Iron Maiden - Senjutsu
Wierni sympatycy kapeli starzeją się razem z zespołem, bo w tym przypadku mamy zestaw piosenek dla… starszych ludzi. Tyle w tym emocji i energii i wcale nie chodzi o tempo gry.
Napęd: Nicko McBrain (Warner Music, 2021)
Typ silnika: heavy metal
Trasa: Oczywistym jest, że już od dłuższego czasu, każda nowa płyta Iron Maiden to tak naprawdę zestaw tego samego i największe emocje wywołuje forma w jakiej zostanie podana całość. Jak zespół ubierze koncept kolejnej płyty? Z pewnością „Senjutsu” nie jest wulkanem energii, raczej zestawem w miarę spokojnych kompozycji, w typowym dla kapeli melodyjnym klimacie. Wolniejsze tempo jest zrozumiałe patrząc na staż zespołu. Ciężko się spodziewać by zespół zyskał nowe rzesze fanów po tym albumie, ale przecież ta kapela tego kompletnie nie potrzebuje, więc z pewnością nie tędy droga. Dlatego mamy ślamazarną płytę utkaną powtarzalnymi schematami. Weźmy za przykład chociażby „Lost In A Lost World” i przejdźmy do kolejnego numeru „Days Of Future Past”. Bez większych problemów można zrobić z tego jeden numer. Śmiało można postawić tezę, że mało kto rozróżni po pierwszych przesłuchaniach, że mamy inną piosenkę. Dalej też jest mocno usypiająco. W zasadzie, względna różnorodność lub jak kto woli świeżość płyty, kończy się z trzecim utworem, dodając do tego „Darkest Hour”. Druga część albumu (druga płyta) brzmi w zasadzie jak jedna wielka coda. Na koniec mamy trzy piosenki ponad 10 minutowe, w których niezbyt dużo się dzieje, wliczając w to nawet samą strukturę i układ, chociaż pewnie dla niektórych jest to jakaś tam oznaka spójności koncepcji, no cóż… Kiedyś zespół rozwodził się w klimatach na zapomnianej (głównie z racji osoby ówczesnego wokalisty) płycie „X-Factor”. Patrząc na niniejszy materiał muzyczny (nie mówimy o wokalach!) znacznie łatwiej docenić atmosferę pomysłów z 1995 roku. Co do samego Bruce’a Dickinsona, cieszy to, że legendarny wokalista, po problemach zdrowotnych, znowu dźwignął płytę, chociaż same linie wokalne są kompletnie bez polotu i pomysłu na melodię oraz frazę.
Nicko McBrain? Jak to Nicko, robi swoje w podanej konwencji. Czasami próbuje coś „zaszpachlować” rytmicznie, akcentując nieco inaczej w znanych od dawna riffach. Tym samym ma to w jakiś sposób dodać świeżości do całości. Efekt średni. Na uwagę zasługuje jednak brzmienie zestawu Nicko. To akurat ciekawy element z perspektywy korzystania z nowej marki jaką jest British Drum. O ile Nicko faktycznie nagrywał na tych bębnach (w studio nie takie cuda odchodziły), to mamy bardzo fajnie podane bębny - okrągłe, mięsiste, osadzone, zważywszy, że perkusista lubi korzystać z wymagających tomów typu „square” (głębokość = średnica). Co do blach to kolejny raz, jasne talerze z brązu B8 i B15 odnajdują się świetnie wśród gitar.
Fani zespołu zawsze znajdą swoje momenty, zawsze. Takie jest DNA maniaków Iron Maiden i ukłony za ich samozaparcie, chociaż z racji tego oddania raczej nie powinni robić recenzji płyt swojej ukochanej formacji.
Wrażenia z jazdy: Wierni sympatycy kapeli starzeją się razem z zespołem, bo w tym przypadku mamy zestaw piosenek dla… starszych ludzi. Tyle w tym emocji i energii i wcale nie chodzi o tempo gry. Wiadomo, Iron Maiden nie odkryje koła na nowo, nikt tego przecież nie oczekuje. Mimo wszystko odsmażać kotlet też można na różne sposoby. Ogólnie rzecz ujmując, jakby tej płyty nie było, to naprawdę nic by się nie stało. No, ale jest pretekst by zrobić trasę i bynajmniej nie pożegnalną. Ten punkt żywota każdej rockowej kapeli jeszcze przed nimi. Tak czy inaczej, po wielkim zachwycie co niektórych, wartość płyty zweryfikuje trasa koncertowa, a tam nie przewiduję szaleństwa podczas prezentacji repertuaru z tej płyty.
Odcinki specjalne: Bębny w „Senujutsu”, proste, ale pasujące do całości i z fajnym brzmieniem. Drugi utwór „Stratego” posiada typową dla Nicko szybką stopkę.