Polish Jazz – Polish Drummers I (Vol.1 - 40)
Zapraszamy na pierwszą część naszego perkusyjnego przeglądu wszystkich tytułów, jakie ukazały się w ramach legendarnej serii wydawniczej Polish Jazz.
Kto nie kojarzy takich nazwisk, jak Elvin Jones, Tony Williams, Max Roach, Art Blakey, Jack Dejohnette, Philly Joe Jones lub Gene Krupa i Buddy Rich? Nawet zatwardziałe „metaluchy” pokiwają z uznaniem na brzmienie przynajmniej kilku z nich. A co, gdy powiemy: Tadeusz Fedorowski, Sergiusz Perkowski, Jacek Brzycki lub Jerzy Bartz? Co się stanie, gdy młodemu polskiemu pokoleniu zadamy pytanie o zasługi Janusza Stefańskiego lub Andrzeja Dąbrowskiego? Nie będzie najlepiej… ale też nie ma co bezczynnie biadolić, bo dzięki serii Polish Jazz możemy odkrywać na nowo to, co się działo w muzyce jazzowej na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Mamy przed sobą prawdziwy skarb polskiej kultury. Nikt w redakcji nie boi się tego tak nazwać, niezależnie, jak wyglądały niektóre zakulisowe relacje i układy. Efekt z perspektywy lat jest jasny. Wielka seria, która od 55 lat pokazuje, jak się kształtowała i zmieniała szeroko pojęta muzyka jazzowa w naszym kraju. Muzyka, która bardzo często wymaga od odbiorcy zaangażowania, aktywności, otwarcia i wsparcia, czyli tego, czego tak bardzo brakuje nam dziś w okresie kiczowatych produktów pseudoartystycznych, promowanych w pięć minut i na pięć minut. Nie mamy tu jednak żalu! A dlaczego? Bo mamy takie serie jak Polish Jazz, bo są artyści, którzy ambitnie, niekiedy z kompletnym niezrozumieniem otoczenia albo wręcz niechęcią, próbują kreować, tworzyć, zapisać się na kartach historii. Tak powstają dobra kultury, którymi później kolejna władza będzie sobie wycierać dumnie gęby, zapominając o trudnościach, jakie mieli artyści.
Spójrzmy na tę serię z zewnątrz, odkładając na bok naszą polską zaciekłość i chęć rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze w poszukiwaniu problemów. Przecież mamy podaną na tacy kolekcję płyt ważnego wydawnictwa, która nie jest sztucznie napompowana w kilka sezonów kolejnymi odcinkami, tylko budowana od ponad półwiecza. Coś, czego może nam pozazdrościć niejeden naród, ale najpierw musimy nauczyć się doceniać to sami!
Polish Jazz, sama anglojęzyczna nazwa wskazuje nie tyle na fakt, że jazz nie jest polskim wynalazkiem, co na aspiracje, gotowość do prezentacji naszej twórczości poza granicami kraju. Mamy się czym chwalić, bo mamy artystów wybitnych, którzy posiadają własny styl, podchodzą do muzyki w sposób nietuzinkowy, nie boją się podejmować wyzwań, ale też niejednokrotnie prezentują olbrzymią znajomość dotychczasowego, światowego dorobku. Różnie to bywało i zdarzało się, że nagranie nie spełniało oczekiwań, ale w wielu przypadkach efekt przerastał te oczekiwania.
Przygotowaliśmy spis wszystkich (stan na wrzesień 2020) tytułów, jakie wyszły według oficjalnej numeracji serii Polish Jazz, wydawanych przez Polskie Nagrania. Obecnie właścicielami wydawcy jest firma Warner Music, która z racji swojego pochodzenia bardzo docenia możliwość operowania materiałami polskiej muzyki jazzowej. Właśnie dzięki temu w 2016 roku nastąpiło wreszcie wznowienie serii, która od 1989 roku przechodziła wiele różnych zawirowań.
Długoletnia przerwa miała też duży wpływ na obecność albo raczej nieobecność wielu świetnych muzyków. Na szczęście ostatnie tytuły nie tylko to nadrabiają, ale też prezentują nowe nazwiska, wspaniałe talenty coraz szerzej pojmowanej muzyki jazzowej. Właśnie, określenie widełek stylistycznych jest teraz bardzo drażliwym tematem. Z jednej strony muzycy jazzowi mówili zawsze o wielkiej wolności i swobodzie wypowiedzi, natomiast w wielu przypadkach, gdy młodzi artyści nie patrzą na szuflady z napisem gatunku i zgodnie ze wspomnianą wolnością robią, co im w duszy gra, pojawiają się komentarze, że to nie kwalifikuje się jako prawdziwy jazz.
W związku z tym seria Polish Jazz ma ciężki orzech do zgryzienia, w którą stronę się kierować podczas selekcji i doboru nowych tytułów. Z jednej strony oddawać hołd tradycji, z drugiej otwierać się na nowe pomysły. Wydaje się jednak, że ludzie stojący za podejmowaniem decyzji co do kolejnych wydawnictw poradzą sobie z tym wyzwaniem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przeplatać tytuły. Dzięki temu uda nam się kultywować tradycję i dotychczasowy dorobek, jednocześnie zachęcając i przyciągając młodych wybitnych polskich muzyków oraz dając im bardzo ważny punkt do swojego artystycznego CV – płytę pod szyldem Polish Jazz.
PERKUSIŚCI
Przejdźmy teraz do tego, dlaczego branżowy magazyn perkusyjny zajął się tak wielkim katalogiem płyt. W świecie muzycznym od lat krąży taki mało delikatny żarcik: „Perkusista – już nie techniczny, ale jeszcze nie muzyk”. W wielu opowieściach bębniarzy, aktywnych w latach 60 i 70, dało się słyszeć, jak duży był problem z równym traktowaniem w zespole w odniesieniu do tworzonej muzyki. Zazwyczaj świetni koledzy, ale lepiej niech siedzą z tyłu, słuchają, co tu mamy i grają pod to, co im pokażemy. Wiadomo, że mieliśmy kilka osobowości, które starały się przebijać przez tę barierę i powoli przecierały kolejne szlaki, ale faktem jest, że światła reflektorów nie świeciły zbyt często na zestaw.
Kolejna sprawa to problemy sprzętowe, o czym pisaliśmy i mówiliśmy setki razy. Najważniejsze jest tu jednak wyjście z cienia i wymienienie kolejno poszczególnych bohaterów nagrań. Mamy tu bębnienie każdego rodzaju: doskonałe, pomysłowe, perfekcyjne, dokładne, zupełnie zwykłe, przeciętne albo wtórne i przewidywalne. Jest to prawdziwy żywioł i mieszanka nastrojów, umiejętności i inspiracji. Mimo, że wpływy zachodnich mistrzów są oczywiste, nie chcemy używać tu zwrotów „tak, jak…” lub „w stylu…”. Skoro mamy serię w zasięgu ręki, to sprawdźmy sami!
Niniejsza lista ma być docenieniem pracy wszystkich perkusistów, którzy współtworzyli tę wspaniałą polską serię. Chcemy wskazać ich z imienia i nazwiska, docenić ich pracę. W wielu przypadkach ich partie były kluczowym elementem aranżacji, które przeszły do historii muzyki.
ZANIM ZACZNIEMY PRZEGLĄD…
Będziemy używać w opisie płyt zwrotu „wolumin” w postaci skrótu angielskiego Vol., który na przestrzeni dekad przyległ do serii, stając się jedną z charakterystycznych cech. Pamiętajmy, że opisy są najczęściej krótkimi refleksjami, związanymi z danym albumem, ponieważ w miarę wyczerpujące opisy zajęłyby łącznie około 200 stron. Dodatkowo w przypadku kilku pozycji pokusiliśmy się o dodanie znaczka, który ma jeszcze bardziej zachęcić do odsłuchania materiału. Dotyczy to oczywiście naszego perkusyjnego podwórka. Dla uspokojenia dodamy raz jeszcze, że w naszym postrzeganiu perkusji najważniejszy jest kontekst i to, jak odnajduje się w całości. Mimo to wyłamiemy się od kilku legendarnych tytułów i wskażemy czasami te mniej znane.
Nie będziemy tu mówić, kto jest lepszy, a kto gorszy. Niektóre nazwiska powtarzają się częściej, inne mniej, a inne występują tylko raz. To nie ma aż tak dużego znaczenia. Skupimy się na tym, by przedstawić choćby w kilku zdaniach każdą płytę i to, co się na nich dzieje w kwestii gry na bębnach. Nie zawsze da się powiedzieć wiele, a czasami też referat byłby za krótki. Mimo to poznajmy wszystkich bohaterów, którzy współtworzą historię polskiej muzyki.
Vol. 0 Andrzej Kurylewicz Quintet – Go Right (1963)
Bębny: Andrzej Dąbrowski
Zaczniemy dość nietypowo, w zasadzie jest to płyta, która powstała przed oficjalnym wydaniem serii Polish Jazz, ale Polskie Nagrania przyznały jej status płyty „zero”. A dlaczego? Jest to pierwsza polska długogrającą płyta jazzowa. Przed tym wydawnictwem formacje jazzowe mogły się załapać jedynie na single lub różne niestandardowe mniejsze formaty (typu 10”).
W zaprezentowanych autorskich kompozycjach na perkusji gra 25 letni wilnianin Andrzej Dąbrowski. Jakże wspaniale słychać tu jego wielki talent! Bierzemy oczywiście poprawkę na czas powstania tego materiału, okoliczności, sytuację w kraju, dostęp do światowej muzyki itd. Mimo to mamy partie, które wspaniale unoszą poszczególne utwory, imponują lekkością i swobodą. Nieco schowane w tle bębny z wysuniętym rewelacyjnie brzmiącym talerzem ride.
Pan Andrzej Dąbrowski opowiadał kiedyś (Perkusista 5/16) na naszych łamach: „Jako perkusista byłem oczywiście szkolony do orkiestry symfonicznej w sposób klasyczny. Przechodziłem przez te wszystkie etapy i instrumenty łącznie z ksylofonem, wibrafonem. Nawet do tego doszło, że uczyłem się na ksylofonie czterorzędowym i grałem koncerty na nim, a akompaniował mi Andrzej Kurylewicz na fortepianie. Grałem „Czardasza” Montiego. Równocześnie były to początki grania jazzu (…) Był 56 rok, graliśmy na przerwach w liceum, ja tam bębniłem na krzesłach. A skład był dobry: Namysłowski, Byrczek, Andrzej Piela – puzonista świetny, Roman Dyląg, no i Wojtek Karolak (…) W roku 58 graliśmy jamy na Zaduszkach i w klubie plastyków na Łobzowskiej. W trakcie jednego z jamów Andrzej Kurylewicz zaproponował mi współpracę. W jego trio mój rozwój jazzowy następował dość szybko. W końcu tego roku można już powiedzieć, że zacząłem grać profesjonalnie.” Tę płytę po prostu należy znać!
Vol. 1 Warszawscy Stompersi – New Orleans Stompers (1965)
Bębny: Mieczysław Wadecki i Marian Ząbek
Pierwszy oficjalny album w serii Polish Jazz. Jest to zbiór nagrań z przestrzeni 5 lat. Klimaty dixieland – New Orlean. Ragtime definiują rolę i sposób gry perkusistów. Gra Mieczysława Wadeckiego (od 3 utworu) jest bardziej czytelna i bogatsza, ale ma tu też wpływ różnica w jakości nagrań. Są to w pełni autorskie kompozycje w stylistyce, która cieszyła się w kraju dużą sympatią i będzie pojawiać się niejednokrotnie, nawet w czasach, gdzie wydawać się będzie, że takie granie już mało kogo ekscytuje. Bębny w tradycyjnym jazzie za podstawę mają trzymanie time’u i nie wychylanie się, również w kwestii brzmienia w stosunku do reszty muzyków.
Vol. 2 Andrzej Kurylewicz i Big Band Polskiego Radia – Polish Radio Big Band (1965)
Bębny: Szymon Walter
Zespołom big bandowym nie było łatwo w Polsce, dlatego materiał muzyczny, który oczywiście ma swoją wartość historyczną, jest nieco zachowawczy i brakuje mu tej big bandowej bezczelności i przestrzeni. Niezależnie od tego – albumu słucha się bardzo przyjemnie. Szymon Walter rozkręca się mocniej w utworze Byk, grając krótkie kontekstowe solo. Poza tym na całej płycie jest dość wycofany i nie robi większego „wiatru”. Jeszcze raz – pamiętajmy o okolicznościach i czasach.
Vol. 3 Polish Jazz Quartet – Polish Jazz Quartet (1965)
Bębny: Andrzej Dąbrowski
Pan Andrzej mówił kiedyś w pewnym programie telewizyjnym, że ma najlepiej swingującą rękę w Polsce. Ciężko to ocenić, ale z pewnością trzeba przyznać, że zna się na rzeczy. Weźmy chociażby pędzący utwór Złośnica, okraszony mocną perkusyjną solóweczką. Kompozycje Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego i Wojciecha Karolaka, czyli obecnie legendarne i zasłużone nazwiska. Zawartość możemy już określić mianem nowoczesnego jazzu, a tego typu wydawnictwa były wielką szansą na kontakt z taką muzyką, która po prostu zachęcała do samodzielnego myślenia.
Andrzej Dąbrowski, jeden z pionierów polskiej perkusji w muzyce rozrywkowej.
Vol. 4 The Andrzej Trzaskowski Quintet – The Andrzej Trzaskowski Quintet (1965)
Bębny: Adam Jędrzejowski
Dość niepozorny początek to cisza przed burzą, jaka następuje w utworze Synopsis. Tam też znajduje się perkusyjne solo, może nie najwyższych lotów, bardzo rwane i w miarę oczywiste, ale jednocześnie odważne i bardzo pewne, pełne ambicji. Album jest konsekwentną przeplatanką kompozycji spokojnych z dynamicznymi. Na sam koniec w Wariacje na temat Chmiela mamy perkusyjne open solo, również bez jakichś wysublimowanych partii, ale pełne złości i emocji.
Vol. 5 Komeda Quintet – Astigmatic (1965)
Bębny: Rune Carlsson
Zdaniem ekspertów i fanów jest to jedna z najważniejszych płyt polskiej szkoły jazzowej. Dlaczego nie pojawia się w naszych podsumowaniach i zestawieniach? Dlatego, że za bębnami gościmy tym razem nie polskiego, a szwedzkiego bębniarza. Charakteryzuje go duża lekkość w grze, płynie przez kompozycje, bez problemu odnajduje się w danej sytuacji. W utworze tytułowym mamy pokaz jego umiejętności solowych. Mimo lepszego kontaktu ze sprzętem i nagraniami zachodnimi nie czuć jakiejś przepaści między nim a ówczesnymi polskimi bębniarzami. A sama muzyka? O tej płycie powstały całe referaty...
Vol. 6 Zbigniew Namysłowski Quartet – Zbigniew Namysłowski Quartet (1966)
Bębny: Czesław Bartkowski
Fantastyczne u Zbigniewa Namysłowskiego jest to, jak bardzo stara się podkreślić polskość w swojej muzyce, nie tylko poprzez kreowanie własnych pejzaży, ale korzystanie z muzyki ludowej. Jak wspomina ten czas pan Czesław?
„W 1963 Zbigniew Namysłowski utworzył kwartet specjalnie na Jazz Jamboree – w składzie Zbigniew Namysłowski, Włodek Gulgowski, Tadeusz Wójcik i ja. Występ na Jazz Jamboree był naszym wielkim sukcesem, po nim dostaliśmy wiele ofert, propozycji wyjazdów na największe festiwale jazzowe w Europie: Frankfurt, Berlin, Comblain-la-Tour. No i sławetny wyjazd do Londynu, gdzie dla wytwórni Decca nagraliśmy „Lolę”. Był rok 1964. Niebywały wyczyn dla muzyków z tej strony żelaznej kurtyny. I świetna płyta – do dziś doceniana, chociaż, o ile wiem, w Polsce uchowały się zaledwie 2 albo 3 winyle.
Z końcem 1964 r. z zespołu odeszli Włodek Gulgowski i Tadzio Wójcik, a przyszli Adam Matyszkowicz (później zmienił nazwisko na Makowicz) i Janusz Kozłowski. Nowi ludzie – nowa energia – nowe idee. Zbyszek cały czas coś pisał, szukał nowych form. I tak zamiast wcześniejszej piątawki, która w naszym wykonaniu była całkiem inna niż klasyczne „Take Five” Dave’a Brubecka, bo niosła zapowiedź grania funkowego, Zbyszek rozwinął metrum do 7/4. Kiedy w styczniu 1966 nagrywaliśmy nową płytę „Zbigniew Namysłowski Quartet”, otworzyła ją właśnie „Siódmawka”, oczywiście oparta na skali góralskiej, z której Zbyszek czerpie natchnienie do dziś. Na tej płycie ponownie nagraliśmy jeden utwór z „Loli” – „Rozpacz”. Wystarczy porównać te dwa wykonania, żeby dostrzec, w którą stronę poszliśmy, jak śmiało wyzwoliła się nasza energia w nowym składzie.”
Vol. 7 The Ragtime Jazz Band – The Ragtime Jazz Band (1966)
Bębny: Jerzy Dunin-Kozicki
Bardzo żywe i energiczne granie jak na ragtime przystało. Bębny proste i oszczędne, partie grane w kontekście, bardzo często przy wykorzystaniu obręczy, których klikające brzmienie tożsame jest ze stepowaniem. Sporadyczne pojawiają się miejsca wolności, jak np. w Kaloszu. No właśnie, cała płyta przepełniona jest humorem i pozytywną energią, co widać już chociażby po samych tytułach kolejnych kompozycji. Jakościowo dobrze zrealizowana płyta, przez co możemy się cieszyć muzyką na prawdziwie światowym poziomie.
Vol. 8 Jazz Band Ball – Jazz Band Ball (1966)
Bębny: Jacek Brzycki
Znów tradycyjny jazz w klimacie swing, dixieland, grany przez krakowską zasłużoną ekipę. Za bębnami świetny perkusista Jacek Brzycki, który… nie stronił od grania z papierosem w ustach. Brak tu typowych perkusyjnych solowych popisów, ale nie ma absolutnie żadnej potrzeby, by takowe się pojawiły. Wszystko jest spójne w treści i formie, więc takie ego-wstawki mogłyby zaburzyć całą harmonię akurat tej płyty, gdzie układ utworów jest bardzo smacznie ułożony.
Vol. 9 Janusz Zabiegliński and His Swingtet – Janusz Zabiegliński and His Swingtet (1967)
Bębny: Tadeusz Fedorowski
Wibrafon: Józef Gawrych
Uwaga, perkusista obowiązkowy! Swingowe granie w bardzo kulturalnym wydaniu. Świetna kontrola dynamiki, w sposób wzorcowy doskonale trzymane tempo. Jest to świetny album do nauki. Tadeusz Fedorowski to pochodzący ze Śląska, przez lata związany z warszawską sceną, pionier polskiego powojennego jazzu. Rozpoczął swoją karierę w 1951 roku i przez lata stanowił wielką siłę w polskim jazzie. Jest on jednak bębniarzem tradycyjnym, którego nie każdy kojarzy ze względu na znacznie mniejsze epatowanie perkusyjną pirotechniką. Polecamy posłuchać Powrót z Antylopą, gdzie jest wspaniałe solo miotłami, co za ogień!
Vol. 10 Różni wykonawcy – Laureaci Festiwalu Jazz Nad Odrą (1967)
Bębny: Bohdan Jopyk, Janusz Trzciński, Janusz Nalaskowski, Sergiusz Perkowski, Zygmunt Adamek
Jak sama nazwa wskazuje, mamy tu do czynienia ze składanką z legendarnego festiwalu, którego popularność sięgała daleko poza granice Polski – wspominała nam o nim sama szefowa firmy Zildjian, pani Craigie Zildjian. Nagrania z koncertu z oczywistymi wstawkami popisów perkusistów, jak przystało na festiwalowe prezentacje (szczególnie rozpędził się Janusz Trzciński w kompozycji Forum).
Vol. 11 The Andrzej Trzaskowski Sextet feat. Ted Curson – Seant (1967)
Bębny: Adam Jędrzejowski
Free jazz, awangarda, bardzo otwarta forma, po prostu mocny album. W odróżnieniu od wcześniejszych wydawnictw mamy tu bardzo dużo wahań nastrojów, niepokoju, wszystko to przez otwartą formę. Adam Jędrzejowski musi tu wykazywać dużą czujność i operować w różnych warunkach – zmiana tempa, metrum sporo przeskoków i wahań. Tak też wygląda jego wstawka solowa w ostatnim utworze.
Tak na marginesie warto wspomnieć fragment komentarza do płyty, który świetnie obrazuje postrzeganie muzyki w tym czasie: „Problem naczelny można tu sformułować mniej więcej tak: jaki jest stosunek w każdym utworze partii ściśle komponowanych do partii czysto improwizowanych – innymi słowy, jaki jest stosunek kompozytorskiej dyscypliny do jazzowego żywiołu lub jeszcze inaczej nawiązując do pewnych analogii z nową muzyką – jaka w tym wszystkim jest rola pierwiastka aleatorycznego.” Tak pisał uznany muzykolog Bohdan Pociej.
Vol. 12 Hagaw – Do You Love Hagaw? (1967)
Bębny: Krzysztof Adamek
Powrót do tradycyjnego jazzu w klimatach dixieland. Mamy tu więc sporo pozytywnego grania i poczucia humoru, co doskonale widać już po samych tytułach większości kompozycji. Warstwa rytmiczna wygląda tu interesująco nie tyle ze względu na samą treść, co formę, a dokładniej wykorzystane brzmienia (np. sporo tarki), które stanowią szkielet utworów. Bardzo przemyślana zabawa muzyczna.
Vol. 13 NOVI – Bossa Nova (1967)
Bębny: Jerzy Bartz
Świeży powiew w serii, ponieważ mamy do czynienia z grupą wokalną. Bębny pełnią tu wybitnie rolę fundamentu rytmicznego. Zespołowi towarzyszy niesamowicie zasłużony perkusista Jerzy Bartz, który jest autorem wielu podręczników do gry. Warto więc przytoczyć słowa pana Jerzego w kwestii edukacji: „Teraz żyjemy w bardziej multimedialnych czasach. Ich zaletą, ale i przekleństwem jest, że są też nowsze metody nauczania, nie zawsze weryfikowane i rzetelne. Na szczęście wiedzą dzielą się w tych nowych mediach także uznani muzycy i w nich trzeba celować jako nauczycieli.” Cały wywiad dostępny na stronie Perkusisty.
Vol. 14 Andrzej Kurylewicz Quintet – Ten+Eight (1968)
Bębny: Sergiusz Perkowski
Ponownie ekipa muzyków Andrzeja Kurylewicza. Tym razem dużo swobody i improwizacji, przez co materiał skierowany jest raczej do koneserów. W przypadku free jazzu perkusja wychodzi znacznie dalej, zatracając rolę typowego rytmicznego „policjanta”. Sprawność instrumentalisty daje szansę, by troszkę pohasać i tak dzieje się tutaj (w dwóch kompozycjach). Druga strona płyty, czyli dwa ostatnie utwory, to obecność wokalistki Wandy Warskiej. Mimo to kwintet nie ma zamiaru wchodzić w jakiekolwiek ramy.
Vol. 15 The Włodzimierz Nahorny Trio – Heart (1968)
Bębny: Sergiusz Perkowski
Kompozytor i krytyk Adam Sławiński tak opowiada o płycie, idealnie opisując jej zawartość: „Nahorny uległ tu pokusie znanej chyba wszystkim artystom: pokusie jednorazowej, natychmiastowej i doskonałej kreacji. Przyniósł do studia tematy całkiem nowe („Jak dla kogo”, „List pedanta” i obydwa utwory fortepianowe), nieznane jeszcze partnerom i postanowił je nagrać bez próby, za pierwszym razem. Chodziło o silniejsze pobudzenie wyobraźni grających, o efekt świeżości, o pewnego rodzaju grę, hazard, test muzykalności.” Naszym zdaniem test wypadł bardzo dobrze.
Vol. 16 Old Timers with Sandy Brown – Old Timers with Sandy Brown (1969)
Bębny: Jerzy Dunin-Kozicki
Po dwóch albumach z improwizowanym graniem, mamy tu powrót do klasycznego jazzu i „stabilnych” utworów. Rola perkusisty skupia się na prostym trzymaniu kursu, dużej wytrwałości i tym samym dobrym wyczuciu time’u. Mimo wszystko w utworze Białe i czarne mamy bardzo sympatyczne „Krupowe” solo na bębnach. Gościnnie Sandy Brown pojawia się w drugiej, bardzo bluesowej kompozycji, która jest jednocześnie jedyną na płycie okraszoną wokalem.
Vol. 17 Jerzy Milian Trio – Baazaar (1969)
Bębny: Grzegorz Gierłowski
Wibrafon i marimba: Jerzy Milian
Tytuł płyty idealnie oddaje jej zawartość. To prawdziwa mieszanka instrumentalno-wokalna w kameralnej odsłonie, pełna swobody, polegająca na czuciu wszystkich muzyków. Lider trio jest wibrafonistą, więc płyta ma bardzo perkusyjny charakter, tym bardziej, że Grzegorz Gierłowski jest tu bardzo czytelny i mocno zapracowany. Mimo, że zdarza mu się czasami pójść lekkim „bokiem”, dodaje to charakteru organicznie brzmiącym bębnom. Wydaje nam się jednak, że „cichą wygraną” tego albumu jest wokalistka Ewa Wanat.
Vol. 18 High Society – High Society (1969)
Bębny: Krzysztof Rzucidło
Kolejna przygoda z klimatami dixieland, ale tym razem w nieco agresywniejszej odsłonie, o ile w ogóle można użyć takiego zwrotu w stosunku do tej muzyki. Już w pierwszym utworze Krzysztof Rzucidło nomen omen rzuca się na bębny ze sprytnym dynamicznym, krótkim solo, idealnie dopasowanym pod każdym względem do całości (wspaniałe brzmienie bębnów w popularnym obecnie klimacie vintage’owym). Patrząc na cały album praca bębnów jest tu niezwykle ciekawa z racji próby zachowania dużej dystynktywności poszczególnych kompozycji, co w takiej formie stylistycznej nie jest łatwe.
Vol. 19 Jazz Studio Orchestra of The Polish Radio – Jazz Studio Orchestra of The Polish Radio (1969)
Bębny: Janusz Stefański
Bongosy i Cabasa: Józef Gawrych
Conga i tamburyn: Jerzy Bartz
Pierwsza odsłona z legendarnym panem Januszem za bębnami i to jaka odsłona! Jest to dość perkusyjna płyta, ponieważ mamy tu jeszcze lekko nieśmiałe, ale świetnie przemyślane wykorzystanie perkusjonaliów przez Józefa Gawrycha i Jerzego Bartza (np. rewelacyjna Ballada scenograficzna). Poza tym rozmach gry, wręcz brawura Janusza Stefańskiego robi wielkie wrażenie. Pościgi, wbijane akcenty, gęsta zawiesina rytmiczna, słuchając wręcz czuje się ruch powietrza. Z drugiej strony, gdy trzeba przystopować, nie ma z tym absolutnie żadnego problemu.
Wspaniały artysta perkusista, autor podręczników – Jerzy Bartz (płyty vol. 13, 19, 66) (Fot. Wojtek Andrzejewski)
Vol. 20 Różni wykonawcy – Jazz Jamboree '69 – New Faces in Polish Jazz (1969)
Bębny: Janusz Trzciński, Andrzej Dąbrowski, Janusz Stefański
Druga płyta składankowa w serii. Tym razem zaglądamy na Jazz Jamboree, gdzie nowe twarze polskiego jazzu wspierają się wybitnymi bębniarzami, mimo, że nie wszystkie kompozycje są z udziałem perkusistów. Z racji formy jest to płyta o szerokim rozstrzale stylistycznym. Mimo to dominuje tu spokojny nastrój i dużo fortepianowego grania. Dobry przegląd tego, co tworzyli polscy muzycy pod koniec bogatych muzycznie lat 60.
Vol. 21 Krzysztof Sadowski – Krzysztof Sadowski And His Hammond Organ (1970)
Bębny: Andrzej Dąbrowski i Janusz Stefański
Czuć już lata 70, oj, czuć. Hammondy dają o sobie znać, tworząc niesamowity klimat, jakiego jeszcze w serii Polish Jazz nie było, a to świadczy o rozwoju i poszukiwaniach, a co najważniejsze o tak potrzebnej otwartości, ponieważ mamy tu solidną dawkę… Beatlesów. Na drugiej stronie albumu Krzysztofowi Sadowskiemu towarzyszy znakomita orkiestra Studio Jazzowe Polskiego Radia pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego, tam też gra Janusz Stefański. Bardzo przyjemny album tzw. towarzyszący.
Vol. 22 Tomasz Stańko Quintet – Music for K (1970)
Bębny: Janusz Stefański
O tej płycie powiedziano już bardzo dużo. Nic dziwnego. Pierwszy album Tomasza Stańki w roli lidera i od razu jest bezkompromisowo, wręcz bezczelnie w pozytywnym rozumieniu tego słowa. Nowoczesne granie free jazzowe, gdzie zespół brzmi niesamowicie spójnie pod każdym względem, nie jest czymś oczywistym. Z pewnością nie jest to płyta łatwa w odbiorze i skierowana głównie do fanów w pełni otwartych form, chociaż Tomasz Stańko stara się w każdej kompozycji zostawiać jakąś drobną wskazówkę dla słuchacza. I tu przechodzimy do pracy perkusji i umiejętności najpierw odnalezienia, a później wykorzystania powstałej przestrzeni naszpikowanej punktami zaczepnymi. To właśnie, jak Janusz Stefański sobie z tym radzi, czyni z niego perkusistę wybitnego.
Kwintet Tomasza Stańki z Januszem Stefańskim na perkusji. Zdjęcie Henryka Kotowskiego z reedycji płyty Tomasz Stańko Quintet – Music for K, vol. 22.
Vol. 23 Old Metropolitan Band – Time Machine (1971)
Bębny: Zdzisław Gogulski
Kolejny powrót w stronę tradycyjnego grania w stylu dixieland. Wszystko tu jest wpisane w konwencję, łącznie z solową wstawką perkusyjną. Różnica w stosunku do wcześniejszych albumów w tym stylu polega głównie na tym, że oprócz kompozycji instrumentalnych mamy tu też polskojęzyczne piosenki. Są to lekkie, proste utwory z bardzo pozytywnym, sympatycznym przekazem. Nic dziwnego, że formacja cieszyła się spora popularnością wśród publiczności.
Vol. 24 Michał Urbaniak’s Group – Live Recording (1971)
Bębny: Czesław Bartkowski
Na scenę wkracza jeden z najwybitniejszych polskich perkusistów. Długoletni prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego Tomasz Tłuczkiewicz tak opisuje album: „Wiele jest na tej płycie rzeczy „pierwszych”: skrzypce Urbaniaka, elektryczna klawiatura Makowicza czy free-flow bez kreski taktowej Bartkowskiego, co sprawia, że postrzega się ją jako nowe otwarcie, zapowiedź fazy fusion w twórczości Urbaniaka.” Faktycznie sporo tu elementów, które wskazują na muzykę fusion, czyli wielką rewolucyjną falę, która obrodziła masą genialnych płyt. Warto dodać, że Czesław Bartkowski na tym albumie jest w absolutnym ogniu! Taki stan będzie mu towarzyszyć przez lata 70.
Vol. 25 Mieczysław Kosz – Reminiscence (1972)
Bębny: Janusz Stefański
Artysta, którego mogła poznać szersza publiczność dzięki filmowi Macieja Pieprzycy „Ikar: Legenda Mietka Kosza”. Pianista ma tu za plecami prawdziwego mistrza, który rewelacyjnie wpisuje się w założenia, jakimi kierował się Mieczysław Kosz. Tę elastyczność i różnorodność słychać już w pierwszym utworze, parafrazie kompozycji Aleksandra Borodina. Nie znajdziemy bębnów we wszystkich utworach, ale tam, gdzie się pojawiają, to w sposób taki, jaki Janusz Stefański nas przyzwyczaił – inteligentny.
Vol. 26 Paradox – Drifting Feather (1971)
Bębny: brak
Stało się! Na 26 albumie serii Polish Jazz nie uświadczymy perkusji. Gitara klasyczna, dęciaki, wiolonczela i kontrabas. Muzyka opisywana jako jazz progresywny, awangarda, zagrana bardzo spójnie i rytmicznie, szczerze mówiąc brak perkusji nie jest tu jakoś mocno odczuwalny. Jest puls, jest rytm, jest dynamika.
Vol. 27 Mieczysław Mazur – Rag Swing Time (1971)
Bębny: Tadeusz Fedorowski
Skupiamy się teraz na fortepianie i gramy klimaty ragtime’owe. Czasami pojawia się perkusja i robi to w sposób wyśmienity dla gatunku. Tadeusz Fedorowski kolejny raz wykonuje swoją pracę doskonale i daje sygnał, że jest ikoną perkusji w tradycyjnym jazzie. Wie, kto jest liderem i kto prowadzi muzykę. Praca miotełkami i świetna kontrola dynamiki to znaki rozpoznawcze gry perkusisty na tym albumie.
Vol. 28 Stodoła Big Band – Let’s Swing Again (1971)
Bębny: Wojciech Kowalewski
Ciekawe, że tyle czasu minęło (Vol. 2), by mieć znowu do czynienia z big bandem z prawdziwego zdarzenia. Spójrzmy jednak szerzej. Komuna i „kapitalistyczny wymysł”, jakim jest zespół big bandowy, którego utrzymanie jest niezwykle kosztowne – to nie miało szans. Mimo wszystko udało się zebrać wyśmienitą grupę muzyków i nagrać płytę, która od razu weszła w skład serii. Mamy tu raptem dwa standardy i kompletnie autorski materiał. Wojciech Kowalewski gra tu tak, jak praca w big bandzie wymaga, co zresztą zasłużenie przylgnęło do niego na kolejne lata.
Vol. 29 Old Timers, Sami Swoi, Old Metropolitan Band, High Society – Tribute To Armstrong (1972)
Bębny: Tadeusz Fedorowski, Zbigniew Lewandowski, Zdzisław Gogulski, Ryszard Seredyński
Tytuł płyty mówi chyba wszystko. Do tego mamy listę wykonawców, którzy pokusili się o swoje interpretacje. W serii debiutuje m.in. Zbigniew Lewandowski, który w późniejszych latach stał się wielką inspiracją dla ogromnej rzeszy bębniarzy. Mamy tu kompozycje – nazwijmy to – wokół Armstrongowe, w swobodnych interpretacjach poszczególnych wykonawców. Każda z formacji gra po 3 utwory i wiadomo, że trąbka (ogólnie dęciaki) jest tutaj „mistrzem ceremonii”, ale ocenę pozostawmy fachowcom z tej dziedziny.
Vol. 30 Old Timers – Hold The Line (1972)
Bębny: Tadeusz Fedorowski
Już w pierwszym utworze perkusja idzie bezceremonialnie do przodu, doskonale rozbujana przez tego wybitnego, niestety, nieżyjącego już perkusistę. Tadeusz Fedorowski na tym albumie pokazuje wspaniałe wyczucie w kwestii, kiedy i co grać, w którym miejscu zrobić pauzę, rewelacyjny zmysł. Jeżeli chcemy poznać muzykę Old Timers możemy obejrzeć filmy „Vabank” lub „Seksmisja”, bo właśnie do tych fantastycznych klasyków polskiego kina formacja nagrywała muzykę i to w sporej ilości.
Vol. 31 Marianna Wróblewska – Sound of Marianna Wróblewska (1972)
Bębny: Kazimierz Jonkisz
Perkusjonalia: Józef Gawrych
7 lat po premierze pierwszej płyty w serii Polish Jazz i wydaniu 30 tytułów mamy album sygnowany przez kobietę. Owszem, słyszeliśmy już głos Ewy Wanat (np. Vol. 13 i Vol. 17), Wandy Warskiej (Vol. 14) czy Urszuli Dudziak (Vol. 20), ale tym razem mamy sygnowany album przez wokalistę. Dość miłym zaskoczeniem jest tzw. słowiański-angielski, który oczywiście wyczuwalny nie kłuje mocno w uszy. Piękną grą miotłami wita się z nami mistrz Kazimierz Jonkisz. Pierwsze 5 utworów to standardy z repertuaru Billie Holiday, drugie 5 to polskie kompozycje – nazwijmy je jazz popowymi.
Vol. 32 Sami Swoi – Circus (1972)
Bębny: Zbigniew Lewandowski
Wibrafon: Julian Kurzawa
Bardzo ciekawy album oparty na jazzie tradycyjnym, gdzie charakter muzyki kieruje się w stronę cyrkowej maniery w mniejszym lub większym stopniu. Dzięki temu wplatane są klimaty big bandowe czy też wręcz bluesowe. Płyta tak przepełniona pozytywnym przekazem, że nawet ostatnią kompozycję o nazwie Pogrzeb Drummera (ha!) ciężko traktować w pełni poważnie. Oczywiście Zbigniew Lewandowski jest tam jak najbardziej żywy i nokautuje na koniec charakterystycznym dla siebie dynamitem w grze. Po w miarę spokojnej obecności na całym albumie wkracza „Levandek” i zamyka drzwi.
Vol. 33 Zbigniew Namysłowski – Winobranie (1973)
Bębny: Kazimierz Jonkisz
Perkusjonalia: Stanisław Cieślak
Album będący lekturą obowiązkową. Arcybogata płyta, bardzo odważna i pełna zapożyczeń z innych stylistyk, co autor robił zawsze w sposób fenomenalny. Pełna niesamowitych partii genialnego Kazimierza Jonkisza, który kiedyś opowiadał nam tak: „Szczerze mówiąc „Winobranie” nie było free jazzem. „Winobranie” jest w zasadzie nasączone nieprawdopodobnym rytmem i to najczęściej nieparzystym. To było dla mnie bardzo duże wyzwanie, bo do tego czasu nie miałem do czynienia z rytmami takimi, jak 7/4 czy 11/4. Były tam też rytmy bułgarskie, bałkańskie, było to wyjątkowe wyzwanie. „Winobranie” to jest wielka szkoła grania, chociaż nie do końca jazzowego, takiego, jakie sobie zawsze wyobrażałem, który gram w tej chwili. Cieszę się z tego, że już nie muszę grać takich łamańców, bo niestety nie mogę pokazać siebie samego w tym wszystkim.
„Winobranie” jest cudowną płytą, ale tam trzeba było się trzymać cały czas pewnych ram, żeby się po prostu nie wywalić. To było bardzo trudne dla człowieka, który przyjechał z Katowic z Akademii Muzycznej i który specjalnie nie miał dużego doświadczenia. Pamiętam, że Zbyszek mnie uczył osobiście, w dwójkę ćwiczyliśmy rytmy do „Winobrania”, żeby złapać sam puls tego albumu. Jeżeli o mnie chodzi, to nie była łatwa płyta, bo ja byłem jeszcze wtedy zbyt młody, ale z tego, co widzę, znalazła się ona na drugim miejscu w historii polskiego jazzu. Uważam, że to jest naprawdę bardzo wysoka pozycja i cieszę się, że mogłem brać w niej udział. Strasznie przeżywałem tę płytę, ponieważ była moją pierwszą w życiu prawdziwie jazzową.” (więcej wspomnień o tej płycie w Perkusista 7/18, a także na naszej stronie www)
Vol. 34 Jazz Carriers – Carry On! (1973)
Bębny: Zbigniew Kitliński
Perkusjonalia: Józef Gawrych
Nie minęło jeszcze 10 lat od pierwszych albumów w serii, a na tym przykładzie widzimy, jak mocno rozwinęła się swoboda gry w kraju, który nie miał ułatwionego dostępu do twórczości mistrzów gatunku. Dotyczy to też produkcji. Odważne łączenie różnych stylistyk podkreśla pewność działania i wyobraźnię autorów. Album rozpoczyna się bardzo perkusyjnie od perkusjonaliów Józefa Gawrycha. Podkreślić też trzeba rewelacyjne brzmienie bębnów Zbigniewa Kitlińskiego (realizator Antoni Karużas), który świetnie operuje w tej mieszance. Posłuchajmy kompozycji Carriers’ Blues, Frytki lub Supplement, tam mamy szansę podsłuchać zestawowy „vintage sound”, szczególnie w tym ostatnim nagraniu jest dużo świetnego sekcyjnego grania.
Vol. 35 Adam Makowicz – Unit (1973)
Bębny i perkusjonalia: Czesław Bartkowski
Odgłos flexatonu ma przyjemną konotację ze starymi filmami młodzieżowymi. Tak właśnie zaczyna album Czesław Bartkowski. To kolejna płyta, na której warto zwrócić uwagę na brzmienie perkusji. W odróżnieniu od poprzednika bębny pana Czesława brzmią znacznie cieplej i miękko, co – rzecz jasna – także w pełni wpisuje się w stylistykę „vintage” i świadczy o szerokości tego terminu. Posłuchajmy War Song, tam po prostu mamy wszystko – brzmienie i powalającą grę perkusisty. Sacred Song czy też niesamowite Seven To Five i Suggestion – tak się tworzy legendę bębnów. Płyta nie doczekała się może wielkiego rozgłosu, a szkoda, bo akurat pod kątem perkusyjnym to prawdziwa perła! Muzyka obracająca się w klimatach fusion, jazz funk ma wyjątkową lekkość i swoistą kameralność mimo konkretnej formy.
Vol. 36 Michał Urbaniak Constellation – In Concert (1973)
Bębny: Czesław Bartkowski
Jest gęsto. Na dobre wkroczyła era fusion i świetnie, że zachwycił się nią Michał Urbaniak. Trzeba jasno sobie powiedzieć, że jest to album pani Urszuli Dudziak i jej męża. Oni tu rządzą, mimo, że Czesław Bartkowski wyprawia w tle prawdziwe cuda! Kolejny raz oddane rewelacyjne brzmienie perkusji (koncert w warszawskiej Filharmonii, realizacja Wojciech Piętowski), co słychać w solo pod koniec pierwszego utworu Bengal. Duża ilość instrumentów perkusyjnych, wykorzystanych ze smakiem, dodaje kolorytu całości. No i ten Bartkowski… Czy ktoś go wreszcie powstrzyma?!
Vol. 37 All Stars After Hours – Night Jam Session in Warsaw 1973 (1973)
Bębny: Czesław Bartkowski i Andrzej Dąbrowski
Pół żartem pół serio można powiedzieć, że jest to płyta z kategorii – łatwiej powiedzieć kogo nie ma niż kto jest. Czesław Bartkowski trzeci raz z rzędu. Nagranie nastąpiło po północy w warszawskiej Sali Kongresowej po koncercie w ramach Jazz Jamboree. Adnotacja na płycie opisuje atmosferę: „Skonsternowana część publiczności zastygła w miejscach... Obsługa sali, uprzedzona o mającym nastąpić dalszym ciągu, nie interweniowała i na sali wyczuwało się atmosferę oczekiwania i napięcia. Andrzej Karpiński z Polskich Nagrań, główny inicjator całego przedsięwzięcia, prowadził nerwowe rozmowy z „Ptaszynem” Wróblewskim, namawiając go do pokierowania sesją nagraniową, która – zorganizowana na zasadach jam session – utrwaliłaby muzykę czołowych polskich jazzmanów w nagraniu spontanicznym i unikalnym w historii polskiego jazzu.” Czuć jednak, że wszyscy grają bardzo bezpiecznie i trzymają się sprawdzonych rozwiązań, no, ale takie bywają pofestiwalowe noce.
Vol. 38 Jazz Band Ball Orchestra – Home (1974)
Bębny: Zdzisław Gogulski
Pan Zdzisław dał już nam się poznać w serii Polish Jazz z ekipą Old Metropolitan, natomiast sama orkiestra gościła w odcinku 8. Tym samym możemy się domyślać, że będziemy mieć do czynienia z tradycyjnym jazzem. Niby tak, ale… Jaka jest różnica Jazz Band Ball Orchestra po 8 latach od pierwszego wydawnictwa w serii? Bardzo duża. Znowu mamy bardzo pozytywny przekaz, pełen humoru, ale zespół sięga po klimaty bluesowe, a nawet góralskie, poza tym jest odważniej, pewniej, czuć nabrane przez lata doświadczenie. Kolejna rzecz to więcej drobnych wstawek instrumentalnych, dzięki czemu możemy usłyszeć fajne werble w wykonaniu pana Zdzisława.
Vol. 39 Tomasz Stańko, Tomasz Szukalski, Edvard Vesala, Peter Warren – TWET (1974)
Bębny: Edvard Vesala
Kolejny raz gościmy perkusistę zagranicznego i kolejny raz skandynawskiego, tym razem jest to muzyk fiński. Wchodzimy na terytorium, gdzie musimy się mocno skupić nad dźwiękami płynącymi z głośników. Dla jednych absolutna swoboda i umiejętność natychmiastowego kreowania wypowiedzi, dla innych ciężki przekaz z ciągłym poszukiwaniem. Odbiór jest rzeczą indywidualną, gdzie nie ma sytuacji lepszy-gorszy. To wszystko nie zmienia faktu, że praca bębniarza w takich warunkach wymaga nuty szaleństwa i odwagi, odpowiedniego budowania napięcia i rozluźniania. Edvard Vesala zdaje się to wszystko posiadać.
Vol. 40 Jan „Ptaszyn” Wróblewski, Wojciech Karolak – Mainstream (1974)
Bębny: Czesław Bartkowski
Tym razem bębny są mniej szaleńcze, bardziej skupiają się na trzymaniu i prowadzeniu kompozycji. Nawet solo I Hear Music jest zdecydowanie spokojniejsze niż szaleństwa, jakie serwował nam perkusista kilka płyt wcześniej. Chociaż, kiedy pojawiają się momenty, by przyłożyć, nie ma przebacz. Jest to przede wszystkim wynik tego, że mamy do czynienia z pięcioma standardami i jednym utworem autorskim. Żeby było jasne, nie oznacza to, że mamy tu do czynienia z jakimś odgrywaniem, o nie. Cały czas czuć wielką pasję w grze i umiejętności oraz talent muzyków, których już wtedy można było nazwać weteranami polskiej sceny jazzowej.
CZĘŚĆ DRUGA PRZEGLĄDU 41-80
CZĘŚĆ TRZECIA PRZEGLĄDU od 81
Artykuł przygotowany przez zespół redakcyjny Magazynu Perkusista.
Serdecznie podziękowania dla Polskie Nagrania/Warner Music Poland za nieocenioną pomoc w realizacji materiału.