Felieton Piotra Pniaka: Luksus i sztuka czyli poligamia w czasach samych świętych
Mamy dziś dostęp do niezliczonej ilości materiałów dydaktycznych. Mam na myśli materiały nutowe, pliki dźwiękowe, filmy instruktażowe DVD, również te na YT czy INSTA.
Mamy również dostęp do niezliczonej ilości oryginalnych nagrań płytowych, które od zawsze stanowiły ważny element informacyjny o tym, co da się zrobić w muzyce, a w tym i na bębnach. Oczywiście, wersje z obrazkiem stały się bardziej popularne od plików audio, bo szybciej można zaaplikować nowe rytmy, przejścia, techniki oglądając i słuchając jednocześnie. I to jest OK. W końcu trudno i całkiem bezsensownie mieć żal, że żyjemy dziś szybko, skoro i tak nie mamy na to większego wpływu.
Oczywiście, każdy korzysta z dowolnych materiałów na miarę chęci, wiedzy, umiejętności i możliwości czasowych, sprzętowych oraz lokalowych, gdyż jak wiadomo instrumenty perkusyjne do bardzo cichych nie należą. Obserwując zmagania wielu perkusistów z poważnie napakowaną na dyskach infomaterią raz po raz odczuwam wzruszenie tą chęcią i zapałem poznania nowych rytmów, przejść i koncepcji wszelakich. Słyszę jak z tych pierwszych, tych nieudolnych prób zaszczepienia sobie nowych metod wykluwają się coraz to bardziej śmiałe efekty prac i coraz to bardziej dojrzałe dźwiękofrazy.
Niesamowita siła pcha muzyków w kierunku doskonałości samego mistrza, guru, czyli też dawcy pomysłu na rytm czy przejście życia. Prędkość i blask niczym „chuć” niepojęta wznosi wszystkich na coraz to wyższe półki z tytułami: „KIEDYŚ PRO”, „PÓŁ PRO”, „JUŻ PRAWIE PRO”, „PRO” oraz „MISTRZ, GURU” (czyli „Klaszcze ciocia zachwycona, klaszczą dzieci, kumple, żona”). I co...? Praca wykonana, bo efekty wyraźnie słyszalne. Gratulować!? TAK! Oczywiście, zachwytowi się oddać bez reszty i gratulować z całego serca, bo całym sobą czuję i wierzę, że należy wzmacniać innych, motywować i doceniać zaangażowanie kolegów, koleżanek po fachu, a w szczególności uczniów czy studentów!
Ale uwaga! Zaraz po tym, jak fala euforii po studyjno-koncertowych sukcesach ulegnie wyciszeniu, warto zadać sobie kilka prostych pytań, bo w nich właśnie siła zaklęta i bezlitosna wobec różnych reakcji organizmów naszych np. często spotykanego gwiazdorstwa, osiadania na laurach, przydarzającej się chwilowej nostalgii, przepracowania, zmęczenia rutyną czy też zwykłego chwilowego braku mocy intelektualnej.
Bo właśnie pytanie jako instytucja budząca umysł i ciało do życia (tu było o mnie samym) warte jest grzechu, a bardziej nawet i ryzyka. I nie bez przyczyny o ryzyku wspominam, bo pytanie warto zadać nawet w obliczu najbardziej bolesnej prawdy! Nawet wtedy, gdy w odpowiedzi mielibyśmy usłyszeć: „...JEMNIOM...”! Zaprawdę powiadam wam. Warto pamiętać o pytaniach i stosować je najczęściej względem siebie samego.
Bardzo często słyszę od wielu perkusistów wątpliwości i pytania mniej więcej w takim tonie: „Jakie mam stosować ćwiczenia? Od kilku lat ćwiczę systematycznie i zrobiłem już tak wiele. Ugryzłem Gavina Harrisona, obcykałem trochę Jojo Mayera, „oblookałem” Aarona Spearsa. Przepykałem hip-hopy i podwójną stopkę, jedynki i dwójki gram, wszechobecne paradidle znam na pamięć i nie bardzo wiem, co mógłbym teraz robić, by stać się lepszym perkusistą, by stale się rozwijać…”.
No właśnie, moi drodzy....No właśnie tu jest przesłynny „pies pogrzebany”! Mamy tak wiele informacji, że zacinamy się na etapie podjęcia decyzji! Zacinamy się, bo nawyk przyswajania informacji stał się tak silny, że jedyny i poprzez swoje mocne zaistnienie wykluczył całkiem myślenie indywidualne. Bo luksus w każdej dziedzinie naszego życia bywa falą o charakterze niszczycielskim. Bo ten na ogół nie motywuje, a jeśli nawet, to na krótki dystans, ale wcześniej czy później usypia naszą czujność i umiejętność samooceny wykonywanych prac.
Czasy moich wycieczek po kasety VHS do berlińskiego DRUMLANDU na Fasanenstrasse minęły już dawno i pomimo wielu miłych wspomnień cieszę się bardzo, że dostęp do informacji jest dziś wszechobecny i tak prosty. Cieszę się, że tyle osób może dziś znaleźć radość grając na instrumentach, grając w zespołach i słuchając muzyki. Ale za wyjątkiem tych ostatnich, a raczej tych wyłącznie słuchających i nieuprawiających gry na instrumentach, wszyscy jesteśmy narażeni na powstanie nawyku bezmyślnego działania, jakim jest pochłanianie wiedzy.
Dobry człowieku. Jeśli takich „pochłaniaczy”, jak ty, jest na świecie kilka czy kilkanaście milionów, to wszyscy będziecie brodzić w rytmach „proponowanych” i nigdy nie stworzycie niczego nowego, a znużenie i rutyna tylko czekają, by wytłumaczyć wam, że świat jest zły, bo nikt jako muzyka was nie docenia. Bo pomimo – wydawałoby się – pionierskiej pracy i poświęceniu założyliście sobie kajdany artysty niewolnika i pozostaje tylko nieustannie ścigać się z kolegami. Który więcej wzorków wystuka, ten bardziej w światku muzycznym zabłyśnie.
Pytam! Kto powiedział, że muzyka jest materią skończoną, zamkniętą, całkiem wyświechtaną i zużytą? Kto? Kategorycznie temu zaprzeczam! Kategorycznie! Fakt, że muzyka rockowa w ostatnich latach ulega rozwojowi tylko dzięki zabiegom produkcyjnym przestał być już prawdą, bo zabiegi te stały się standardem, czyli klasycznym już rozwiązaniem. Dziś największy wpływ na rozwój rocka mają właśnie perkusiści!!! Oczywiście, ci bardziej odważni, pracowici i przede wszystkim niestroniący od innych gatunków muzycznych niż ten „docelowy”.
A zatem warto z gęstwiny np. YouTube wyłowić dla siebie „nowe” i przełożyć na inny język stylistyczny. Tutaj ta swego rodzaju poligamia stylistyki i informacji o różnicach faktury bardzo popłaca. Tutaj stanowi ona element kreatywności, bo jest właśnie przeniesieniem pewnych charakterystycznych cech jednego gatunku na zupełnie inny grunt! Warto tak działać, podejmować próby, ale trzeba mieć świadomość, że i to z czasem mniej cieszy, bo wszyscy uczą się od wszystkich i pomimo zachwytu i piękna tegoż indywidualnego rozwoju, mamy do czynienia bardziej z rozwojem masowym. Mamy ponownie do czynienia z efektem zjadania własnego ogona. I żeby było jasne, nie jestem przeciwny temu, co klasyczne, proste i przejrzyste! Wręcz przeciwnie. Szanuję to i uwielbiam, ale na litość boską – TO NIE JEST JEDYNA DROGA W MUZYCE, W SZTUCE!
I jeśli ten artykuł trafi w ręce choćby jednej bardziej ambitnej osoby, to liczę na zmiany w sposobie myślenia poprzez systematyczne łączenie tego, co było z tym, co się obecnie zmienia i wreszcie z tym, co tu i teraz SAMI zaplanujemy i wytworzymy! I uwaga! Ta systematyka i konsekwencja w wytwarzaniu nowych pomysłów powinna być skrupulatnie rejestrowana. I dopiero z perspektywy miesięcy, czy nawet roku, winna być oceniana, by mogła zostać po pierwsze – zachowana do oceny, po drugie – by ocena taka była sprawiedliwa. Mam na myśli fakt, że sami często nie doceniamy naszych pomysłów, jeśli oceny takiej dokonujemy zbyt wcześnie. Lepiej jest zapomnieć i tworzyć dalej, a z czasem powrócić i cieszyć się efektami.
Wróćmy na chwilę do problemu muzyki rockowej. Co zmieniłoby się w ostatniej dekadzie, gdyby bardziej ambitni perkusiści pozostali przy frazach, zbliżonych do Dream Theater i wystukiwali je głośniej lub ciszej przez kolejne pół wieku? Jaka byłaby ta muzyka, gdyby nie fascynacje pałkerów rytmami, a czasem i przejściami wynikającymi z wykorzystania np. technik linearnych lub muzyki o zwiększonym stopniu uwrażliwienia na bardziej „jazzowe” brzmienia? Nic nie uległoby zmianie! Nic! A czy musi się zmieniać? Osobiście widzę to tak: jeśli coś istnieje, żyje, to zmiany z pewnością wcześniej, czy później nastąpią, są niejako wpisane w słowo „życie”. A muzyka zmienia się w swoim tempie i ma swoje powody, bo rozwija się w sposób całkiem intuicyjny lub też z naszą pomocą, gdyż stanowi efekt poszukiwań, choć czasami dotyczy to tylko jednego z członków zespołu. I nawet takie jednoosobowe wprowadzenie modyfikacji już owocuje „oddechem”, bo zmianą w muzyce. I jest to zjawisko wyraźne dla jegomościa z bardziej czujnym uchem, ale też wyraźnie odczuwalne dla przeciętnego słuchacza, który zjawisk muzycznych jak muzyk nie rozumie i tworzyć nie potrafi.
Wyraźnie zachwalam i jednocześnie ganię sposób myślenia pochłaniających wiedzę muzyków, bo z jednej strony uczą się i rozwijają, i cześć, i chwała, a z drugiej strony są w mojej opinii zbyt leniwi lub całkiem obojętni na zabawę muzyczną materią i własne poszukiwania.
Takie nakierowanie na zwiększoną otwartość w świecie dźwięków może – i mam nadzieję, że tak się stanie – spowodować powiew świeżości w podejściu do planowania pracy i podziału czasu ćwiczeń. Wystarczy, że do każdego spotkania z instrumentem dołączymy nowe pomysły, a te, no cóż… można generować w nieskończoność i mogą dotyczyć różnych elementów muzycznych. I zamiast podziwiać filmiki z szokującymi pomysłami twórzmy je, szokując samych siebie. Pomocne mogą się okazać wymyślone przez nas pytania i odpowiedzi, których sami udzielimy. Żadne trudne i skomplikowane, żadne nieosiągalne!
Oto kilka moich pomysłów. Niektóre z nich już sprawdziłem i nadal je testuję, inne są bardzo świeże, radosne i spontaniczne:
1 Dublowanie.
Z jakich instrumentów składa się klasyczny zestaw perkusyjny? Dowolny element zestawu zdubluj np. werbel, splash, bęben basowy, by w sposób bardzo wyraźny lub odwrotnie – bardzo subtelnie – różnił się od znajdującego się już w zestawie. Mocny kontrast np. brzmienia czy wysokości dźwięku werbla, czy centralki, pozwoli uzyskać ciekawy efekt, ale za to subtelne niestrojenie np. dwóch identycznych splashy, użytych jeden po drugim, pomoże uzyskać specyficzną sferyczność. Ja stosuję to zestawienie splashy, choć nikt mnie tego nie uczył, nawet YT.
2 Dodawanie.
Jakie instrumenty są w obecnym zestawie? Dodaj instrument, którego nie posiadasz w zestawie. Może to być cowbell, multipad, tamburyn, ale równie dobrze możesz zastosować: djembe, dzwonki, trąbkę czy syntezatory lub harmonijkę ustną.
3 Odejmowanie.
Z zestawu perkusyjnego pozbądź się dowolnego elementu lub – jeśli wolisz – kilku z nich. Jak zagrasz rytm? Jak zabrzmi taki rytm? Może czasem lepiej bez hi-hatu lub na samych tomach czy centrali? Inny przykład odejmowania. Z dowolnego patternu wyjmij dowolny dźwięk lub grupę. Jest teraz 7/8 czy inne metrum?
4 Zastąpienie.
Na jakich instrumentach wykonujesz najczęściej podstawowe rytmy? Zamień je częściowo lub całkowicie. Jeśli kombinacja „stopa, werbel, hi-hat” zostanie częściowo lub całkowicie zastąpiona innymi instrumentami, to ten sam rytm nabierze nowego charakteru i nowej energii. Można również pałki zastąpić palcami lub miękkimi pałkami do wibrafonu czy kotłów. Można też spróbować łączyć różne rodzaje pałek np. pałką wibrafonową zagraj na werblu lub floor-tomie, a drewnianą miotełką na hi-hacie lub talerzu typu „ride”.
5 Zmiana kolejności.
Spróbuj zagrać rytm, rozpoczynając od drugiej ósemki czy szesnastki. Później od trzeciej, od czwartej i tak dalej, aż do wyczerpania wartości w takcie. Dobrze jest zapisać taki przykład rytmiczny, by nie stracić kontroli nad wykonywanym rytmem. Nagraj i posłuchaj, który rytm inspiruje cię do napisania nowej piosenki.
6 Nowy element, zestawienia.
Do rytmu na zestaw perkusyjny dodaj zupełnie inny charakter. Wypisz znane ci rytmy/stylistyki i dowolnie łącz. Ja w swojej piosence użyłem połączenie marsza i prostego hip-hopu. W ten sposób uzyskałem oryginalnie brzmiący i idealnie pasujący do charakteru utworu jednotaktowy loop.
7 Zestawienia rytmów lub łączenie o różnym metrum.
Tu proponuję zapoznać się z odcinkami moich lekcji pod hasłem KREAKTYWNIE w internetowej wersji magazynu „Perkusista” i oczywiście stworzyć własne kombinacje.
8 Połącz różne propozycje z powyższych, by w krótkim czasie osiągnąć całkiem nowe dla świata przestrzenie rytmu i brzmienia.
9 Zignoruj całkowicie wszystkie powyższe informacje, tworząc własną listę modyfikacji. Inspiracją może być książka, film czy widok za oknem.
Inne podejście zestawień rytmów czy też muzycznych charakterów może obudzić skojarzenie charakterystycznych elementów gry konkretnych artystów.
Wystarczy wypisać na kartce kilka nazwisk i połączyć liniami, a następnie podjąć próbę złożenia stylistyk w jedną całość. Przykłady połączeń nazwisk artystów: Ash Soan/Dennis Chambers, Stewart Copeland /Lars Ulrich, Manu Katche/Aaron Spears, Steve Gadd/David Grohl, Alex Acuna/Jack deJohnette, Peter Erskine/Phill Collins, Bill Bruford/Sheila E.
I TAK!
Na „PSTRYK”!!! można przewracać wszystkie znane rytmy do góry nogami i tworzyć całkiem nowe bez oglądania się na innych perkusistów czy kompozytorów. I uwierzcie lub nie, ale takie podejście nigdy nie nuży, a wręcz nieustannie budzi do działania. Tworzenie nowych koncepcji staje się pasją życia, a oglądanie się na innych stanowi jedynie rutynową obserwację ich poczynań. Pogratulować im można i zmotywować ich do dalszego działania, bo zawsze miło jest, gdy ktoś naszą pracę docenia.
I jeśli choć jedno tylko ziarno prawdy tkwi w powiedzeniu, że „Sztuka rodzi się z buntu” to bądźmy buntownikami własnych przyzwyczajeń i innych luksusów, wygód i laurów. Odrzućmy całą naszą wiedzę i doświadczenie, by na nowo, na świeżo, z czystą głową tworzyć, może raczej odkrywać całkiem nowe dźwięki. Taka właśnie negacja jest również wyśmienitą techniką odcinania przyrośniętych nawyków myślowych. A zatem wspólnie buntujmy się i razem rośnijmy, perkusyjna rodzino!
P.S. Kochani, bardzo was proszę, żebyście nie opowiadali mi, że gracie w domu – cytuję: „na elektrycznej perkusji”, bo korci mnie, żeby wstawić wam w mały tom-tom nocną lampkę, do floor-tomu włożyć toster, a do centralki drukarkę. O krzesełku elektrycznym do perkusji już nie wspomnę…
Foto: Jeff Yeager, Robert Wilk, Robert Downs