Anna Tkaczyk
Fakt, że jest kobietą dość drobnej postury, nie powinien nikogo zmylić, bo Anka ma konkretne uderzenie w werbel. Jest też doskonałym przykładem na to, jak wielka pasja gry na bębnach może stać się interesującym i emocjonującym stylem życia, mimo różnych, większych i mniejszych, przeciwności.
Pochodzi z Trójmiasta i zbieżność nazwisk z perkusistą Adamem Tkaczykiem nie jest przypadkowa, nie zmienia to faktu, że jest w pełni autonomiczną marką, z pewnością my tak właśnie Anię odbieramy. Ma mocne rockowe ciągoty, co w sumie jest elementem wyróżniającym, jak tak przyjrzymy się innym bębniącym koleżankom.Jej zaangażowanie w rozwój i poszerzanie wiedzy może zawstydzić niejedną osobę. Poszukuje, odkrywa, angażuje się i próbuje. Doceniono to w konkursie Hit Like A Girl, gdzie otrzymała specjalne wyróżnienie im. Joe Hibbsa, które wręczane jest najbardziej oddanym, zdeterminowanym i pracowitym uczestnikom. Beata Polak zaprosiła ją do grona perkusistek słynnej Rapsodii Śląskiej. Prowadzi z powodzeniem zajęcia w uznanej warszawskiej szkole perkusyjnej Drum Academy. Wydaje się, że jest gotowa do wielkiego skoku, przebiera nogami i czeka na okazję, by ją w pełni wykorzystać.
Twoje początki wydają się być dość oczywiste. Brat perkusista, tata legendarny basista…
Moim tatą jest Waldemar Tkaczyk basista Kombii, a bratem Adam Tkaczyk perkusista, również z Kombii. Moja fascynacja perkusją zaczęła się od tego, że mój brat spędzał wiele godzin w piwnicy przerobionej na salkę perkusyjną. Ciągle ten rytm był obecny i roznosił się po całym domu. Pewnego dnia stwierdziłam, że może ja też spróbuję pograć na bębnach i zobaczymy, jak to będzie. Nadarzyła się okazja, nikogo nie było w domu i uznałam, że to moje 5 minut. Chciałam sprawdzić, czym jest ta perkusja, tak naprawdę. Zeszłam do piwnicy, usiadłam za zestawem i zaczęłam grać. Naturalnie wtedy, ta moja gra to było zwykłe stukanie, bez ładu i składu, bo nie miałam o tym zielonego pojęcia. W tej chwili jednak poczułam przyciąganie do tego instrumentu i stwierdziłam, że to jest naprawdę fajna sprawa. Od tego momentu zaczęłam się zakradać co jakiś czas za bębny i próbować wygrywać rytmy.
Wstydziłaś się tego?
Wtedy tak. Robiłam to po kryjomu i pewnie też bałam się tego, że powiedzą mi, że to nie ma sensu i żebym dała sobie z tym spokój. Zazwyczaj, w muzycznych rodzinach, jest troszeczkę tak, że rodzice nie są zachwyceni takim pomysłem dziecka, że chce grać. Zaczynają tłumaczyć, że to nie takie proste i bardzo ciężko jest się przebić, więc nie ma co zawracać sobie głowy, lepiej iść w jakimś kierunku, gdzie będziesz mieć później stałą pracę i pensję. Uczulali, żeby nie traktować grania na poważnie, jako drogę życiową. Mając to z tyłu głowy, wolałam robić to po kryjomu, a zawsze słuchałam dużo muzyki, więc stwierdziłam, że może zacznę się uczyć sama, ze słuchu. Zauważyłam, że faktycznie zaczyna mi to jakoś wychodzić, więc już kompletnie mnie to wciągnęło.
Jak to zwykle bywa w życiu, wszystko zaczęło się jakoś kręcić i dostałam od kolegi propozycję gry w zespole, bo mu się przyznałam, że zaczynam grać na perkusji i powoli już to brzmi jak granie. Spotkaliśmy się na kilka prób, założyliśmy pierwszy zespół, a potem zaczęło pojawiać się coraz więcej projektów. Naturalnie, wtedy już musiałam się rodzinie przyznać.
Jak wyglądał ten swoisty coming out?
Oczywiście Adam się zorientował wcześniej, bo jak siadał za bębny, to widział, że zestaw był ruszany, perkusisty w tej sprawie nie oszukasz (śmiech). Na szczęście Adam podszedł do tego na zupełnym luzie i później wyglądało to tak, że już pełnoprawnie mogłam korzystać z jego perkusji. Nadszedł jednak dzień sądu, Adam miał się przeprowadzać do Warszawy, co oznaczało, że zaraz zabraknie w domu również perkusji. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co ja teraz pocznę… Zestaw perkusyjny nie należy do najtańszych rzeczy, a ja jako nastolatka nie miałam skąd tych pieniędzy wziąć. Adam stwierdził, że po prostu kupi mi pierwszy zestaw i tak się stało. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna, bo to jednak oznacza, że we mnie uwierzył i to moje granie ma sens. Sprezentował mi zestaw Tama Imperialstar, który mam do dzisiaj. Wtedy zaczęłam już grać oficjalnie, ale było mi mało i oglądając różnego rodzaju drum covery na YouTube, jakie publikowali inni perkusiści, pomyślałam, że może ja też spróbuję wrzucać do sieci własne filmiki. To oczywiście też wiąże się z pewnymi problemami, z którymi się trzeba uporać, przede wszystkim trzeba było zainwestować w sprzęt, karty dźwiękowe i tak dalej. Na całe szczęście zawsze mogłam się poradzić Adama, który w pewien sposób ułatwiał mi tę drogę, bo się po prostu na tym znał. Gdybym była w tym całkiem sama, totalnie nieobeznana, to byłoby o wiele trudniej. Adam polecił mi konkretne mikrofony, kartę dźwiękową i zaczęłam powolutku się w to wkręcać. Potem zauważyłam, że faktycznie jest to warte włożonego wysiłku, ponieważ widziałam, że wyświetlenia zaczęły iść w górę i przyszedł czas na Instagram, bo tam łatwiej jest dotrzeć do ludzi, niż na YouTubie. Z YouTubem jest taki problem, że trzeba się jednak nieźle na tym znać, żeby jakoś to funkcjonowało i wyświetlenia miały jakieś faktycznie znaczenie. Na Instagramie prościej jest dotrzeć do perkusyjnej społeczności, więc na to postawiłam. Cały czas badam temat Instagrama, bo tam też nie jest tak łatwo, jakby się mogło wydawać. Oglądałam ostatnio wywiad z Wojtkiem Deręgowskim, który mówił właśnie jak skutecznie rozkręcić social media, więc cały czas się kształcę w tym kierunku, żeby jakoś tam dawać znać o sobie.
Współpraca z warszawską Drum Academy to jeden z kluczowych momentów w twoim dotychczasowym życiu muzycznym?
Tak, nawiązanie współpracy z tą szkołą, to był przełom, ale zanim to się stało, musiałam się przeprowadzić do Warszawy. Trójmiejskie podwórko było mi już dobrze znane, a poza tym, tam panuje w dużej mierze jazz. Metal też, ale raczej w undergroundzie. To wszystko już znałam i doszłam do wniosku, że warto poszukać czegoś nowego - znajomości, miejsc i ostatecznie postawiłam na Warszawę. Po przeprowadzce stwierdziłam, że chcę zacząć grać na perkusji świadomie. Do tego czasu, wszystko co robiłam za bębnami opierało się na graniu ze słuchu i obserwowaniu perkusistów na YouTube. Nie miałam żadnych podstaw, nie potrafiłam czytać nut. Kiedy już byłam w Warszawie, postanowiłam zapisać się na lekcje do Oskara Podolskiego. Przyszłam do Drum Academy i akurat zastałam Agnieszkę, która już chyba wiedziała kim jestem, bo Oskar zna się z Adamem, więc jak zobaczył, że na lekcje zapisała się Anna Tkaczyk, to połączył fakty i powiedział też o tym Agnieszce. Te lekcje bardzo dużo mi dały, na początku przerabialiśmy wyłącznie nuty, nic nie graliśmy na zestawie, bo Oskar wyszedł z założenia, że musi mnie nauczyć tego, czego nie potrafię, a znajomość tych podstaw otworzy mi oczy na granie i świadomość.
Śmieję się, że gram na bębnach już jakieś 10 lat, ale świadomie, to dopiero od 3. Dopiero wtedy zaczęłam rozróżniać wartości, zaczęłam grać z różną dynamiką, a nie tylko naparzałam, dla samego naparzania. Przyjęło się też, że kobiety mają mniej siły, a tym bardziej, że jestem niziutka i malutka, to chciałam pokazać, że to nieprawda, kobiety też potrafią walnąć w bęben.
„ |
Dopiero wtedy zaczęłam rozróżniać wartości, zaczęłam grać z różną dynamiką, a nie tylko naparzałam, dla samego naparzania. |
Tym bardziej, że jesteś rockową dziewczyną.
Dokładnie! Zawsze miałam to z tyłu głowy, że trzeba pokazać, że dziewczyna też potrafi dobrze zagrać rocka i przywalić w bęben. Kiedy zaczęłam tę świadomą przygodę z perkusją, rozjaśniły mi się kwestie dynamiki i sama byłam w stanie stwierdzić, jakich ćwiczeń potrzebuję, żeby się rozwijać. Ta świadomość pozwoliła mi na to, żeby iść dalej i szukać tego, czego potrzebowałam, aby stawać się coraz lepszą perkusistką. W tej chwili wiem na czym mam się skupiać i to robię.
Dlatego wizyta na Open Minded Drum Camp. Wyzwanie i wspaniali nauczyciele Dom Famularo, Anika Nilles, Claus Hessler oraz Szymon Fortuna.
Niesamowity zestaw perkusistów, ale przede wszystkim to świetni pedagodzy. Naprawdę każdemu perkusiście polecam, żeby tam pojechał, bo to kompletnie zmienia sposób postrzegania własnej gry. Można się dowiedzieć, czego się jeszcze nie potrafi, a to jest bardzo istotne. Ważne jest też to, żeby sobie uświadomić, co chcielibyśmy umieć i co zrobić, żeby to osiągnąć. Wiadomo, że człowiek nie jest w stanie nauczyć się wszystkiego, a gra na perkusji ma niesamowicie szerokie spektrum.
Co byś podpowiedziała przy szukaniu materiałów edukacyjnych?
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, jaką drogą chce się podążać. Niektórzy wolą zostać perkusistami uniwersalnymi, którzy zagrają w różnych projektach, a inni chcą znaleźć konkretną drogę, np. chcą być perkusistami jazzowymi i na tym się skupić. To dosyć złożony temat i zrozumienie tego, którą drogą chce się podążać, nie jest proste, trzeba szukać. Osobiście uważam, że sama nadal poszukuję. Życie czasem samo pcha nas w jakimś kierunku, bo nagle dostajemy propozycję i wtedy testujemy, jak się w tym odnajdujemy. Do tego dochodzi czynnik ludzki, czyli jak się zgrasz z innymi muzykami. Czasem przypadniecie sobie do gustu, czasem nie, a innym razem odczucia są mieszane.
Jeżeli chodzi o szukanie materiałów edukacyjnych, to moim zdaniem, trzeba się skupić na podstawach. Dla mnie, solidne, mocne podstawy to coś najistotniejszego w grze na perkusji, bez tego ani rusz. Nie można tego lekceważyć. Gra z metronomem, z ludźmi, ćwiczenie w tempach niekomfortowych, to wszystko jest bardzo ważne. Ostatnio właśnie zauważyłam, że najlepiej jest ćwiczyć coś, co jest dla nas jak najmniej komfortowe, bo to potem daje więcej efektów. Nie będziemy lepsi bez podnoszenia sobie poprzeczki.
Open Minded Drum Camp dosyć dosadnie uświadomił mi, na czym mam się skupić, a najlepsze jest to, że z tym bookletem z campu, można później śmiało ćwiczyć przez cały rok. Z całego serca wszystkim polecam ten camp.
„ |
Życie czasem samo pcha nas w jakimś kierunku, bo nagle dostajemy propozycję i wtedy testujemy, jak się w tym odnajdujemy. |
Dużym wydarzeniem była też Rapsodia Śląska.
Rapsodia Śląska była jednym z tych koncertów, który będzie się pamiętać do końca życia. Miało to miejsce na Stadionie Śląskim i z tego co pamiętam, było tam około 30 tysięcy ludzi, co więcej, był to koncert transmitowany. Emocje sięgały zenitu, ale wszystko się na szczęście udało.
Tutaj taka ścieżka spraw, na potwierdzenie powiedzenia „wszystko jest po coś”, bo jak dostałam się na Rapsodię? Przeprowadziłam się do Warszawy, poszłam do Drum Academy, poznałam Agnieszkę, a potem Agnieszka poleciła mnie Beacie, żebym dołączyła do tego projektu.
W tamtym momencie to było dla mnie wielkie wyzwanie, ponieważ z zapisu nutowego byłam wtedy zupełną świeżynką. Jednak podjęłam się tego i siedziałam po nocach, żeby umieć rozczytać, co tam jest napisane. Było ciężko, ale finalnie jestem bardzo zadowolona i długo to zapamiętam, bo wspomnienia są niesamowite. Tym bardziej, że było nas tam 10 perkusistek i fantastycznie było je poznać. To, że spotkałyśmy się w jednym miejscu, to też coś wspaniałego, bo w Trójmieście nie ma zbyt wielu perkusistek. Jak zaczynałam grać, to byłam taką rodzynką, ale to na szczęście się zmienia i coraz więcej dziewczyn siada za bębnami, co bardzo mnie cieszy.
Jesteś czasem wściekła na swoją prawą rękę?
Czasem się wściekam, że nie jest bardziej wyćwiczona, ale nad tym obecnie pracuję. Uważam, że warto takie rzeczy przemieniać w swoje atuty. Może to mnie właśnie wyróżnia i przez to jestem ciekawszym perkusistą. Ludzie się zatrzymają, zobaczą, że nie mam dłoni, ale gram na bębnach i stwierdzą, że to niesamowite i czadowe. Myślę, że to plus.
Jeżeli chodzi o samą grę na perkusji, to nie odczuwam zbyt mocno jakiegoś dyskomfortu. Szybkie granie szesnastek prawą ręką jest dla mnie wielkim wyzwaniem, ale czuję, że to też jest kwestia odpowiedniego treningu, można to dopracować. Myślę, że głównym, nazwijmy to problemem, może być to, że ludzie mogą się bać współpracy ze mną. Mogą myśleć, że nie dam rady uciągnąć całego koncertu z przyklejoną pałeczką. Dla nich to jest coś nowego, a dla mnie to jest już norma i potrafię ćwiczyć 5 godzin na perkusji ciągiem. Poza tym zapisałam się na siłownie, żeby zwiększyć swoją wytrzymałość, ale szczerze mówiąc, to obecnie nie mam z tym większych problemów.
Masz ciągoty rockowe, czy jest jakiś polski projekt, w którym chciałabyś grać?
Oj, ciężkie pytanie… Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to projekt Karaś/Rogucki, który bardzo mi się podoba. Nie jest to co prawda stricte rockowy projekt, ale lubię. Fajny jest Zalewski, Ewelina Lisowska i jej rockowe występy na koncertach, to jest coś, w czym bym się widziała. Jak się ją słyszy w radio, to taki zwykły pop, ale to co robi na koncertach – czad! Daria Zawiałow też jest super. Generalnie nie zamykam się na rock.
Gdzie się widzisz za 5, 10 lat?
Myślę, że widziałabym się w zespole, jako muzyk, który gra koncerty i jeździ w trasy.
W zespole czy u kogoś w zespole?
Dosyć istotna różnica, ale myślę, że jednak u kogoś w zespole. Kto wie? Może z czasem otworzę własną szkołę perkusyjną? Warszawski rynek jest już dosyć mocno nasycony, jeżeli chodzi o szkoły perkusyjne, więc raczej skłaniałabym się w stronę Trójmiasta i tyle powiem na tę chwilę (śmiech).
Co robi na tobie największe muzyczne wrażenie? Podchodzisz bardziej muzycznie czy perkusyjnie?
Faktycznie, wcześniej siedziałam głównie nad nagraniami perkusyjnymi, przyglądałam się ulubionym bębniarzom, oglądałam drum camy, ale to się zmieniło.Im więcej mam lat, im więcej mam doświadczenia, tym muzyka jest dla mnie bardziej całością i w ten sposób ją odbieram. Perkusję postrzegam przez pryzmat jej miejsca i przez to co wnosi do tej całości.
W moim sercu siedzi muzyka rockowa, ale obecnie, ta bardziej nowoczesna. Myślę, że taką kapelą, którą mogę wskazać w tym temacie, to będzie Bring Me The Horizon. Jaram się nimi już od dłuższego czasu. Do tego jeszcze Royal Blood, Asking Alexandria i Paramore.
Wiesz, że wybrałaś absolutnie ciężki instrument w kwestii przyszłości, pracy i samej obsługi.
Zdaję sobie z tego sprawę, ale perkusja jest częścią mojego życia i nie potrafiłabym, z niej zrezygnować. Idę w zaparte, ale jestem człowiekiem, który lubi pokazywać samemu sobie, że potrafię. Jeżeli założę sobie jakiś cel, to do niego dążę. Po prostu.
Materiał opracowali: Artur Baran, Salemia