-4 tych samych nazwisk! Jakie to są nazwiska, to już pozostawiam w sferze domysłów, ale nie są to ludzie, którzy – delikatnie mówiąc - zapisali się w historii polskiej muzyki, jeszcze.
___
Maciej Nowak
Foto: Agnieszka Litarska