Lion Shepherd - III
Doskonały przykład na to, że rodzimy prog rock ma się bardzo dobrze. Recenzja nowego albumu Lion Shepherd.
NAPĘD: Maciek Gołyźniak
TYP SILNIKA: prog rock
TRASA: Jeżeli ktoś oczekiwał bezpośrednich zapożyczeń od innych zespołów z tego nurtu to będzie zaskoczony, bo Lioni poprzez tę płytę sami stają się punktem odniesienia z racji posiadanej własnej tożsamości o wyraźnych konturach. Wiadomo, pewna konwencja jest zachowana, ale okazuje się, że wciąż można zrobić w tej muzyce coś ciekawego, nie nużącego. Nie ma tu bowiem jednego z największych koszmarów (o którym w sumie mało się otwarcie mówi) w prog rocku. O co chodzi? Chodzi o to, czy leci pierwszy utwór czy już do diabła może trzeci?! Poczucie swobodnego słuchania kolejnych kompozycji, a nie zmielonej papki następuje przy pierwszym przesłuchaniu. Strasznie dużą robotę robi tu brzmienie płyty, miękkie, przytulne, szerokie, ciepłe, ale jednocześnie selektywne i czytelne, doskonale wypoziomowane. Wszystko podane na tacy bez wiercenia w głowie.
Skupiając się na samej perkusji można powiedzieć, że Maciek Gołyźniak stał się takim zakładnikiem samego siebie. Uczulony mocno na ogólną jakość, niesamowicie kapryśny w tej kwestii jest tym samym muzykiem, od którego wymaga się znacznie więcej w kwestii brzmienia, gry i aranżacji. Zwyczajnie na zasadzie: „Pan wymaga? To pan sam pokaże co potrafi!”. Tym bardziej, że dotąd kojarzony bardziej ze sceną alternatywną, w tym przypadku mógłby swoje humory wsadzić w kieszeń, po prostu dla własnego bezpieczeństwa. Efekt jest jaki jest, czyli mocny cios dla jego antagonistów, ponieważ Maciek, a raczej w tym przypadku Maciej, sprawdził się świetnie w progresywnych wielopoziomowych aranżacjach. Wspomniana wcześniej dystynktywność kolejnych kompozycji jest tym samym dużym udziałem pracy bębniarza.
Jesteśmy przyzwyczajeni, wręcz oswojeni z perkusistami nurtu prog rocka, którzy mają te specyficzne tendencje w stronę mniejszej lub większej pirotechniki. Maciej nie jest przesiąknięty tym sposobem postrzegania muzyki. Jest piekielnie osadzony w kompozycjach i nie stara się wyłamywać jakimś przejściem z podręcznika od fizyki kwantowej, co częściej wybija z klimatu niż coś wnosi. Muzyk tworzy na bębnach swoiste riffy, które ubarwia z wyczuciem szerokim instrumentarium perkusyjnym.
WRAŻENIA Z JAZDY: Płyta mająca w sobie lekkość, intymność, zadziorność, eteryczność a przede wszystkim przestrzeń i oddech, co jest kluczowe podczas słuchania, ponieważ nie czujemy się w żaden sposób przytłoczeni, zbombardowani i ściśnięci w jakieś klatce czy to brzmieniowej czy też kompozycyjnej. Doskonały przykład na to, że rodzimy prog rock ma się bardzo dobrze i spokojnie może żeglować po europejskich akwenach.
ODCINKI SPECJALNE: Nobody i Toxic to przykłady użycia perkusyjnego riffu noszącego utwór. Vulnerable to umiejętność ubarwiania linii perkusji perkusjonaliami. Bardzo ciekawy brzmieniowo i aranżacyjnie World On Fire.